Koniec kredytu 2 proc. Jak może wyglądać nowy program? "Rozważanych jest wiele wariantów"
Rząd zapowiada nowy program wsparcia zakupu mieszkania na kredyt w miejsce "kredytu 2 proc." Oprocentowanie może być uzależnione od dochodów i liczby członków w rodzinie - im trudniejsza sytuacja tym niższe oprocentowanie. Deweloperzy apelują, by jednocześnie ułatwić zwiększanie podaży. - Za każdym projektem, który może wpłynąć na popyt, powinno stać rozwiązanie umożliwiające odpowiedź podażową - nawołują.
Ministerstwo Rozwoju i Technologii zapowiedziało nowym program w miejsce "kredytu 2 proc." wprowadzonego przez poprzedni rząd. Będzie on inaczej skonstruowany niż "poprzednik".
- Założenie jest takie, by wsparcie trafiało do osób, których nie stać na kredyt mieszkaniowy na rynkowych warunkach, do rodzin wielodzietnych i do osób o niskich dochodach. Rozważanych jest wiele wariantów. Nie można wykluczyć kryterium procentowego (wysokości oprocentowania-red.), uzależnienia pomocy od dochodów czy liczby członków rodziny w gospodarstwie domowym. Analizujemy wszystkie scenariusze. Szczegóły przedstawiać będziemy dopiero po ostatecznych wyliczeniach. Dla kierownictwa ministerstwa to priorytet. Ważne, że środki w budżecie są już zabezpieczone - mówi Interii Jakub Stefaniak, rzecznik prasowy Ministerstwa Rozwoju i Technologii.
Ministerstwo do czasu sfinalizowania prac nie podaje szczegółów. Z informacji Interii wynika natomiast, że rozważany był wariant, by bazowe oprocentowanie wynosiło 2 proc., a bardziej preferencyjne czyli niższe dla osób, które mają niskie zarobki oraz dla osób posiadających dzieci, tak że najbardziej premiowana w programie grupa dużych rodzin mogłaby liczyć nawet kredyt z oprocentowaniem zbliżającym się do 0 proc. Nie wiadomo czy takie parametry znajdą się w finalnym kształcie programu.
Ministerstwo rozwoju deklaruje, że założeniem programu jest także mniejsza presja na rynek mieszkaniowy i związany z tym wpływ na wzrost cen.
- Nowy rząd musi wyjść z twarzą i pokazać, że dotrzymuje obietnic wyborczych. Inna sprawa, że odbywa się to kosztem dużej części społeczeństwa, która na nowy program się nie załapie... - komentuje na platformie x (dawniej Twitter) Damian Kaźmierczak, członek zarządu Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa (PZPB). Jak zaznacza, podaży mieszkań nie da się zwiększyć z dnia na dzień. Duży impuls popytowy można za to wygenerować błyskawicznie. Nie tędy droga! Niemniej, na dziś wszystko wskazuje na to, że rosnącymi cenami mieszkań będziemy emocjonować się także w 2024 roku - komentuje.