Jerzy Buzek: Wiatraki zamiast atomu
Transformacja polskiej energetyki jest potrzebna tu i teraz, jednak zamiast na atom - warto postawić na budowę wiatraków na Bałtyku. A z węgla trzeba wycofywać się w sposób odpowiedzialny - mówi Jerzy Buzek, były premier oraz przewodniczący Parlamentu Europejskiego, a od 2014 r. przewodniczący Komisji Przemysłu, Badań Naukowych i Energii PE w rozmowie z Moniką Borkowską.
Monika Borkowska, Interia: Czy powinniśmy całkowicie odciąć się od zakupów gazu od Rosjan wraz z wygaśnięciem kontraktu jamalskiego? Będziemy w stanie to zrobić?
Jerzy Buzek: Największy problem z gazem rosyjskim polega nie na tym, z jakiego kraju płynie, ale na tym, że nagle - z powodów wyłącznie politycznych - może przestać płynąć. Tak było chociażby w środku sezonów zimowych w 2006 i 2009 r. - monopolista zakręcił kurek, w Polsce przemysł energochłonny poniósł milionowe straty, a w Bułgarii - pacjenci zamarzali w szpitalach. Najlepszą odpowiedzią na to jest jednak wolny rynek i konkurencja. A te zapewnia przede wszystkim dobrze rozwinięta infrastruktura pozwalająca przesyłać gaz w dowolną stronę z jednego krańca Europy na drugi. Dziś wciąż nie do końca to jeszcze mamy, choć również przy wsparciu środków UE rozbudowujemy połączenia między krajami unijnymi. Chodzi o to, by o dostawach gazu decydował wyłącznie rynek i ceny, nie - polityka.
Czy możemy się dziś czuć bezpieczni, jeśli chodzi o dostawy gazu i ropy?
- Przy okazji odejścia wielkiego Niki Laudy przeczytałem ostatnio świetną sentencję innego rajdowca, Mario Andrettiego: "Jeśli wydaje ci się, że wszystko masz pod kontrolą, to nie jedziesz wystarczająco szybko". Myślę, że można to pół żartem pół serio odnieść także do starań o bezpieczeństwo energetyczne.
A zupełnie poważnie? Ekipa rządząca podkreśla potrzebę dywersyfikacji dostaw surowców. Wybudowano terminal LNG w Świnoujściu umożliwiający zakupy gazu skroplonego z różnych kierunków, w trakcie budowy jest budowa rurociągu łączącego polski system przesyłowy ze złożami na Morzu Północnym. Z drugiej strony pojawiają się co jakiś czas problemy, jak ostatnio - z zanieczyszczoną ropą z Rosji.
- Z pewnością jesteśmy dziś jako Polska znacznie bezpieczniejsi, jeśli chodzi o dostawy gazu i ropy. Ogromna w tym zasługa również Unii Europejskiej. Chodzi z jednej strony o pieniądze na rozwój infrastruktury - wspomniany już Baltic Pipe, terminal w Świnoujściu, interkonektory łączące nas z systemami gazowymi innych państw, z drugiej - o rozwiązania prawne. Wystarczy wymienić ostatnie rozporządzenie o bezpieczeństwie dostaw gazu czy nowelizację dyrektywy gazowej - odpowiadałem za prace PE nad obydwoma tymi dokumentami. Dzięki zasadzie solidarności energetycznej w przypadku kryzysu gazowego w żadnym domu czy szpitalu w UE nie zabraknie już nigdy ogrzewania w środku zimy. A dyrektywa, która weszła w życie wczoraj, obejmuje kontrowersyjny gazociąg Nord Stream 2 prawem Unii. To nie przypadek, że Gazprom od paru tygodni protestuje, grożąc oddaniem sprawy do sądu.
Planowany jest też wzrost importu LNG do Europy ze Stanów Zjednoczonych, przy czym USA już teraz są trzecim największym dostawcą gazu skroplonego do Europy. To również stawia nas w lepszej pozycji.
- Jako Unia Europejska negocjacje rozpoczęliśmy, jeszcze z administracją Prezydenta Obamy, wiosną 2015 roku. Prowadziłem je, jako przewodniczący Komisji Przemysłu, Badań Naukowych i Energii (ITRE) Parlamentu Europejskiego, w ramach Okrągłego Stołu UE-USA - najpierw w Brukseli, potem w Waszyngtonie. Tłumaczyliśmy Amerykanom, jak dostawy ich energii poprawią bezpieczeństwo całej Unii, a zwłaszcza - Europy Środkowo-Wschodniej i Polski. Teraz są tego pozytywne efekty.
A co z atomem? Powinniśmy na niego w Polsce postawić?
- Gdyby zadała mi Pani to pytanie jeszcze parę lat temu, byłbym zdecydowanie na "tak". Zawsze byłem wielkim zwolennikiem energetyki nuklearnej - zdecydowała ona nawet przed laty o wyborze przeze mnie kierunku studiów. Dziś - przy ciągle taniejącej cenie odnawialnych źródeł energii i braku choćby wyboru lokalizacji takiej elektrowni atomowej, postawiłbym raczej na farmy wiatrowe na Morzu Bałtyckim. Zwłaszcza że budowa takiej elektrowni trwa co najmniej dekadę, a dziś nie mamy tyle czasu - stare bloki węglowe po kolei się rozsypują, ceny uprawnień do emisji CO2 rosną. Transformacja polskiej energetyki jest potrzebna tu i teraz.
Czy po tej transformacji będzie jeszcze miejsce dla węgla?
- Na pewno nie dla węgla wykorzystywanego w sposób, który szkodzi środowisku, klimatowi, jakości powietrza w naszych miastach czy na obszarach wiejskich. Z węgla energetycznego trzeba jednak wycofywać się w sposób odpowiedzialny, mając na uwadze rozwój naszej gospodarki, ale i młodych ludzi, którzy apelują - "nie zabierajcie nam przyszłości". To ogromne wyzwanie. Warto wykorzystać przy tym potencjał unikatowego w skali Europy Centrum Czystych Technologii Węglowych, które udało nam się zorganizować dzięki pieniądzom unijnym w Katowicach, Zabrzu i Mikołowie. Odrębna kwestia to węgiel koksujący - technologicznie nie do zastąpienia w produkcji stali. Jastrzębska Spółka Węglowa będzie wkrótce jego jedynym w Unii Europejskiej producentem. Zabiegałem o utrzymanie tego węgla na liście surowców o strategicznym znaczeniu dla Unii i to się na szczęście udało. Z węgla koksującego długo się jeszcze nie wycofamy - to nasz czarny skarb.
Z myślą o regionach górniczych stworzony został Fundusz Sprawiedliwej Transformacji Energetycznej. Jaką kwotą on dysponuje? Jakie obszary obejmie swoim zasięgiem?
- Zaproponowałem stworzenie takiego Funduszu na etapie prac nad nowym wieloletnim budżetem unijnym w mojej komisji ITRE, potem udało się przekonać do tego cały Parlament Europejski. Ma to być co najmniej 20 mld zł na pomoc mieszkańcom regionów górniczych UE w przeobrażaniu ich gospodarek w stronę nowoczesnych i niskoemisyjnych. Ambitna unijna polityka klimatyczna, wynikająca także z Porozumienia Paryskiego, to dla nich szczególny koszt i wyzwanie. W Polsce chodzi przede wszystkim o województwo śląskie, ale też tereny na Dolnym Śląsku czy w Wielkopolsce.
Jakie projekty mogłyby liczyć na wsparcie z Funduszu?
- Z jednej strony te z obszaru szeroko rozumianych innowacji społecznych, a więc poprawiające jakość i komfort codziennego życia mieszkańców tych regionów - związane na przykład z rewitalizacją zniszczonych szkodami górniczymi miast, rozwojem na ich obszarach terenów zielonych, z walką ze smogiem i często powodującym go ubóstwem energetycznym. Z drugiej strony chodziłoby o przygotowanie terenów pokopalnianych pod nowe, tworzące atrakcyjne miejsca pracy inwestycje, by mieszkańcy tych regionów, zwłaszcza ludzie młodzi, nie musieli wyjeżdżać za chlebem.
Jaka jest nowa perspektywa budżetowa 2021-2027? Czy powinniśmy nastawić się na mniejsze wsparcie?
- Na razie to, co leży na stole, to z punktu widzenia Polski propozycja dużo słabsza niż obecny budżet, który negocjowaliśmy, gdy przewodniczyłem Parlamentowi Europejskiemu. Ostateczne decyzje dopiero jednak przed nami i trzeba walczyć o jak najlepsze rozwiązania. Dużo będzie zależeć od tego czy zmieni się nieco obecne postrzeganie Polski w Brukseli.
A jakie dziś ono jest?
- Trochę jako kraju, który sam - z raczej niezrozumiałych powodów - stawia się często na marginesie najważniejszych dyskusji o przyszłości Europy. A przecież częścią tej dyskusji jest właśnie kolejny wieloletni budżet UE. Co więcej, w ostatnich lata działania i narracja obecnego rządu spowodowały, że z państwa, które de facto wprowadzało i promowało ideę solidarności w Unii, dziś - zwłaszcza w niektórych kwestiach - głośno kontestujemy tę ideę. To, niestety, nie poprawia naszej pozycji negocjacyjnej w walce o większe fundusze dla Polski.
Rozmawiała Monika Borkowska