Kraj gazem płynący
"Kraj gazem płynący" to film z gatunku science fiction i komputerowa manipulacja. Nikt nie uwierzy, że ze zwykłego kranu w kuchni może płynąć woda z ogniem - mówił na konferencji prasowej w Ministerstwie Środowiska główny geolog kraju Henryk Jezierski, jeden z najgorętszych orędowników wydobycia gazu łupkowego w Polsce. Rzeczywiście, aby w to uwierzyć, trzeba zobaczyć ten film albo trochę poczytać o amerykańskich problemach z technologiami stosowanymi przez firmy zajmujące się wydobyciem gazu z łupków.
Exxon Mobile, Chevron, ConocoPhillips czy Statoil to ogromny potencjał finansowy, potężne inwestycje i spore zyski. To giganci energetyki, obecni nie tylko w Stanach, ale też na coraz większych obszarach naszego globu. Również w Polsce, która do dziś wydała aż 87 koncesji na poszukiwanie gazu w pasie od Pomorza do Zamojszczyzny.
Ich posiadacze mają u nas zielone światło ze strony wszystkich sił politycznych, zjednoczonych wspólnym marzeniem o taniej energii. Tani gaz ma nas wzbogacić i uwolnić z niewygodnego uścisku Gazpromu. Jaki jest koszt realizacji tego marzenia?
Aby znaleźć odpowiedź na to pytanie, najlepiej zacząć od obejrzenia doskonałego dokumentu, który wzbudza takie kontrowersje wśród urzędników. "Kraj gazem płynący", który powstał w USA w 2010 roku, został uhonorowany nagrodą na festiwalu w Sundance i był nominowany do Oscara w 2011 roku. Jego autorem jest Josh Fox - młody amerykański reżyser, który z pewnością nie cieszy się wielką sympatią u przedstawicieli firm wydobywających gaz łupkowy. Jego film całkowicie zmienił "proekologiczny" obraz tego przemysłu w Ameryce, wykreowany przez gazowe lobby. Obnażając zagrożenia związane ze stosowaną w tym przemyśle technologią hydraulicznego szczelinowania, "Kraj gazem płynący" stał się jednym z najskuteczniejszych narzędzi dla przeciwników łupków.
W Polsce miał swoją premierę kinową na festiwalu Planete Doc w maju 2011 roku. Jednak jego fragmenty, dużo wcześniej dostępne w internecie, stały się źródłem wiedzy i ostrzeżeniem dla setek ludzi, którzy dowiadują się o poszukiwaniach gazu w swojej okolicy i na własnej skórze doświadczają "łupkowego cudu". Polscy urzędnicy niechętnie wypowiadają się na temat zagrożeń dla środowiska, a prasa pełna jest entuzjastycznych artykułów o przyszłych korzyściach dla polskiej gospodarki. Przeciętny polski rolnik o czekających go problemach na ogół dowiaduje się od sąsiadów lub z internetu. Mieszkańcy nielicznych wsi protestują i próbują stawiać opór, czego przykładem jest gmina Grabowo na Zamojszczyźnie. Czy ludzi tych czeka ten sam los, co mieszkańców zatrutej Pensylwanii, ojczyzny Foksa?
Josh Fox, podobnie jak tysiące innych Amerykanów, otrzymał pewnego dnia od jednej z firm wydobywczych propozycję finansową w zamian za prawa do wierceń na jego działce. Fox mieszkał na gazonośnym terenie Marcellus Shale w Pensylwanii, gdzie do dziś wzniesiono ponad 1300 szybów wiertniczych. Zamiast podpisać umowę i zainkasować 100 tysięcy dolarów, Fox wziął kamerę i zaczął z bliska przyglądać się skutkom wydobycia gazu łupkowego. W efekcie powstał wstrząsający dokument o spustoszeniach środowiskowych wyrządzonych przez producentów gazu łupkowego na terenie dwudziestu stanów USA.
Szkody te wynikają z dużego zużycia wody, zniszczenia krajobrazu, rozjeżdżania dróg, łąk i pól przez setki ciężarówek dowożących ciężki sprzęt i materiały do licznych punktów odwiertowych. Jednak największym zagrożeniem są toksyczne substancje chemiczne, które w milionach litrów wlewane są do otworów wiertniczych.
Firmy robiące odwierty chętnie wymieniają wodę i piasek jako podstawowy składnik tej mieszanki. To, co się do tego dodaje, jest objęte tajemnicą handlową. Jeszcze niedawno przedstawiciel firmy Halliburton, od lat zajmującej się odwiertami, Ron Heyden, zapytany o skład chemiczny mieszaniny, arogancko powołał się na sekretną recepturę Coca Coli, której nikt o to nie męczy. To, co udało się dotąd zidentyfikować (np. w badaniach publikowanych przez prof. Theo Colborn, amerykańską specjalistkę w zakresie toksykologii i epidemiologii), to setki toksycznych chemikaliów, używanych przez różne firmy, takich jak rakotwórcze acetony, benzeny, amoniak, fenol, tolueny czy chlorki metylu.
Pracownicy energetycznych koncernów powtarzają, że substancje te są pompowane daleko w głąb ziemi, co w bezpieczny sposób oddziela je kilometrami skały od wód gruntowych, zajmujących na ogół przestrzeń do 300 metrów głębokości. To prawda. Tyle, że do skażeń na ogół nie dochodzi w momencie, gdy woda penetruje podziemne szczeliny i wypycha gaz, ale gdy stamtąd wraca. Jak to się dzieje?
Do każdego odwiertu stosuje się około 50 milionów litrów wody z piaskiem (takie dane cytują nasi urzędnicy), z czego jeden procent stanowi wyżej wymieniona chemia. Jeden procent to 500 tysięcy litrów, które trzeba bezpiecznie przywieźć, składować, mieszać, wlewać. Potem łączy się je z milionami litrów wody i pod ogromnym ciśnieniem wtłacza głęboko w ziemię. W pewnym momencie ta zabójcza mieszanina, wzbogacona o dodatkowe "bogactwa" (np. metale ciężkie, uran czy bor) wymyte podczas wędrówki przez podziemne szczeliny, wraca na powierzchnię. Dotyczy to, co najmniej, 20 procent substancji wlanych (dla bezpieczeństwa również cytuję kalkulacje podane przez Ministerstwo Środowiska, są też opinie mówiące o większych ilościach), czyli ok. 10 milionów litrów, które trzeba trzymać jak najdalej od wód gruntowych i środowiska naturalnego. To właśnie na tym etapie dochodzi najczęściej do skażenia.
Amerykańska Agencja Ochrony Środowiska rok temu rozpoczęła kompleksowe badania nad wpływem technologii szczelinowania na jakość wód gruntowych w okolicy odwiertów. Prace potrwają kilka lat, bo, jak widać, problem stał się tak poważny, że postanowiono mu się przyjrzeć.
"Kraj gazem płynący" dotknął tematu na tyle trafnie, że wielomilionowe lobby producentów gazu otworzyło specjalną stronę internetową, by zamieścić na niej sprostowania. Można tam przeczytać, że gaz łupkowy jest wydobywany w sposób czysty i bezpieczny, a oskarżenia zawarte w filmie Foksa wypaczają pozytywny obraz rozciągający się wokół ponad 35 tysięcy szybów wiertniczych rozmieszczonych w 25 stanach USA. Fox twierdzi, że proponował koncernom gazowym, aby wskazały mu choć jedno miejsce, gdzie jest ponad 100 studni wiertniczych i ludzie nie mają problemów z powietrzem i wodą. Odpowiedź nigdy nie nadeszła.
W Polsce dyskusja na temat zagrożeń środowiskowych związanych z rozwojem tego przemysłu umarła zanim się narodziła. Nie ma publicznej debaty tak, jak we Francji czy Niemczech, gdzie kilka landów (np. Nadrenia Północna-Westfalia) ogłosiło moratoria na poszukiwania gazu łupkowego.
Na zorganizowanej w maju konferencji prasowej w Ministerstwie Środowiska wiceminister środowiska, zapytany o wątpliwości wyrażane przez rządy Francji i Niemiec, odpowiedział, że Polska jest w innej sytuacji energetycznej. Dodał, że Polska jest przygotowana do tego, by w pełni kontrolować proces poszukiwania i wydobywania gazu. Dla rozwiania wątpliwości, ministerstwo odsyła do stron internetowych, które, jak się okazuje, są sponsorowane przez grupę lobbingową "Energy in Depth", założoną przez konsorcja energetyczne w odpowiedzi na coraz liczniejsze głosy krytyki podnoszące się w Stanach.
Między wierszami przedstawiciele rządu jednak przyznają, że nie ma doskonałych rozwiązań i każda działalność energetyczna szkodzi...
Monika Libicka
W czasach walki o surowce energetyczne i boomu na ekologię hasło "gaz naturalny" może brzmieć jak objawienie. Gdy w maju 2008 roku Josh Fox otrzymał od pewnego koncernu naftowego listowną propozycję wydzierżawienia rodzinnej ziemi w Pensylwanii za 100 tysięcy dolarów, celem dokonania odwiertów gazu łupkowego, postanowił sprawdzić co kryje się za taką propozycją. Chcąc zebrać więcej informacji, odwiedził z kamerą mieszkańców Pensylwanii, Ohio i Wirginii Zachodniej. Był również w Dimock w Pensylwanii, gdzie właśnie dokonywano odwiertów. To tam spotkał rodziny, w domach których z kranu leciała woda, która przy zapalaniu płonęła, a mieszkańcy otwarcie opowiadali o chronicznych problemach ze zdrowiem oraz obawach o życie w zanieczyszczonym przez gaz łupkowy środowisku.
Boom na posiadanie gazu naturalnego jest dla Ameryki sprawą priorytetową, ale śpiąc na największych złożach gazu naturalnego na świecie, śni ona o energetycznej potędze, nie widząc tego, co dzieje się na jawie.
"Kraj gazem płynący" to drugi film w reżyserskiej karierze Josha Foxa (który jest również autorem scenariusza), zadedykowany organizacji non-profit o nazwie "Damascus Citizens for Sustainability". Kręcony przez 18 miesięcy, przez jednoosobową ekipę, z trzech kamer (nakręcono aż 200 godzin materiału), jest rodzajem filmowego travelogue'a, przedstawiającego skutki wydobycia gazu łupkowego.
"Kraj gazem płynący" wzbudził olbrzymie kontrowersje i pytania o bezpieczeństwo, a tym samym zasadność prowadzenia odwiertów w poszukiwaniu gazu łupkowego. Koncerny gazowe oficjalnie zaprzeczają faktom przedstawionym w filmie. Z kolei na oficjalnej stronie internetowej filmu (www.gaslandthemovie.com) pojawiają się oficjalne protesty oraz petycje w sprawie zaprzestania odwiertów.
Premiera "Kraju gazem płynącego" odbyła się w 2010 roku na festiwalu filmowym w Sundance, gdzie zdobył Nagrodę Specjalną Jury. Film uhonorowano również wieloma innymi nagrodami, w tym Wyróżnieniem Jury nagrody Green Warsaw Award na festiwalu Planete Doc w 2011 roku. W tym samym roku film otrzymał nominację do Oscara w kategorii "najlepszy pełnometrażowy film dokumentalny".
"Kraj gazem płynący" / "Gasland"
Scenariusz i reżyseria: Josh Fox
Zdjęcia: Josh Fox
Montaż: Matthew Sanchez
Muzyka: Susan Jacobs, Jackie Mulhearn
Dźwięk: Chris Davis, William Hsieh, Perry Levy, Abigail Savage
Występują: Josh Fox, Dick Cheney, Pete Seeger, Richard Nixon, Aubrey K. McClendon, Pat Fernelli, Ron Carter, Jean Carter, Norma Fiorentino, Debbie May, Mike Markham, Marsha Mendenhall, Dave Neslin, Jesse Ellsworth, Amee Ellsworth
Producenci: Josh Fox, Trish Adlesic, Molly Gandour
Produkcja: International WOW Company, HBO Documentary Films
Kraj: USA
Rok produkcji: 2010
Długość: 104 minuty
Dystrybucja w Polsce: Against Gravity
Wybrane nagrody i festiwale:
2011 - Nominacja do Oscara w kategorii "najlepszy pełnometrażowy film dokumentalny".
2011 - Wyróżnienie Specjalne Jury nagrody Green Warsaw Award na 8. festiwalu Planete Doc w Warszawie
2010 - Nagroda Specjalna Jury na FF w Sundance
2010 - Nagroda Specjalna Jury na FF w Sarasocie
2010 - Nagroda Główna Jury na Yale Environmental Film Festival
2010 - Nagroda Publiczności na Thin Line Film Festival
2010 - Artistic Vision Award na Big Sky Documentary Film Festival
2010 - Environmental Media Award, USA
2010 - FF w Los Angeles
2010 - FF w Sydney
2010 - FF TRUE/FALSE
2010 - Philadelphia Film Festival
2010 - Hot Docs w Toronto
2010 - MFF w Durbanie.
Jaka intencja kryje się za "Krajem gazem płynącym"?
- Z natury jestem bardzo uważną i zaangażowaną osobą. Chciałem prześwietlić problem wydobycia gazów łupkowych i rzucić na niego nowe światło. Chciałem, aby powstała prawdziwa debata wokół tego zagadnienia. Na początku nie wiedziałem jednak dokąd mnie to wszystko zaprowadzi. Film wzbudził wątpliwości, doprowadzając do powstania sprzeciwu wobec wydobycia gazu łupkowego i to nie tylko w Pensylwanii, lecz również w Nowym Jorku. Ludzie poznali i zrozumieli, że to po prostu grozi nam wszystkim katastrofą.
Strona internetowa filmu wydaje się pełnić rolę forum, które zaprasza do pisania listów do amerykańskiego Kongresu. Na ile tego typu protesty mogą jednak cokolwiek zmienić?
- Jestem przekonany, że można dokonać zmian, dopóki ludzie są na ulicach, szczególnie gdy ich poziom frustracji wzrasta. Po dużym proteście w Pittsburghu pojawił się zakaz odwiertów. Z kolei po proteście w Nowym Jorku pojawiło się moratorium. Dopóki ludzie są aktywni, jest szansa na zamiany.
Jak to się stało, że będąc raczej artystą teatru chwycił Pan za kamerę i wyreżyserował film dokumentalny?
- Mój dom nadal jest w Pensylwanii. Co prawda pracuję w Nowym Jorku jako reżyser teatralny, ale jestem bardzo ciekawy świata i ludzi. Kiedy pracuję z międzynarodową grupą aktorów, muszę najpierw ich wszystkich gruntownie poznać. Proces poznania leży u podstaw mojej pracy. Cały czas muszę się czegoś uczyć i analizować. Dotyczy to nie tylko ludzi, lecz również tematów, nad którymi pracuję w teatrze. W zasadzie dotyczy to całego mojego życia. I chociaż był to mój pierwszy tak poważny film, to jednak proces gromadzenia informacji i ich analizowania, tak ważny w tym przypadku, był mi już wcześniej dobrze znany.
Znany był Panu również rejon, o którym opowiada ten film.
- Mam duży sentyment do Pensylwanii i to nie tylko dlatego, że tam właśnie się urodziłem. Kiedy mój ojciec przyszedł do mnie z listem proponującym dzierżawę ziemi i zapytał, co o tym sądzę, postanowiłem przyjrzeć się temu wszystkiemu z bliska. W tym samym czasie trwał już spór pomiędzy ekologami a lokalnymi mieszkańcami, którzy zdecydowali się wydzierżawić ziemię. Doszło nawet do aktów przemocy. Nie mogłem więc nie zaangażować się w tę sprawę.
Jak wyglądało kręcenie zdjęć do tego filmu?
- Na początku myślałem o krótkim, kilkunastominutowym filmie, przedstawiającym skutki odwiertów dla mieszkańców mojej okolicy. Nie było bowiem zbyt wiele informacji na ten temat. Z czasem jednak przekonałem się, że to, co mówili przed kamerą przedstawiciele przemysłu wydobywczego, nie miało nic wspólnego z tym, co widziałem w rzeczywistości. Oni twierdzili, że postawią tylko zwykły hydrant z paliwem, nie będą wiercić, a ludzie nawet nie zauważą ich istnienia. Jak mieliby jednak wydobywać gaz bez wiercenia? Zacząłem być podejrzliwy i tropić całą sprawę. Nie byłem jednak przygotowany na to, co odkryję. Nikt nie był zresztą na to przygotowany.
- Gdzie kręcił Pan pierwsze zdjęcia?
- W Dimock i to było dla mnie straszne doświadczenie. Nikt nie wiedział, co się tam tak naprawdę dzieje. Zaczęli odwierty, ale nie informowali o tym ludzi. Nagle w ich kranach woda zmieniła kolor, była pełna bąbli i można ją było podpalić. Zrobiono testy i okazało się, że woda zawiera metale ciężkie. Wszyscy byli przerażeni, a w dodatku dzieci zaczęły chorować, bo przez wiele miesięcy piły zatrutą wodę. Gdy piły wodę butelkowaną, czuły się lepiej. Kiedy pojawiłem się tam z kamerą, atmosfera strachu była nie do przezwyciężenia. Czuło się ją niemal wszędzie, nikt nie chciał z nikim rozmawiać. Gdy odwiedziłem jednego z mieszkańców, ten dał mi dzbanek zatrutej wody i powiedział: "napij się i uciekaj stąd jak najdalej". Nie było to najmilsze powitanie. Ci ludzie czuli się kompletnie zdradzeni i okłamani, a poziom nieufności sięgnął zenitu. Każdy bał się każdego i nikt nikomu nie ufał.
Trudno było zatem namówić tych ludzi do udziału w filmie?
- Na początku nikt mi nie ufał. Opowiadano mi jakieś historie o testach, o tym, że woda jest zdrowa, ale nikt jej nie pije itd. Miesiąc zajęło mi rozszyfrowanie, o co w tym wszystkim chodzi. Robiono testy, które coś wykazywały, a potem mówiono ludziom coś innego. Gdy to wyszło na jaw, sytuacja się zmieniła, ale ludzie nadal sprowadzali sobie wodę. Przekonałem ich, że ten film może coś zmienić, że da im szansę na zmianę, na zawalczenie o ich własne prawa.
- Czy w Dimock nadal są odwierty?
- Tak, nawet jest ich więcej. Uzyskano bowiem dodatkowo 100 pozwoleń.
To niemożliwe!
- Tak działa ten przemysł, ale staramy się o moratorium. Żądamy wstrzymania odwiertów na 5 lat i dokonania gruntowanych badań nad ich skutkami dla ludzi i otoczenia. Chcemy, aby prowadzili je niezależni naukowcy z uniwersytetu. Obecnie nie prowadzi się tam żadnych badań. Mieszkańcy tego rejonu maja zrujnowane zdrowie, a ludziom wciska się kit, że zaprzestanie wydobycia gazu łupkowego zrujnuje krajową gospodarkę.
Czym tak naprawdę są odwierty?
- To rodzaj hydraulicznego wwiercania się w ziemię, który był stosowany dotychczas, ale nie pod takim ciśnieniem i bez użycia chemii. Wwiercenia mają różną głębokość i pochłaniają miliony litrów płynów, które są wpompowywane w skały i je rozsadzają. Gdy stoimy w okolicy odwiertu, czujemy pod stopami drgania ziemi. To skutek rozsadzania skał, w które wpuszczana jest czysta chemia. To ona powoduje potem zanieczyszczenie środowiska.
Czy pękające skały mogą być niebezpieczne?
- Oczywiście. Pod ich pokrywą żyją przecież bakterie, które nigdy nie były na powierzchni ziemi. Nie wiemy jak się będą zachowywać i jaki skutek będzie to mieć dla człowieka.
Jak długo powstawał film?
Większa część filmu powstała pomiędzy lutym a kwietniem 2009 roku. Kilka wywiadów nakręciłem w maju i czerwcu, a na jesieni kończyłem zdjęcia plenerów. W zasadzie pracę nad filmem skończyłem jednak na dzień przed rozpoczęciem festiwalu w Sundance i wtedy naprawdę liczył się czas. Dlatego towarzyszył nam duży pośpiech.
Czy podczas kręcenia zdjęć bał się Pan czegokolwiek?
- Nie bałem się, raczej byłem lekko przestraszony. Kilka razy mi grożono. Groźby padały z ust właścicieli ziemi oraz przedstawicieli koncernu. Straszono mnie aresztem. Żądano też pieniędzy za zdjęcia.
"Kraj gazem płynący" pokazuje jedną z największych katastrof ekologicznych w Stanach. Jakie nadzieje wiąże Pana z tym filmem?
- Mam nadzieję, że ten film otworzy nam wszystkim oczy na to, czym tak naprawdę jest wydobycie gazu łupkowego i z czym się ono wiąże. Pokaże skalę zanieczyszczenia środowiska, jak również manipulatorskich praktyk stosowanych przez PR wielkich koncernów paliwowych, które próbują przekonać nas, że gaz łupkowy jest dla nas przyszłością, bo jest mniej trujący od innych paliw. A tak naprawdę to taki sam rodzaj paliwa, z takimi samymi negatywnymi skutkami dla środowiska. Mam również nadzieję, że ten film pobudzi nas do działania, wyzwoli energię i zapał do zastanowienia się, czy kierunek, w jakim zmierza nasz świat, jest rzeczywiście dobry. Gdybyśmy przeznaczyli pieniądze i energię, które wydatkujemy na wydobycie łupków, na oczyszczanie naszej planety, skutki byłyby znacznie bardziej opłacalne.
Josh Fox - amerykański reżyser teatralny i filmowy, scenarzysta, producent, twórca i dyrektor artystyczny międzynarodowej grupy pod nazwą "WOW COMPANY", zrzeszającej artystów i działaczy społecznych z rożnych kultur i stron świata. Celem grupy jest realizacja artystycznych projektów dotykających społeczno-kulturalno-politycznej problematyki świata współczesnego.
Filmografia:
2010 - Kraj gazem płynący (Gasland)
2008 - Memorial Day.
"Kraj gazem płynący" to jeden z najciekawszych, najbardziej ekspresyjnych i oddziałujących na wyobraźnię ekologicznych filmów dokumentalnych ostatnich lat. To poważne ostrzeżenie przeciwko wydobyciu gazów naturalnych." (Variety)
"Kraj gazem płynący" to interesująca opowieść o rzeczywistości, którą ogląda się tym bardziej uważnie, że warstwa wizualna jest niebywale poetycka i liryczna." (Rotten Tomatoes)
"Kraj gazem płynący" to niesamowity i w dodatku obiektywny dziennik, dokumentujący zasady działania koncernów paliwowych. To rodzaj rachunku, jaki zaangażowany w ekologię reżyser wystawia współczesnemu przemysłowi paliwowemu." (Indie Wire)
"Oparty na przemyślanych zdjęciach i dobrze dobranej muzyce "Kraj gazem płynący" jest na wpół smutny, a na wpół przerażający. Jeśli ten film nie poruszy kogoś do głębi, to znaczy, że ten ktoś ma serce z kamienia." (Denton Record Chronicle)
"Kraj gazem płynący" to świetnie nakręcony dokumentalny horror z najwyższej półki. Nie można go przegapić. To najlepszy film dokumentalny ostatnich lat." (The Independent).