Kontrowersyjna umowa coraz bliżej. Cios w rolnictwo i zdrowie Polaków?
Po ćwierćwieczu negocjacji Komisja Europejska jest coraz bliżej podpisania umowy o wolnym handlu z krajami Mercosur - międzynarodową organizacją, którą tworzą wiodące gospodarki Ameryki Południowej. Umowa ta ma swoją logikę: to zapewnienie krajom UE nowych rynków zbytu w czasach, kiedy na świecie nasila się protekcjonizm, uderzając w unijny eksport. Ale, co podkreślają przede wszystkim rolnicy, niesie też zagrożenie w postaci zalania Europy tańszą produkcją z krajów Wspólnego Rynku Południa. W przypadku żywności w grę wchodzą tutaj także kwestie bezpieczeństwa i zdrowia konsumentów - mówią eksperci.
Oczekuje się, że umowa UE-Mercosur zostanie podpisana podczas szczytu Grupy G20 w Rio de Janeiro, który odbywa się w dniach 18-19 listopada, chociaż oficjalnie żaden termin nie został w tej kwestii wyznaczony. Minister rolnictwa w rządzie Donalda Tuska Czesław Siekierski - który w poniedziałek po raz kolejny powtórzył, że Polska sprzeciwia się parafowaniu tej umowy w jej obecnym kształcie - uważa, że niezadowolenie rolników w krajach UE sprawia, iż Bruksela zaczyna się wahać. "Słyszymy o różnych terminach podpisywania umowy, ale w rzeczywistości nie ma daty ostatecznej" - mówił przed posiedzeniem unijnych ministrów ds. rolnictwa.
Tymczasem przywódcy Grupy G20 są już w Brazylii, która pod wieloma względami wiedzie prym w gronie krajów tworzących Mercosur. Organizacja ta, której pełna nazwa brzmi Mercado Común del Sur (hiszp. Wspólny Rynek Południa), powstała w 1991 r. na mocy traktatu podpisanego w Asunción, stolicy Paragwaju. Oprócz Brazylii należy do niej właśnie Paragwaj, a także Argentyna, Urugwaj, Boliwia (od 2024 r.) i Wenezuela, która jednak od 2016 r. jest zawieszona w prawach członkowskich. Państwami stowarzyszonymi z Mercosur są Chile, Kolumbia, Ekwador, Peru, Gujana i Surinam.
Czy to właśnie 19 listopada zapadnie decyzja o podpisaniu umowy o wolnym handlu między Unią Europejską a Mercosurem, bez względu na przetaczające się przez Europę protesty rolników (swój sprzeciw wobec umowy wyrażali oni już w lutym tego roku, strajkując jednocześnie przeciwko zapisom tzw. Zielonego Ładu)? Dlaczego decydenci w Brukseli ryzykują wywołaniem społecznego niezadowolenia (po raz kolejny w ostatnim czasie) w krajach członkowskich? Czy w umowie tej kryją się same zagrożenia, czy może wiąże się ona - obiektywnie rzecz ujmując - z jakimiś korzyściami dla Europy?
- Mamy obecnie trudne otoczenie międzynarodowe - rosnący protekcjonizm USA czy Chin - które powoduje, że w optyce Komisji Europejskiej konieczna staje się dywersyfikacja unijnego eksportu. W ocenie KE, umowa UE-Mercosur byłaby wielką szansą dla europejskiej gospodarki, stając się de facto największą umową o wolnym handlu, kilkukrotnie przekraczającą potencjał największej takiej dotychczasowej umowy podpisanej przez UE - z Japonią z 2019 r. To jest więc główny powód, dla którego ta umowa jest negocjowana - mówi nam Sonia Sobczyk-Grygiel, starsza analityczka ds. gospodarczych Polityki Insight.
- Umowa ta jest potocznie określana mianem "produkty rolne za samochody", co oznacza, że w powszechnym odbiorze Unia eksportowałaby do krajów Mercosuru bardziej zaawansowane technologicznie produkty, w zamian otwierając swój rynek głównie na produkty rolne z Ameryki Południowej - wyjaśnia ekspertka. - W kontekście rosnącego protekcjonizmu (nie tylko chronienia rynków, ale też subsydiowania na wielką skalę własnej produkcji przez USA czy Chiny), podejście KE wydaje się logiczne - tak się gra, jak przeciwnik pozwala. Europa szuka zatem możliwości czerpania korzyści z nowych rynków zbytu. Rozmowy w sprawie uwolnienia wymiany handlowej toczą się też z krajami Azji Południowo-Wschodniej: Indonezją czy Filipinami.
Nawet jeśli jednak tok rozumowania KE można uzasadnić zmieniającymi się uwarunkowaniami polityczno-gospodarczymi, to brakuje mu konsekwencji.
- W aktualnych okolicznościach chęć otwierania nowych rynków jest jak najbardziej zrozumiała. Problem w tym, że nie do końca jest to spójne z polityką klimatyczną UE, która sprawia, że unijny przemysł i rolnictwo stają się niekonkurencyjne wobec globalnych rywali, z uwagi na koszty energii czy bardzo wyśrubowane normy środowiskowe. Z kolei bardzo restrykcyjna unijna polityka pomocy publicznej i przeciwdziałania deficytom budżetowym ogranicza pole manewru rządów w kwestii wspierania przemysłów, np. energochłonnych. W efekcie w państwach UE, w tym u naszego głównego partnera gospodarczego, czyli w Niemczech, przemysł, np. motoryzacyjny, jest w kryzysie - mówi Sonia Sobczyk-Grygiel.
- Dodatkowo w polskich warunkach mocno wybrzmiewają obawy ze strony producentów rolnych. Oprócz Polski obawy te głośno artykułuje także Francja. U nas sprzeciw wobec umowy z Mercosur konsekwentnie wyraża resort rolnictwa; zresztą jest to jeden z punktów programu współtworzącego rząd PSL. Obawy w Polsce potęgują świeże negatywne doświadczenia z otwarcia UE na import ukraiński po inwazji Rosji na ten kraj.
W połowie 2023 roku Polska wprowadziła zakaz importu wybranych produktów rolnych z Ukrainy, m.in. zbóż, mięsa drobiowego i cukru. Wcześniej, po agresji Rosji na Ukrainę i zawieszeniu przez KE kwot taryfowych na niektóre towary, polski rynek na wiele miesięcy zalała tania produkcja naszych wschodnich sąsiadów. Ukraińskie rolnictwo to wielkie agroholdingi (największy z nich należy do potentata produkcji oleju słonecznikowego Kernel Holding, który zawiaduje 600 tys. ha ziemi), brak obostrzeń jakościowych i niższe koszty pracy.
- W krajach Mercosur rolnictwo jest zorganizowane podobnie - mamy tam ogromne latyfundia z gigantycznym potencjałem produkcyjnym i nie obowiązują tam tak wyśrubowane normy środowiskowe jak w UE - mówi Sonia Sobczyk-Grygiel. - Rozwinięta jest zwłaszcza produkcja bydła, w eksporcie którego Polska poczyniła w ostatnich latach wielkie postępy, stąd branża producentów żywności ma duże obawy.
Oddajmy zatem głos branży producentów mięsa wołowego, która istotnie ma się czym pochwalić. Według danych Polskiego Zrzeszenia Producentów Bydła Mięsnego, w 2023 r. eksport mięsa wołowego przyniósł Polsce 2,2 mld euro przychodów. Ponad 80 proc. eksportu wołowiny z Polski trafiło na unijny rynek. W UE Polska jest drugim eksporterem wołowiny po Irlandii; jesteśmy także trzecim unijnym eksporterem do krajów spoza UE.
- Kraje Mercosur - przede wszystkim Brazylia, ale też Urugwaj i Argentyna - to dla nas potężna konkurencja - i to nie na rynku polskim, a europejskim, ponieważ Polska jest wiodącym eksporterem wołowiny w Europie, a nasz główny rynek zbytu to kraje Unii Europejskiej - mówi nam Jacek Zarzecki, wiceprzewodniczący zarządu Polskiej Platformy Zrównoważonej Wołowiny (wcześniej przez ponad 7 lat prezes Polskiego Związku Hodowców i Producentów Bydła Mięsnego).
- Mięso wołowe z krajów Mercosur już teraz stanowi zagrożenie dla polskiej produkcji, ponieważ już jest obecne na unijnym rynku. Po podpisaniu tej umowy 99 tys. ton mięsa wpływałoby na ten rynek z obniżoną stawką cła, a to oznaczałoby dostęp do rynku po jeszcze niższych cenach - wskazuje nasz rozmówca. - Dodajmy, że to wołowina z najlepszego wyrębu i najlepiej płatna: antrykot, rostbef, polędwica, a więc wołowina kulinarna. Południowoamerykańscy producenci już dziś są tańsi od nas o ponad 25 procent, ponieważ nie muszą spełniać standardów, których muszą przestrzegać rolnicy w Polsce i UE, dotyczących wymogów środowiskowych, dobrostanu zwierząt i bezpieczeństwa żywności, a przecież w ostatecznym rozrachunku to bezpieczeństwo konsumenta jest najważniejsze. Przykładem może być niedawne wstrzymanie importu do UE wołowiny z jałówek i krów z Brazylii po tym, jak kraj ten nie był w stanie udowodnić, że przy hodowli bydła nie używa hormonów wzrostu.
- Dodajmy przy tym, że to, iż południowoamerykańska wołowina jest tańsza w produkcji, oznacza zysk dla pośredników i podmiotów sprzedających, bo dla konsumenta ona wcale nie jest tańsza. Polska obecnie plasuje się na 7-8 miejscu, jeśli chodzi o ceny mięsa wołowego z UE i eksportuje go dużo wcale nie dlatego, że nasza wołowina jest tania. My konkurujemy już jakością i powtarzalnością - podkreśla Jacek Zarzecki, przywołując najświeższe sukcesy polskiej wołowiny: na ceremonii World Steak Challenge 2024 w Londynie to właśnie wołowina z polskich gospodarstw zdobyła tytuł Europe’s Best Steak (powędrował on do producenta ABP Poland) i złote medale w kilku kategoriach, wyprzedzając rywali z Australii, Argentyny czy Urugwaju.
- KE jest świadoma problemu i nie chce w pełni otwierać europejskiego rynku na import z Ameryki Południowej - mówi Sonia Sobczyk-Grygiel. - Wobec najbardziej wrażliwych produktów - cukru, wołowiny czy etanolu - chce zastosować limity na poziomie od 1-1,5 proc. unijnej konsumpcji (w zależności od produktu).
Zagrożenie, którego obawiają się producenci rolni, może więc częściowo zostać oddalone. A czy umowa UE-Mercosur może w jakikolwiek sposób się nam "przydać"?
- Nie jest tak, że Polska nie może skorzystać na umowie z Mercosur - jesteśmy silnie powiązani z gospodarką niemiecką i jako poddostawca dla tamtejszego sektora np. motoryzacyjnego możemy czerpać pewne profity z eksportu niemieckich samochodów do Ameryki Południowej - mówi analityczka Polityki Insight.
Wśród przemian zachodzących w międzynarodowych układach handlowych Polska - która w I połowie 2025 r. będzie sprawować prezydencję w UE wspólnie z Danią i Cyprem - będzie też musiała aktywnie działać na rzecz utrzymania jednolitego europejskiego stanowiska wobec nowych reguł gry na światowych rynkach.
- Należy podkreślić, że przed spójnością Unii Europejskiej, w obliczu rosnącego protekcjonizmu na świecie, w tym możliwych amerykańskich ceł na unijną produkcję, stoją wielkie wyzwania - zauważa Sonia Sobczyk-Grygiel. - Nasi sojusznicy i rywale zarazem, Amerykanie, mogą w jeszcze większym stopniu niż dotychczas stosować w tej kwestii politykę "dziel i rządź". Zachowanie jedności państw w UE w tych okolicznościach to także duże wyzwanie dla Polski w kontekście zbliżającej się polskiej prezydencji w UE.
Katarzyna Dybińska