Kielce: Rozpoczął się proces oskarżonej o nielegalną działalność bankową

Proces 67-letniej kobiety, oskarżonej m. in. o oszustwa i prowadzenie bez zezwolenia działalności bankowej, rozpoczął się w czwartek w Sądzie Rejonowym w Kielcach. Klienci mieli stracić na jej działalności ponad 2,3 mln zł. Grozi jej do 12 lat więzienia.

Cecylia R. pracowała w oddziale jednego z banków Kielcach od lat 90. do 2005 r., m.in. była jego dyrektorem. Później, w ramach własnej działalności agencyjnej, współpracowała z bankiem jako pośrednik finansowy.

Prokuratura w 2015 r. oskarżyła Cecylię R. o prowadzenie w latach 2000-2012 bez zezwolenia działalności, polegającej na gromadzeniu środków pieniężnych z ustawy prawo bankowe. Akt oskarżenia mówi o oszustwach wobec kilku osób, na łączną kwotę ponad 2,3 mln. Chodziło o zakładanie lokat negocjowanych. Zarzuty dotyczą także poświadczenia nieprawdy w dokumentacji albo podrabiania dokumentów i posługiwania się fałszywymi dokumentami. Jeden zarzut jest związany z udaremnieniem zaspokojenia wierzycieli, poprzez zbycie swoich nieruchomości.

Reklama

Części czynów oskarżona miała się dopuścić, gdy nie była już związana żadną umową z bankiem. Swoich klientów - wysoko postawione w Kielcach osoby - przekonywała, że nadal jest przedstawicielem tej instytucji, niektórych przyjmowała w siedzibie banku. Wśród pokrzywdzonych jest jeden z kieleckich biskupów. Pokrzywdzonym w sprawie jest też bank.

Sprawa wyszła na jaw, gdy klienci chcieli podjąć zgromadzone na lokatach środki - okazało się, że część rachunków nie istnieje, a dokumenty prawdopodobnie podrobiono.

Cecylia R. przyznała się w trakcie śledztwa do zarzucanych jej czynów. Zgodziła się na dobrowolne poddanie karze - z prokuraturą ustalono że będzie to 5 lat więzienia w zawieszeniu na 8 lat oraz 30 tys. zł grzywny i opłacenie kosztów postępowania. Kobieta miała też spłacić należności, które pozyskała, w ciągu pięciu lat od uprawomocnienia się wyroku, na co nie zgodzili się pokrzywdzeni. Uzgodniono w sądzie, że nastąpi to szybciej - oskarżona uznała jednak, że kwoty, jakie powinna oddać, trzeba zweryfikować. Ostatecznie prokuratura wycofała wniosek o wydanie wyroku bez przeprowadzenie rozprawy.

Początek procesu w sądzie był kilkakrotnie odraczany ze względu na chorobę oskarżonej oraz zmianę sędziego, któremu przydzielono sprawę.

Pełnomocnik oskarżonej Grzegorz Kaleta przed rozpoczęciem w czwartek przewodu sądowego wniósł o przeprowadzenie rozprawy bez procesu - w myśl wcześniejszych ustaleń ze śledczymi - na co nie zgodziła się jednak obecna na sali prokurator.

Adwokat wniósł także o dopuszczenie opinii biegłego psychiatry na okoliczność stanu zdrowia oskarżonej, jej poczytalności w chwili popełnienia czynów oraz możliwości uczestniczenia w postępowaniu sądowym. Cecylia R. w sądzie mówiła, że nie leczy się psychiatrycznie, ale od ubiegłego roku - kiedy to przeszła operację kardiologiczną - ma problemy z pamięcią. Sąd przychylił się do wniosku obrońcy, ale uznał, że nie ma przeciwskazań, by kontynuować w czwartek rozprawę.

W sądzie oskarżona nie kwestionowała "okoliczności faktycznych" zarzucanych jej czynów, ale zdaniem kobiety nie były to przestępstwa - jak deklarowała, nie wzięła pieniędzy klientów dla siebie. Odmówiła też składania wyjaśnień i odpowiedzi na pytania.

Sąd odczytał jej wyjaśnienia z postepowania przygotowawczego. R. twierdziła, że zawsze pieniądze brała na rzecz banku i zwróciła część pieniędzy, jakie otrzymywała od klientów.

Według Cecylii R. sprawa zaczęła się sierpniu 2000 r., kiedy zgłosiło się do niej dwóch mężczyzn, podających się za pracowników spółki inwestycyjnej banku (poznała ich wcześniej w centrali firmy). Mieli przyjść do jej biura, pokazując pełnomocnictwa m.in. od przedstawicieli zarządu banku - z dokumentów wynikało, że dyrektor ma im przekazać 250 tys. zł, które po tygodniu mieli oddać. "Spytałam, skąd mam wziąć te pieniądze. Wtedy oni wytłumaczyli, że mam od klientów, których dobrze znam i mogę im zaufać, założyć poza systemem operacyjnym banku - ale tak, by wyglądało że to jest na rzecz banku - tzw. lokaty negocjowane, z wyższym oprocentowaniem niż klienci mieli na koncie, jakie posiadali w banku" - wynika z wyjaśnień R.

Kobieta zakładała takie lokaty - te osoby nie są pokrzywdzonymi w obecnej sprawie. R. twierdzi, że zwróciła im pieniądze z odsetkami, gdy likwidowała ich lokaty. Zgromadzone dzięki lokatom pieniądze R. przekazała mężczyznom, które za parę dni zwrócili łącznie z odsetkami, na jakie umówiła się z klientami.

Po miesiącu mężczyźni mieli ponownie przyjść do dyrektor z pełnomocnictwem szefostwa banku - tym, razem chodziło o 5 mln zł. Była w stanie zebrać ponad 2 mln zł (od pokrzywdzonych w obecnej sprawie).

Jak mówiła R., nie ma pokwitowań oraz pełnomocnictw na wydanie tych pieniędzy mężczyznom - przekazała im dokumenty, gdy jeden z nich zagroził jej bronią, kiedy przyszli po pieniądze. Pieniędzy nie zwrócili. Obaj też co jakiś czas dzwonili później do dyrektor, i grozili - mówiąc o jej rodzinie - by nie zgłaszała nigdzie tej sprawy.

R. zaznaczyła w wyjaśnieniach, że nie chciała oszukać klientów banku. "W miarę posiadanych środków zwracałam im wpłacone pieniądze. Tworzenie fałszywych dokumentów było podyktowane chęcią odwleczenia spłaty tych osób. Dopiero gigantyczna kwota, kiedy jeden z pokrzywdzonych chciał wycofać wszystkie środki z lokat spowodowała, że nie byłam w stanie dalej spłacać pieniędzy" - wyjaśniała wcześniej R.

Była dyrektor banku mówiła także, że spłaciła inne osoby z Kielc "z tzw. świecznika, z pewną pozycją i stanowiskiem", w początkowej fazie swojego działania. Dodała, że te osoby nie wiedziały, że transakcje nie były rejestrowane w banku. "Dlatego niby zakładałam te lokaty, by biorąc pieniądze od jednych, spłacać drugich (...) Później dokładałam też własne pieniądze, żeby te osoby spłacić" - wyjaśniała.

Na kolejnej rozprawie, 23 listopada, sąd chce przesłuchać pokrzywdzonych w sprawie. Sąd uchylił jeden ze środków zapobiegawczych stosowanych wobec oskarżonej - dozór policji.

Obrońca Cecylii R. powiedział w sądzie dziennikarzom, że będzie wnioskował o ustalenie i przesłuchanie jako świadków m.in. mężczyzn, którzy z pełnomocnictwem szefów centrali banku mieli żądać gromadzenia i przekazania im pieniędzy przez oskarżoną.

PAP
Dowiedz się więcej na temat: afera | oskarżone | lokaty | bank
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »