Krzyk rozdartej duszy

Namalowany w 1893 roku obraz norweskiego malarza Edvarda Muncha "Krzyk" został sprzedany w maju w Nowym Jorku za rekordową sumę 120 mln dol. Malarz za życia wyjaśniał, że dzieło powstało podczas nagłego ataku strachu podczas spaceru w Oslo i widoku czerwonego nieba. Ale mogło być inaczej.

Osoby znające Muncha twierdzą w swoich wspomnieniach, że obraz mógł być efektem złamanego serca artysty po utracie dziewczyny - Norweżki Dagny Juel, odbitej mu przez polskiego przyjaciela Stanisława Przybyszewskiego.

Edvard Munch spotkał Przybyszewskiego w Berlinie w piwiarni "Pod czarnym prosiakiem", w której pod koniec XIX wieku spotykali się skandynawscy artyści i berlińska bohema artystyczna. Przywódcą był charyzmatyczny polski multiartysta i performer - Stanisław Przybyszewski. Pewnego dnia, wiosną 1893 roku do oberży przyszła odbywająca studia muzyczne w Berlinie piękna Norweżka.

Reklama

Dagny Juel stała się natychmiast muzą skandynawskich artystów i od pierwszego wejrzenia zakochał się w niej Munch. Byli parą, lecz Dagny nie była stała w uczuciach. Przeżyła m.in. burzliwy romans ze szwedzkim dramaturgiem Augustem Strindbergiem, a pewnego wieczoru wyszła z piwiarni z Polakiem, z którym w sierpniu tego samego roku wzięła ślub.

Załamany Munch podobno nie mógł sobie z sobą dać rady. Wyjechał do Norwegii, rzucił się w wir pracy i namalował najlepszy obraz w swojej karierze, wstrząsający "Krzyk".

Jaka była geneza powstania obrazu nie dowiemy się nigdy, lecz historycy sztuki w dalszym ciągu ją badają. "Krzyk" powstał w 1893 roku - według zapisu z dziennika malarza, pewnego dnia spacerując ze wzgórza Ekeberg, gdzie w szpitalu psychiatrycznym przebywała jego siostra, na jednym z mostków w kierunku centrum zobaczył nad fiordem niebo w kolorze czerwonym. Jak się później okazało zjawisko było wynikiem erupcji wulkanu Krakatau na Indonezji w sierpniu 1893 r., lecz niebo nad Oslo zaczerwieniło się dopiero w listopadzie, czyli trzy miesiące po ślubie Juel.

Wtedy miał powstać obraz będący, zdaniem krytyków, odzwierciedleniem egzystencjalnego bólu i strachu przed apokalipsą, a dla innych - złamanego serca, zwłaszcza, że zmarły w 1944 roku Munch nigdy się nie ożenił, a następnym obrazem po "Krzyku" było dzieło pod tytułem "Wampir" z tytułem roboczym "Miłość i ból".

Przybyszewski musiał odegrać wielką rolę w życiu Norwega, ponieważ na dziesiątkach szkiców malarza wystawionych w jego muzeum w Oslo pojawia się twarz Polaka, a w ich tytułach zawarte są słowa: potwór, diabeł i wampir.

Biznes INTERIA.PL na Facebooku. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

"Krzyk" powstał w czterech wersjach. Jedna z nich, namalowana akwarelami, sprzedana została 3 maja na trwającej zaledwie 19 minut aukcji w Nowym Jorku za rekordowe 107 mln dolarów, lecz razem z prowizją dla domu aukcyjnego Sotheby's kupujący musiał zapłacić 119,9 mln dol. Nabywcą nie była - jak sądzono - norweska państwowa fundacja, lecz emir Kataru, szejk Hamad bin Khalifa Al Thani.

Poza sprzedaną wersją, trzy znajdują się w posiadaniu Muzeum Muncha w Oslo i galerii narodowej. Najważniejsze dzieło norweskiej kultury od lat wzbudza zainteresowanie tak duże, że dwa razy było kradzione. Pierwszy raz 12 lutego 1994 r., podczas ceremonii otwarcia zimowej olimpiady w Lillehammer, a drugi 10 lat później. Oba obrazy zostały odnalezione.

Tym razem obraz sprzedany w Nowym Jorku już raczej nigdy do Norwegii nie powróci, chociaż poprzedni właściciel Petter Olsen miał nadzieję, że "Krzyk" kupi Norwegia. Sam postanowił przekazać pieniądze na budowę centrum sztuki nowoczesnej w Vestby pod Oslo.

Zbigniew Kuczyński

Private Banking
Dowiedz się więcej na temat: sztuka | obraz | krzyki | Private Banking | Rozdarci | dusz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »