Kryzys energetyczny. W Niemczech rozważane jest... zamykanie sklepów w poniedziałki
Zamknięte sklepy w niedziele nie robią już na nikim wrażenia, a tymczasem zaraz może okazać się, że punkty handlowe nie będą wpuszczać klientów... również w poniedziałki. Tyle, że nie w Polsce, a w Niemczech, gdzie kryzys energetyczny może okazać się jeszcze dotkliwszy niż u nas - informują wiadomościhandlowe.pl.
O sprawie donoszą liczne niemieckie media. Według SWR, w niektórych landach - wśród nich Nadrenii-Palatynacie - trwają dyskusje o potencjalnym ograniczaniu czasu, kiedy sklepy są otwarte.
W grę wchodzi skrócenie godzin otwarcia sklepów we wszystkie dni tygodnia, poprzez późniejsze otwieranie albo wcześniejsze zamykanie placówek. Na taki ruch zdecydowały się już w Niemczech niektóre znane sieci handlowe, m.in. Aldi, Lidl, czy Kaufland.
To jednak nie wszystko. Według niemieckich mediów, omawiany jest nawet również scenariusz całkowitego pozostawienia sklepów zamkniętymi w jeden dodatkowy dzień (poza niedzielą), a mianowicie w poniedziałek. Cytowani przedstawiciele branżowych organizacji zwracają uwagę, że byłby to krok drastyczny, ponieważ poniedziałek to jeden z najlepszych dni w tygodniu pod względem sprzedaży, zwłaszcza w sklepach ogólnospożywczych.
W materiałach niemieckich mediów zabrakło precyzyjnej informacji, czy w kontekście uczynienia poniedziałku dniem z zamkniętymi sklepami mowa jest o potencjalnych, oddolnych działaniach właścicieli placówek handlowych, czy raczej o zmianie prawa na poziomie konkretnych landów lub nawet całego państwa. A to spora różnica.
Echo24.de donosi, że niektóre sieci w Niemczech ograniczają same z siebie godziny otwarcia sklepów nie tylko po to, by oszczędzać energię. Istotnym czynnikiem jest także niedobór personelu m.in. z powodu koronawirusa, grypy i innych sezonowych chorób. Zwraca się także uwagę, że w późnych godzinach wieczornych klientów w sklepie jest stosunkowo niewielu, dlatego skrócenie godzin otwarcia staje się ruchem opłacalnym. Klienci są ponoć wyrozumiali, zdają sobie bowiem sprawę z kryzysu energetycznego, z jakim mierzy się niemiecka (i europejska) gospodarka.
Możliwości skracania godzin otwarcia sklepów zlokalizowanych poza dużymi miastami są jednak ograniczone. Niemieckie media zwracają uwagę, że już przed kryzysem na obszarach wiejskich wiele sklepów działało tylko do godziny 20. Zamknięcie sklepu o godzinie 19 albo nawet wcześniej wiązałoby się z trudnościami w robieniu zakupów zwłaszcza dla osób pracujących.
Przypomnijmy, że sklepy w Niemczech - niezależnie od samodzielnych inicjatyw w zakresie ograniczania zużycia energii - od września muszą pilnować, by temperatura na sali sprzedaży nie przekroczyła 19 stopni. W celu oszczędności energii, w całym kraju wprowadzono też zakaz podświetlania szyldów sklepowych w nocy (między 22 a 6 rano).
Śródtytuły pochodzą od redakcji
Zobacz także: