Koronawirus: Hiszpańska turystyka czeka na koniec pandemii
W Hiszpanii powinien właśnie ruszać sezon turystyczny. Sektor, który wypracowuje ponad 12 proc. PKB i zatrudnia 13 proc. pracowników, w tym roku przyniesie straty. Ich wielkość zależeć będzie od szybkości opanowania pandemii koronawirusa. Na razie mówi się o kolejnym przedłużeniu stanu alarmowego, bo - jak donoszą lekarze - dzięki odosobnieniu zaczyna ubywać chorych.
Wielki Tydzień jest w Hiszpanii wolny od zajęć lekcyjnych i wszyscy, którzy mogą, opuszczają miasta i przenoszą się do swoich "segundas residencias" - drugich domów lub mieszkań. Ma je aż 20 proc. Hiszpanów - najwięcej ze wszystkich Europejczyków. Wtedy też pracę rozpoczynają zamknięte na zimę hotele i pensjonaty, a w nadmorskich miasteczkach ożywają bary i restauracje.
W Salou, jednym z ośmiu kurortów, przyciągających w Hiszpanii najwięcej turystów (łącznie odwiedza je w ciągu roku 67 mln osób), średnia roczna temperatura wynosi 21,3 stopnia Celsjusza, a słońce świeci tam przez 2500 godzin w ciągu roku (dla porównania w Warszawie - 1350 godzin).
W tym roku pierwsze hotele zaczęły przyjmować gości już na początku marca. Biura podróży donosiły wtedy, że rezerwacji na Wielki Tydzień jest o 4 proc. więcej niż w zeszłym roku. Poza sezonem, w Salou mieszka niespełna 27 tysięcy osób, latem liczba ta wzrasta nawet 15-krotnie. A w lipcu i sierpniu, kiedy do miasta ściągają setki tysięcy obcokrajowców - głównie Brytyjczyków i Francuzów, ale też Polaków - Salou nie usypia.
Teraz jego ulice świecą pustkami, a na tamtejsze plaże i nadmorski bulwar policja zakazała wejścia. Aby ratować kraj przed koronawirusem 19 marca rząd ogłosił zamknięcie hoteli, pensjonatów, barów i restauracji. Do minimum ograniczył wychodzenie z domu i zakazał osobom fizycznym poruszania się poza obrębem miejsc pobytu. - Nie wiem, kiedy podniesiemy żaluzje i zaczniemy pracować i czy w ogóle w tym roku je podniesiemy - żali się Interii Ramon, który od 6 lat jest kelnerem w barze w Salou.
Sezonowa praca, która trwa 7 miesięcy, jest dla niego podstawowym źródłem utrzymania. Pensja nie jest duża, na czysto dostaje niespełna 1000 euro. Ale dochodzą napiwki, czasem nawet 300 euro miesięcznie. W barze zjada obiady, a jak trzeba to śniadania i kolacje. Mieszka blisko i dzięki pracy może zaoszczędzić na "chude miesiące", kiedy żyje z dorywczych zajęć.
Podobnie w Hiszpanii radzi sobie tysiące rodzin. Sektor turystyki zatrudnia 2,6 miliona osób, wielu z nich do pracy sezonowej. - Przed kryzysem pracowałem na budowie, ale bańka pękła i wszystko runęło. Dlatego zmieniłem branżę, uważałem, że kelner nad morzem to najbezpieczniejsze zajęcie, bo słońca nigdy nie zabraknie. Kto mógł przewidzieć takie nieszczęście - narzeka Ramon.
Tylko podczas Wielkiego Tygodnia Półwysep Iberyjski odwiedza ponad 13 mln zagranicznych turystów, a w całym zeszłym roku - 84 mln. To przede wszystkim oni napędzają zyski sektora. Zdaniem Rady Turystyki (Mesa del Turismo), jeśli sezon rozpocznie się w czerwcu, to straty nie przekroczą 25 mld euro. Jeśli od połowy lipca, to wyniosą 45 mld euro, bo liczba zagranicznych turystów spadnie o 40 proc. Jeśli jednak przyjezdni z innych krajów zrezygnują w tym roku z wakacji w Hiszpanii, to - jak ostrzega Rada Turystyki - straty mogą wynieść nawet 90 mld euro.
Dlatego - zachęcają eksperci - w tym roku należy mocno stawiać na lokalnych gości. Isabel Diaz Ayuso, kierująca Wspólnotą Madrytu, regionem najbardziej dotkniętym pandemią, zaapelowała wczoraj do premiera Pedro Sancheza o rozpoczęcie w Hiszpanii kampanii na rzecz spędzenia wakacji w kraju i uratowania sektora przed ruiną.
- Boję się najgorszego - mówi Interii Francesc Caballe, zarządca luksusowego osiedla w Salou. W trzech stojących nad morzem blokach jest sto mieszkań. Na stałe zajętych jest 25, pozostałe - w Wielki Tydzień i w wakacje. - Obawiam się, że ludzie zaczną rezygnować z przyjazdów. Niektórzy z właścicieli przestali już opłacać czynsz. Boję się, że stracę pracę - przyznaje rozmówca.
Rząd skierował na wsparcie dla sektora 400 mln euro. Pokrzywdzeni mogą też korzystać z linii kredytowych, których poręczycielem jest państwo, a o które można ubiegać się od dzisiaj. Pedro Sanchez przeznaczy na nie w sumie 100 mld euro. Pierwsza transza, która właśnie trafiła do banków, to 20 mld euro. Zgodnie z zaleceniem rządu, pożyczki będą albo niżej oprocentowane albo pożyczkobiorcy dostaną więcej czasu na ich spłatę. MŚP mogą też odroczyć na pół roku składki na ubezpieczenia i otrzymać bezprocentowy mini-kredyt na opłacenie wynajmu lokalu.
Wiadomo jednak, że najlepszym lekarstwem dla turystyki jest odwołanie stanu alarmowego. To jednak będzie możliwe po opanowaniu pandemii. Ponieważ lekarze zapewniają, że odosobnienie przynosi efekty, stan wyjątkowy, który obowiązuje do Wielkanocy, zostanie prawdopodobnie przedłużony do 26 kwietnia. W tym tygodniu decyzję o tym podejmie hiszpański parlament.
Ewa Wysocka