Inflacja groźna dla portfeli Polaków. Topnieją płace, emerytury i ”500 plus”

Ponad 17-procentowa inflacja odnotowana w Polsce w ciągu ostatnich 12 miesięcy oznacza, że w tym czasie realna wartość przeciętnego wynagrodzenia spadła o ponad tysiąc złotych, a minimalnej płacy i średniej emerytury o około 500 złotych. W ten sam sposób liczona siła nabywcza świadczenia ”500 plus” to w tej chwili równowartość 414 złotych, ale jeśli uwzględnić inflację od 2016 roku to za dzisiejsze 500 złotych dziecku można kupić towary i usługi o realnej wartości około 350 złotych.

Michał Przybylak, finansista z Poznania, wyliczył, że inflacja na poziomie 17,2 proc. (tyle wyniosła we wrześniu, w październiku według szybkiego odczytu GUS było to już 17,9 proc.) oznacza w ciągu roku spadek realnej wartości:

  • "500 plus" o 86 zł
  • minimalnej pensji o 517 zł
  • średniej pensji o 1132 zł
  • średniej emerytury o 464 zł
  • każdego 1000 złotych oszczędności o około 145 zł

Inflację mamy najwyższą od ćwierćwiecza i jedną z najbardziej dotkliwych w całej Unii Europejskiej. Dla porównania, średnia inflacja w strefie euro wyniosła we wrześniu 2022 roku około 10 proc. Wśród państw członkowskich UE wyższą dynamikę cen notują: Czechy, Węgry, Estonia, Litwa i Łotwa. Cztery ostatnie kraje mają inflację ponad 20-procentową.

Reklama

Sztandarowy program rządu przegrywa z drożyzną

Skutki inflacji dla polskich rodzin najbardziej widoczne są w odniesieniu do program "Rodzina 500 plus", który jest realizacją jednej z głównych wyborczych obietnic Prawa i Sprawiedliwości. Od początku przyjęto zasadę, że wypłacane świadczenie jest stałe i nie będzie korygowane wskaźnikami inflacji. Z tego powodu realna wartość kwoty z miesiąca na miesiąc maleje.

Rządowy program "Rodzina 500 plus" wszedł w życie 1 kwietnia 2016 roku, a w lipcu 2019 roku został poszerzony i objął wszystkie dzieci w Polsce. Beneficjentom przysługuje comiesięczne świadczenie wychowawcze w wysokości 500 złotych na każde dziecko, o ile nie ukończyło ono 18 roku życia. Pieniądze są wypłacane bez względu na dochód osiągany przez rodzinę.

Za pół tysiąca złotych z "500 plus" kupujemy dziś tyle, ile w 2016 roku można było dostać za około 350 złotych. Z drugiej strony, żeby za świadczenie można było kupić tyle samo co 6 lat temu, powinno ono wzrosnąć do prawie 700 złotych.

Ostatnio pojawiły się spekulacje, że rząd podwyższy kwotę na każde dziecko z 500 do 800 złotych. Taka waloryzacja podniosłaby roczne koszty programu z 40 do 64 miliardów złotych. Magdalena Rzeczkowska, minister finansów, rozwiała jednak wątpliwości.

- Absolutnie nie ma takich planów, by podnosić świadczenie do 800 złotych. Mamy inne priorytety w tej chwili, na przykład wyzwania energetyczne i w dziedzinie bezpieczeństwa. Podnieśliśmy do 3 proc. PKB wydatki na obronność - oświadczyła minister.

"500 plus" bez efektu demograficznego

W 2016 roku 500 złotych stanowiło niemal jedną trzecią płacy minimalnej. Dziś jest to znacznie mniej, bo najniższe wynagrodzenie od tamtej pory wzrosło z 1850 do 3010 złotych. W dodatku "500 plus" miało być bodźcem demograficznym, ale już dawno nim nie jest.

Stanowisko demografów jest w tej sprawie jednoznaczne - rządowy program "Rodzina 500 plus" tak naprawdę tylko w pierwszym roku funkcjonowania przyczynił się do wzrostu liczby urodzonych dzieci. Natomiast od 2-3 lat polskie wskaźniki demograficzne są fatalne. Właśnie dlatego politycy PiS od dawna podkreślają, że celem programu jest "pomoc socjalna i wychodzenie z biedy polskich rodzin", a nie wspominają o jego wpływie na przyrost naturalny.

Do wysokiej inflacji musimy się przyzwyczaić

Ekonomiści zwracają uwagę na fakt, że wysoka inflacja - w krótkim terminie - jest na rękę rządzącym. Niektórzy nazywają ją nawet ukrytym podatkiem. Michał Przybylak wylicza, że rząd zyskuje 4,7 miliarda złotych za każdy punkt procentowy inflacji.

- Gospodarstwom domowym inflacja redukuje siłę nabywczą z trudem zarabianych pieniędzy. Za tę samą kwotę z czasem możemy kupić coraz mniej towarów i usług. Jednocześnie wraz z coraz wyższymi cenami do budżetu trafia więcej pieniędzy z podatków pośrednich, głównie z VAT i akcyzy - zauważa Ireneusz Jabłoński, ekspert Centrum im. Adama Smitha. Podkreśla, że mamy tu do czynienia z ewidentnym konfliktem interesów. Rząd dostaje więcej pieniędzy kosztem obywateli.

Co do ścieżki inflacji w najbliższych miesiącach zgodni nie są nawet członkowie Rady Polityki Pieniężnej. Zdaniem Cezarego Kochalskiego, inflacja pozostanie wysoka do pierwszego kwartału 2023 roku., ale utrzyma się blisko odczytu wrześniowego (17,2 proc.) i nie powinna dojść do 20 proc.

Z kolei Ludwik Kotecki uważa, że w pierwszym kwartale przyszłego roku dynamika cen może sięgnąć nawet 24-25 proc. Wynika to z faktu, że w lutym tego roku wprowadzono tarcze antyinflacyjne, co sztucznie obniżyło podstawę liczenia wskaźników. Innymi słowy, w lutym 2023 roku inflacja skokowo powiększy się o kilka punktów procentowych. Zdaniem Ludwika Koteckiego, roczna dynamika cen może spaść do 10 proc. w grudniu przyszłego roku, ale tylko w bardzo optymistycznym scenariuszu.

Jacek Brzeski

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »