Koniec czy początek marzeń?
"Jednostka - co komu po niej? Jednostki głosik cieńszy od pisku. Do kogo dojdzie? Ledwie do żony" - szydził Włodzimierz Majakowski. No dobrze, ale skoro nie jednostka, to co? Ano, skoro nie jednostka - to partia. "Partia Lenina simwoł swabody, partia nasza sowiest` i czest`, partia eto sierdce i rozum naroda, budiet, była i jest" - głosiła sowiecka pieśń masowa. Chociaż tak do końca nie było to jasne, bo tenże Majakowski, co prawda w innym wierszu twierdził, że "mówimy: partia, a w domyśle - Lenin". Lenin, a więc jednostka specjalna, niemniej jednak - jednostka. Czyżby mimo wszystko - jednostka?
Ucieczka od wolności
Gdyby tak zwrócił się do nas ktoś z propozycją, że zajmie się naszymi sprawami w ten sposób, iż weźmie 80 proc. naszych pieniędzy, z czego - powiedzmy - jedną trzecią zatrzyma dla siebie w charakterze wynagrodzenia za fatygę, zaś resztę wyda na nasze potrzeby, ale nie tak, jak my byśmy chcieli, tylko tak, jak on uważa, bo on lepiej wie, co jest dla nas dobre, to według wszelkiego prawdopodobieństwa przepędzilibyśmy go od siebie jak najdalej, a w najlepszym razie spytali troskliwie - od kiedy ma te objawy. Tymczasem, kiedy z identyczną propozycją zwraca się do nas władza publiczna, to większość ludzi nie tylko nie pyta, od kiedy ma ona te objawy, ale bardzo się z oferty cieszy i uważa takie rozwiązanie za wielką zdobycz.
Skwapliwą gotowość poddania się takiej kurateli zauważyłem u części młodzieży pewnego łódzkiego liceum. Mam wrażenie, że w przypadku tych młodych ludzi skwapliwość ta brała się z lęku przed niemożnością znalezienia zatrudnienia. Bezpieczeństwo socjalne cenią zdecydowanie wyżej, niż wolność. Taka postawa jest prawdopodobnie psychologicznym skutkiem bezrobocia, oscylującego u nas już szósty rok wokół 20 procent. Politycznym następstwem upowszechnienia takiej postawy wśród młodej generacji może być recydywa totalizmu, ponieważ trudno wyobrazić sobie socjalizm bez terroru, zwłaszcza na dłuższą metę. A przecież nawet ci, którzy na co dzień nie buntowali się przeciwko partii, komunizmu chyba nie lubili i to nie z przyczyn ideowych, tylko ze względu na rodzaj konsumpcji, preferowanej przez tę ideologię. Komunizm preferował konsumpcję zbiorową kosztem indywidualnej. Ludzie - owszem - uczestniczyli w konsumpcji zbiorowej, bo często nie mieli innego wyjścia, ale kiedy tylko mogli, to starali się rozszerzyć zakres konsumpcji indywidualnej. Przybierało to postać nie tylko nacisku na płace, ale i przywłaszczania mienia publicznego, które za pierwszej komuny miało charakter masowy. Zarówno nacisk na płace, jak i drobne, czy grubsze kradzieże, z punktu widzenia ekonomicznego oznaczały prywatyzowanie konsumpcji. Czyżby dzisiaj pojawiła się tendencja odwrotna?
Zasada pomocniczości
Byłoby to dziwne w kraju nie tylko szczycącym się wyjątkowym przywiązaniem do katolicyzmu, ale nawet przejawiającym ambicję imponowania Europie pod tym względem. Dziwne - bo w encyklice Piusa XI "Quadragesimo anno" z roku 1931 sformułowana została zasada pomocniczości. Oznacza ona, że należy pozostawić możliwie największą samodzielność i autonomię jednostkom w stosunku do społeczności, a następnie - społecznościom mniejszym - w stosunku do społeczności większych. Jeśli nawet społeczność większa przejmuje inicjatywę, by pomóc społeczności mniejszej, albo społeczność - by pomóc jednostce, to takie działania powinny być wyjątkowe, by jednostka, bądź społeczności mniejsze nie traciły wskutek tego autonomii i samodzielności. Do podobnej zasady odwołuje się zresztą konstytucja Unii Europejskiej. W Tytule III, art. I-11, pkt 1 czytamy, że wykonywanie kompetencji Unii podlega "zasadom pomocniczości i proporcjonalności". W punkcie 3 autorzy wyjaśniają, o co chodzi: "zgodnie z zasadą pomocniczości Unia w dziedzinach, które nie należą do jej wyłącznej kompetencji, podejmuje działania tylko wówczas i tylko w takim zakresie, w jakim cele zamierzonego działania nie mogą zostać osiągnięte w sposób wystarczający przez Państwa Członkowskie (...) i jeśli ze względu na rozmiary lub skutki proponowanego działania, możliwe jest lepsze jego osiągnięcie na poziomie Unii". W jaki sposób Unia wyobraża sobie pogodzenie tej zasady, nawet zapisanej w sposób tak niejasny ("osiągnięte w sposób wystarczający" lub "lepsze osiągnięcie"), z dochodzącymi już do absurdu centralistycznymi dyrektywami, zwłaszcza w dziedzinie gospodarki - to już całkiem inna sprawa. W każdym razie nawet Unia, przynajmniej oficjalnie (jak partia mówi że głosi - to mówi!) tę zasadę w konstytucji głosi.
Jednostka jako "struktura"
Tymczasem wydaje się, że z jakichś powodów upowszechniła się w Polsce etatystyczna interpretacja zasady pomocniczości, którą w skrócie można przedstawić tak, że zasadnicze kompetencje należy pozostawić strukturom niższym, zaś struktury wyższe powinny przejmować tylko takie zadania, których niższe z jakichś przyczyn nie potrafią wykonać. Ta interpretacja na pierwszy rzut oka jest podobna do oryginalnej wersji zasady pomocniczości, ale bez specjalnego trudu możemy też zauważyć różnicę. Polega ona na ograniczeniu tej zasady wyłącznie do struktur władzy publicznej, z całkowitym pominięciem jednostek. Tymczasem, jeśli w ogóle wyposażamy jakąś "strukturę" w kompetencje, czynimy to wyłącznie dlatego, że jest ona podobna do "jednostki": ma zdolność oceny sytuacji i podejmowania decyzji. Skoro tak, to zawężanie zasady pomocniczości wyłącznie do "struktur" nie ma żadnego uzasadnienia. Wobec tego, zgodnie z zasadą pomocniczości, kompetencje zawłaszczone przez władzę publiczną należałoby przekazać jednostkom, czyli po prostu ludziom, jako najniższym "strukturom", które powinny być autonomiczne i samodzielne. Jeśli zatem, mimo całkowitego i kompromitującego bankructwa publicznego sektora ochrony zdrowia, władza publiczna, część elit politycznych i część zatrudnionych w tym sektorze, za nic w świecie nie chce zwrócić ludziom pieniędzy i związanego z ich posiadaniem prawa decydowania, to jest to postawa rażąco sprzeczna z zasadą pomocniczości.
Na początku są marzenia
"Kiedyś sobie ubogi suchotnik zamarzył. Padły państwa olbrzymie, aby tak się stało" - napisał Jan Lechoń w zakończeniu wiersza na pogrzeb Juliusza Słowackiego. Zasada pomocniczości, nakazująca zwrócenie "jednostkom", czyli po prostu ludziom nie tylko większości kompetencji, ale również możliwości wykonawczych, czyli przede wszystkim pieniędzy, wydaje się oderwana od tzw. "życia" i związanych z nim "konkretów". A przecież widać wyraźnie, że stoi ona w zasadniczej sprzeczności zarówno z ideologią pierwszej komuny, jak i praktyką aktualną, kiedy to władze publiczne różnych, ponad miarę rozmnożonych szczebli, stręczą się nam na wyścigi, że za nasze pieniądze będą zajmowały się naszymi sprawami. Tak nas tym natrętnym stręczycielstwem zacukały, że nie ośmielamy się zapytać ich, od kiedy właściwie mają te objawy. Ich niepohamowana chciwość i bezgraniczny tupet zabijają nasze marzenia. Tymczasem to właśnie one mogą sprawić upadek państw olbrzymich, albo naprawę, zdawać by się mogło - niereformowalnych. Dlatego na kategoryczne: "point des reveries, Messieurs" odpowiedzmy "revons, c`est l`heure".
Stanisław Michalkiewicz