Kampania wyborcza? A skąd brać na to pieniądze?
Zgodnie z wytycznymi Państwowej Komisji Wyborczej, limit wydatków na wybory prezydenckie i parlamentarne wynosi odpowiednio 12 mln zł i 29 mln zł. Jednak według specjalisty ds. marketingu politycznego przeprowadzenie kampanii za taką kwotę jest nierealne.
Jak powiedział "Gazecie Finansowej" konsultant i wykładowca marketingu politycznego, autor książki "Kandydat, czyli jak wygrać wybory", Wojciech Szalkiewicz "przy obecnej konkurencji na profesjonalnie przeprowadzoną kampanię prezydencką należałoby wydać co najmniej 120 mln zł. Jeśli Aleksander Kwaśniewski zgłosił, że wydał w poprzednich wyborach 12 mln zł, to znaczy, że część kosztów została ukryta".
Ogromną część budżetu wyborczego pochłania produkcja i emisja reklam w TV. Szalkiewicz szacuje, że koszt jednego spotu to ok. 600 tys.zł (PiS na całą kampanię telewizyjną wyda 9 mln zł). Do tego dochodzi akcja billbordowa - w jednym dużym mieście na poligrafię (ulotki, plakaty, kalendarze) wydaje się ok. 10 tys. zł. Kolejną pozycję w budżecie wyborczym zajmują spotkania, wiece i konwencje. Za wynajęcie sali kongresowej, w której swoich kandydatów prezentował PiS, LPR oraz Samoobrona, partie musiały zapłacić ok. 60 tys. zł.
Marcin Rosół, pełnomocnik finansowy komitetu wyborczego PO, twierdzi, że rynek medialny, reklamowy, obsługujący organizacje polityczne został zepsuty pośrednio poprzez pieniądze, które partie dostają od państwa.
- SLD i PiS płacą relatywnie więcej za billboard niż np. Carlsberg - mówi Marcin Rosół.
W 2002 roku partie polityczne, które uzyskały więcej niż 3 proc. głosów w wyborach parlamentarnych, otrzymały łącznie z budżetu państwa blisko 43 mln zł. Ugrupowania polityczne przez całą kadencję pobierają subwencje z pieniędzy publicznych: w ub.r. 55,9 mln zł. Mimo, że limit wydatków na kampanię wyborczą jest określany ustawowo, przekraczanie budżetów wyborczych jest powszechną tajemnicą.
Finansowanie kampanii prezydenckiej jest regulowane przez ustawę o wyborze Prezydenta RP, powszechnie uważaną za archaiczną. Nie zakazuje ona przyjmowania pieniędzy od firm oraz uchylenia się od odpowiedzialności majątkowej osób reprezentujących komitet wyborczy w przypadku wystąpienia finansowych uchybień. Brak w niej przepisu, na podstawie którego można by pociągnąć do odpowiedzialności komitet lub kandydata. Jest to wyraźna luka prawna, a wszystkie zgłoszone przez PKW do prokuratury zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa tego typu z ubiegłych wyborów zostały umorzone ze względu na "niską szkodliwość społeczną czynu".
Często jest tak, że kandydaci na posła, senatora lub prezydenta nie zawsze liczą jako koszt kampanii korzystanie z finansów instytucji państwowych, w których pełnią funkcje publiczne. Fundacja Batorego, która wraz z Instytutem Spraw Publicznych prowadzi program monitoringu najbliższych wyborów prezydenckich, wskazuje na niechlubne przykłady z przeszłości: umieszczanie sztabów w kancelarii prezydenta, urzędach miasta, wojewódzkich, klubach parlamentarnych, zatrudnianie służb miejskich do prac porządkowych, prowadzenie korespondencji z pieniędzy instytucji publicznej.
Adam Sawicki z Programu Przeciw Korupcji, koordynator projektu monitoringu finansowania kampanii prezydenckiej wskazuje jeszcze jedno pole nadużyć, jakim jest bliskość terminów wyborów do parlamentu i na prezydenta: - Partie polityczne mogą swobodnie przesuwać lub klasyfikować pewne środki wydatkowane np. na spotkania wyborcze, nie oddzielając konwencji partii od konwencji kandydata na prezydenta. W jaki sposób zostanie rozliczona promocja książki jednego z kandydatów na prezydenta? Czy zostanie wliczona w koszty kampanii?
Porównując, kampania wyborcza jest 2-, 3-krotnie tańsza, niż profesjonalnego produktu, - Promowanie polityka jest jednak trudniejsze. Margaryna nie zeskoczy z półki i nie nagada głupot - wyjaśnia Wojciech Szalkiewicz.