Kolejny kraj sprzeciwia się masowej turystyce. "Pragniemy kontrolować ruch"

Islandia zapowiada wprowadzenie nowego podatku turystycznego. Tamtejszy rząd nie wyklucza, że nie będzie to stała kwota, tylko zależna od liczby odwiedzających. Decyzję uzasadnia chęcią ochrony przyrody. Kraj gejzerów i wulkanów już teraz odwiedza kilkakrotnie więcej turystów niż wynosi liczba jego mieszkańców. Od stycznia Rejkiawik przywrócił opłatę zawieszoną podczas pandemii.

Dochody generowane przez turystykę mają coraz większe znaczenie dla islandzkiej gospodarki. Z danych tamtejszego urzędu statystycznego (Hagstofa Islands) wynika, że w 2023 r. sektor wygenerował 8,5 proc. Produktu Krajowego Brutto (PKB). To o 1 punkt proc. więcej niż w 2022 r. Tak wysoki udział świadczy o pokonaniu problemów związanych z pandemią. Zanim się rozpoczęła, turystyka generowała w Islandii średnio 8,2 proc. PKB. 

Zbyt wielki sukces

Jednak podróżni odwiedzający krainę wulkanów i rozkoszujący się dziką przyrodą przyczyniają się do kryzysu klimatycznego na Islandii. Według prognoz, kraj liczący około 383 tys. odwiedzi w tym roku 2,3 miliona zagranicznych turystów. W 2025 liczba ta ma wzrosnąć do 2,4 miliona, a w 2026 roku - do 2,5 miliona. Jeśli szacunki się sprawdzą, za dwa lata Islandię odwiedzi sześć razy więcej osób niż mieszka w tym kraju.  

Reklama

Dlatego od stycznia na wyspie przywrócono tak zwany podatek turystyczny, który został zawieszony podczas pandemii COVID-19. Za pokój hotelowy, apartament czy domek kempingowy trzeba zapłacić 600 koron islandzkich (17,50 zł). Za miejsce na polu namiotowym o połowę mniej. Najwyższą kwotę - 1000 koron - płacą przypływający do Islandii statkami wycieczkowymi. Pieniądze pobierane od przyjezdnych mają wesprzeć zrównoważony rozwój kraju, a jak uzasadniają eksperci - statki te zanieczyszczają najwięcej. 

Nowy podatek w drodze

Wkrótce wysokość opłat może się zmienić. Rząd pracuje nad nowym systemem dla zagranicznych podróżnych. Z informacji przekazanych amerykańskiej stacji CNBC przez premiera Islandii Bjarni Benediktssona wynika, że wielkość opłat miałaby zależeć od liczby odwiedzających. - Pragniemy kontrolować ruch. W przypadku największego zainteresowania krajem moglibyśmy mieć wyższy podatek. Opłaty byłyby zmieniane zarówno w ciągu dnia, z miesiąca na miesiąc, jak i w określonych porach roku - wyjaśniał premier. Dodał, że prace nad systemem wciąż trwają.

Islandia jest kolejnym krajem ograniczającym liczbę zagranicznych turystów. Przed rokiem do przyjazdu zniechęcał młodych Brytyjczyków Amsterdam. Stolica Holandii zaapelowała, aby trzymali się od niej z daleka, jeśli celem podróży są imprezy i narkotyki. Z masową turystyką mierzy się też Wenecja, która wprowadziła opłaty dla przyjeżdżających do miasta. Sprzeciwiają się jej również mieszkańcy Wysp Kanaryjskich, którzy od miesięcy protestują i domagają się turystyki na poziomie. 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Islandia | turystyka | kontrola | opłaty | podatek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »