Jak Polak zdobywał Irlandię?
Od połowy lat 80. gospodarka Irlandii rozwija się bardzo dynamicznie. To dzięki niskim podatkom i inwestycjom zagranicznym. Dlatego Zielona Wyspa wciąż potrzebuje nowych rąk do pracy.
Praca, wysokie zarobki i dobre piwo. Zielona Wyspa jest coraz bliższa Polakom. Nasi rodacy mają tam znakomitą opinię. Potocznie mówi się o nich, że to wspaniali pracownicy i bardzo dobrzy fachowcy. Od połowy lat 80. gospodarka Irlandii rozwija się bardzo dynamicznie. To dzięki niskim podatkom i inwestycjom zagranicznym. Dlatego Zielona Wyspa wciąż potrzebuje nowych rąk do pracy. Od 1999 roku do Irlandii przyjeżdża coraz więcej naszych rodaków. Polacy mają tam znakomitą opinię. Potocznie mówi się o nich, że to wspaniali pracownicy i bardzo dobrzy fachowcy. W naszym raporcie przedstawiamy opowieść o Irlandii z perspektywy trzech Polaków, którzy pracują tutaj i realizują swoje marzenia. Marzenia - przede wszystkim - o normalnym życiu.
Krzysztof Lechowski, 46 lat, żona, 2 córki.
Mieszkają w małym mieście na wschodzie Polski. Od trzech lat jest bezrobotny. Pierwszy raz pomyślał o wyjedzie do pracy w Irlandii ponad rok temu. Znajoma pojechała wtedy na Zieloną Wyspę do pracy jako pomoc kuchenna. W ciągu miesiąca zarobiła 5 razy więcej, niż jej mąż w tym samym czasie w Polsce. Krzysztof pomyślał - skoro jej się poszczęściło to i może mi się uda.
Język angielski - klucz do szczęścia
Krzysztof nie znał języka angielskiego. W szkole średniej uczył się niemieckiego i rosyjskiego. Swoją edukację angielskiego rozpoczął od zakupu rozmówek polsko-angielskich i nauczenia się ich na pamięć. Później studiował podręczniki swojej córki. "Ta nauka wstępna trwała ponad trzy miesiące" - mówi Krzysiek.
Potem zainwestował trochę pieniędzy w kurs językowy metodą Callana. "Musisz znać język, przynajmniej by móc porozumiewać się" - te słowa znajomej utkwiły mu głęboko w pamięci. Otrzymał od Ireny też kilka broszur z FAS-u (irlandzki urząd pracy). Po ich przejrzeniu wiedział, że aby znaleźć pracę w Irlandii, musi przygotować się jeszcze w kraju.
Pokaż mi swoje CV, a powiem ci, czy będziesz u mnie pracował
Wieczorami każdą wolną chwilę przeznaczał na naukę angielskiego, a w ciągu dnia przygotowywał swoje CV i uzupełniał je świadectwami pracy, certyfikatami ukończenia kursów i szkoleń zawodowych. "Irlandczycy zwracają uwagę na doświadczenie zawodowe. Ważne są także referencje od pracodawców" - tłumaczyła mu Irena. Krzysztof odwiedził więc byłego pracodawcę, od którego dostał referencje. Za radą Ireny świadectwa ukończenia kursów zawodowych i referencje przetłumaczył na angielski w biurze tłumaczeń.
Urząd pracy - pierwszy punkt informacyjny
Krzysztof regularnie odwiedzał swój urząd pracy. Skontaktował się z osobą odpowiedzialną za pomoc bezrobotnym, którzy chcą wyjechać do pracy za granicę. Wtedy dowiedział się o istnieniu EURES (europejskich służb zatrudnienia). Jako bezrobotny bez przeszkód mógł korzystać z komputera, internetu i drukarki w urzędzie pracy. Na internetowej stronie EURES przeglądał oferty pracy w swoim i pokrewnych zawodach. Był zaskoczony tym, że w tak małej Irlandii jest tyle ofert dla kucharza. Restauracje, bary, hotele i pensjonaty kusiły propozycjami zatrudnienia i dobrymi zarobkami. Ze słownikiem polsko-angielskim w ręku śledził coraz to nowe oferty. Przybywało też lęku i strachu, bo z angielskim nie było jeszcze zbyt dobrze. Za radą Anny - powiatowego asystenta EURES w urzędzie pracy - zaczął odwiedzać inne portale internetowe poświęcone Irlandii. "Im więcej będzie pan wiedział o kraju, w którym chce pan pracować, tym lepiej" - powtarzała Anna. A Krzysztof zbierał informacje o zakwaterowaniu, cenach żywności, opiece medycznej i komunikacji w Irlandii.
Internet - okno na świat
Stale odwiedzał portale internetowe. Śledził forum czytelników, gdzie o Irlandii wypowiadają się osoby, które już tam mieszkają i pracują, jak też te, które dopiero chcą wyjechać. Dzięki takim dyskusjom dowiedział się m.in., jak szukać mieszkania, gdzie tanio robić zakupy, jak przygotować się do rozmowy z pracodawcami i gdzie - w razie potrzeby - szukać pomocy.
Krzysztof jeszcze z Polski wysłał ponad 60 e-maili do pracodawców. Odpowiedziało 8, z czego 2 zaprosiło go na rozmowę kwalifikacyjną - interview. Niestety, ci pracodawcy, którzy chcieli spotkać się z Krzysztofem, myśleli, że jest już w Irlandii. Poprosili go o podanie w CV irlandzkiego adresu i numeru telefonu. To przekonało go, że ma większe szanse na znalezienie zatrudnienia za granicą, niż w Polsce.
Będzie lepiej niz w kraju?
Na początku kwietnia zdecydował się na wyjazd. Boi się latać, więc kupił bilet autokarowy. Telefonicznie zarezerwował miejsce w hostelu Jacob's Inn w Dublinie. Na portalu internetowym dowiedział się, że to najchętniej odwiedzany hostel przez Polaków. Cena 15 euro za dzień (60 zł) początkowo wydała mu się wygórowana, ale kiedy sprawdził ceny w innych miejscach, stwierdził, że nie jest drogo.
Nadszedł dzień wyjazdu. Pożegnanie z najbliższymi było pełne łez i smutku. Jechał do obcego kraju, w nieznane, ale z nadzieją na odmianę swojego losu. Po ponad 40-godzinnej podróży wysiadł w stolicy Irlandii. Dublin przywitał go słońcem, kolorami wiosny i wielonarodowym tłumem na O'Connell Street - głównej ulicy miasta. Od pierwszych dni pobytu szukał pracy, przeglądał ogłoszenia w hotelach oraz pytał o nią spotkanych rodaków.
Swoje trzeba wychodzić
Drugiego dnia poszedł do PPS Records, Gordon Mouse przy ulicy Amiens Street - Dublin 1 (Wydział Spraw Rodzinnych i Społecznych), aby złożyć formularz w celu otrzymania numeru PPS (Personal Public Service) - irlandzkiego numeru ubezpieczenia społecznego. Numer PPS trzeba podawać, gdy załatwiamy jakiekolwiek sprawy związane z podatkami, ubezpieczeniami, edukacją, dosłownie wszystkim. "PPS to dowód na nasze istnienie" - mówi Krzysztof. Bez tego numeru stawka podatku od dochodów wynosi 42 proc., a z PPS-em 20 proc.
Chcąc złożyć formularz zgłoszeniowy PPS Krzysztof musiał przedstawić rachunek z hostelu (z jego adresem) na dowód tego, że rzeczywiście tam mieszka. W Wydziale Spraw Rodzinnych i Społecznych dowiedział się, że otrzyma go pocztą w ciągu tygodnia.
Rolę przewodnika i tłumacza przejęła Irena. Krzysztof przekonał się, że język angielski z rozmówek i kursów różni się od tego, którym posługują się Irlandczycy.
Swoje kolejne kroki skierował do FAS'u - irlandzkiego Urzędu do Spraw Szkoleń i Zatrudnienia. Tam złożył CV bezpośrednio do bazy danych urzędu. Jego aplikacja w ciągu kilku minut znalazła się na stronie internetowej urzędu. Teraz trzeba było czekać. Krzysztof nie rozstawał się z telefonem komórkowym, który kupił natychmiast po przyjeździe. Dla Irlandczyków to najszybszy sposób porozumiewania się i przekazywania sobie informacji. Oprócz telefonu stale nosił przy sobie - i nosi do tej pory - mapę Dublina.
W POSZUKIWANIU PRACY
Nie tracąc czasu, zaczął szukać na własną rękę jakiegoś zajęcia. Chodził z CV od baru do baru, pytając o pracę. Trzeciego dnia oszalał ze szczęścia. W jednej z małych włoskich restauracji od zaraz potrzebny był pomocnik kucharza. Właściciel, starszy Włoch, po rozmowie i przejrzeniu referencji Krzysztofa, dał mu pracę. Początkowo na dwa tygodnie. Pierwsze dni nie były łatwe. Problemy z językiem i szybkie tempo pracy przerażały go. Ale pierwsza tygodniowa wypłata i słowa szefa, że się nadaje do tej pracy, wlały w jego serce otuchę. Po odliczeniu podatku - 42 proc., Krzysztof otrzymał na czysto 273 euro. Szybko przeliczył, że daje to w złotówkach dobrą pensję miesięczną. Od szefa usłyszał, że dobrze zrobił, przyjeżdżając na początku maja. "Od czerwca do końca września zjadą do Dublina studenci z całego świata. Jest z czego wybierać do pracy na sezon, a poza tym, młodych ludzi zadowalają nawet niewielkie pieniądze" - mówi szef.
Po 2 tygodniach Krzysztof podpisał umowę o pracę, a po 4 miesiącach pracy awansował na kucharza. Wzrosły mu zarobki, polubił włoską kuchnię, a w wolnych chwilach uczy się włoskiego i regularnie wysyła pieniądze do żony. "Wreszcie żyję jak normalny człowiek. Nie boję się, że nie ma pieniędzy na czynsz, chleb i leki. Zwiedzam Irlandię, spotykam ciekawych ludzi. I mam pracę, jestem potrzebny. To najważniejsze" - mówi.
źródło: Dwutygodnik "Praca i życie za granicą "