Ignacy Morawski: Trzeba myśleć o rozwiązaniach zabezpieczających kredytobiorców w razie gwałtownego skoku kursu franka w przyszłości
Ponad 100 mld zł w najgorszym wariancie może kosztować banki przewalutowanie kredytów frankowych według prezydenckiego projektu - wynika z analizy Komisji Nadzoru Finansowego. Zdaniem ekonomisty Ignacego Morawskiego koszt ten powoduje, że ustawa jest praktycznie nie do przyjęcia. Dodaje jednak, że warto pomyśleć o rozwiązaniach, które zabezpieczyłyby kredytobiorców w razie gwałtownego skoku kursu franka w przyszłości.
- Propozycja restrukturyzacji kredytów frankowych w tej formie, jaka została zaproponowana przez Kancelarię Prezydenta, jest praktycznie nie do przyjęcia. To będzie zbyt duży koszt - mówi agencji informacyjnej Newseria Inwestor Ignacy Morawski, ekonomista. - Restrukturyzacja kredytów frankowych w formie zaproponowanej przez Kancelarię Prezydenta będzie kosztowała sektor finansowy mniej więcej tyle, ile wynosi 6-7-letni zysk. To byłoby potężne uderzenie w ten sektor, które najprawdopodobniej zakończyłoby się kryzysem gospodarczym.
Kilka tygodni temu Narodowy Bank Polski oszacował wstępnie koszt prezydenckiej propozycji dla sektora bankowego na 44 mld zł. Miesiąc później ukazała się bardziej szczegółowa analiza Komisji Nadzoru Finansowego, zgodnie z którą powyższa kwota to najłagodniejszy wariant obciążenia. W zależności od sposobu przewalutowania i wariantu (przeanalizowano 4 scenariusze w dwóch wariantach każdy) koszt przewalutowania mógłby sięgnąć od 44,6 mld zł do 103,4 mld zł. Tymczasem cały sektor zarobił w ubiegłym roku niespełna 11,5 mld zł, a niemal połowę tej kwoty (5,5 mld zł) i tak będzie musiał przeznaczyć w tym roku na podatek bankowy, który obowiązuje od lutego.
- Poszukiwanie rozwiązania problemu kredytów frankowych powinno się koncentrować na zabezpieczeniu ryzyk na przyszłość, a nie rozwiązaniu problemów, które są teraz, ponieważ one nie są tak bardzo palące - ocenia Morawski. - Oczywiście wiele gospodarstw domowych ma problem i trzeba im w jakiś sposób pomagać. Natomiast jest już fundusz pomocy kredytobiorcom, są instytucje upadłości konsumenckiej, są sposoby, żeby sobie z tym radzić. Ogólnie problem niespłacalności kredytów frankowych nie jest bardzo duży.
Jak wynika z najnowszego raportu Biura Informacji Kredytowej, które przeanalizowało spłacalność kredytów zaciągniętych w najbardziej newralgicznych latach 2006-2008, szkodowość kredytów we frankach, czyli opóźnienie w spłacie powyżej 90 dni, okazuje się być po 7-9 latach wyraźnie niższa niż w przypadku kredytów złotowych pochodzących z tych samych lat. Banki udzieliły wówczas 924 tys. kredytów mieszkaniowych, z czego prawie połowę we franku szwajcarskim (436 tys.). Z analizy wynika także, że kredytobiorcy walutowi lepiej niż złotowi spłacali swoje kredyty w ubiegłym roku, gdy frank mocno drożał. Udział opóźnionych kredytów złotowych był 1,5 raza wyższy niż w przypadku kredytów walutowych, a udział rachunków opóźnionych w obsłudze w portfelu złotowym pochodzącym z lat 2006-2008 wzrósł w trakcie 2015 r. silniej niż w walutowym.
- Sądzę, że w niestabilnym świecie jest ryzyko, że kurs franka w pewnym momencie wystrzeli dużo wyżej niż obecnie. Nie mówię, że to ryzyko jest bardzo duże. Ale podkreślam, że żyjemy w niestabilnym świecie i powinniśmy szukać instrumentów, które pozwolą zabezpieczyć gospodarstwa domowe posiadające te kredyty na przyszłość - proponuje Ignacy Morawski. - To będzie oczywiście bardzo trudne, ale to powinien być kierunek poszukiwań ze strony ustawodawcy, a nie restrukturyzacja obecnych kredytów w tak kosztownej formie, jak proponowano to do tej pory.
W latach 2006-2008 kurs franka wahał się między 2-2,5 zł, zanim w styczniu ubiegłego roku Narodowy Bank Szwajcarii uwolnił kurs franka od kursu euro, co spowodowało jego gwałtowny skok i za szwajcarską walutę trzeba było wówczas płacić niecałe 3,60 zł. Obecnie frank kosztuje ok. 30 gr więcej.