Kto dziś decyduje się na dziecko? Rodzina jest na łasce
Kto dziś decyduje się na dziecko? Albo szczęściarze, których na nie stać, bo są bogaci, albo udało im się znaleźć pracę na etacie. Obie te rzeczy niekoniecznie idą w parze. Ale bez nich na dziecko zdecydować się bardzo trudno. W Polsce bowiem państwo pomaga tylko wybranym. Lepszym.
Wydłużenie płatnego urlopu macierzyńskiego do roku to dobra decyzja. Teraz czas na kolejne, bo rzeczywistość macierzyństwa budzi grozę. Trudno w Polsce decydować się na dziecko.
W połowie czerwca wejdzie w życie ustawa wydłużająca urlopy macierzyńskie o pół roku. Rodzicie dzieci, które urodziły się po 31 grudnia 2012 r. będą mogli wykorzystać 26 tygodni urlopu rodzicielskiego na opiekę nad dzieckiem. Tak postanowił w ubiegłym tygodniu sejm. Ustawa obejmie rodziców, którzy teraz przebywają na urlopach macierzyńskich - po zmianach będą mieli 20 tygodni urlopu macierzyńskiego (w tym 14 tylko dla matki), sześć tygodni dodatkowego urlopu macierzyńskiego (tak, jak dotychczas) i 26 tygodni rodzicielskiego (to nowość).
Z wydłużonego urlopu będą mogli skorzystać rodzice zatrudnieni na etacie oraz tylko ci prowadzący jednoosobowe firmy lub zatrudnieni na umowach-zleceniach, którzy indywidualnie płacą składki ubezpieczeniowe. Teraz za urlop macierzyński otrzymuje się zasiłek w wysokości 100 proc. dotychczasowego wynagrodzenia. Po wydłużeniu stawka spadnie do 80 proc. (będzie też można pobierać 100 proc. przez pierwsze pół roku i 60 proc. przez drugie pół).
Kto dziś decyduje się na dziecko? Albo szczęściarze, których na nie stać, bo są bogaci, albo udało im się znaleźć pracę na etacie. Obie te rzeczy niekoniecznie idą w parze. Ale bez nich na dziecko zdecydować się bardzo trudno. W Polsce bowiem państwo pomaga tylko wybranym. Lepszym.
- Płatne urlopy macierzyńskie czy wychowawcze należą się tylko kobietom, które są zatrudnione na etacie. A więc kryterium opieki ze strony państwa nie jest wcale urodzenie dziecka, a praca matki. To trzeba zmienić. Płatny urlop rodzicielski powinien być związany z samym urodzeniem dziecka. Tego wymaga odpowiedzialna polityka prorodzinna. Dzietność nie może zależeć od umowy o pracę czy płacenia składki chorobowej. Ciąża to nie choroba - podkreśla Paweł Woliński, prezes Fundacji Mamy i Taty.
Pokazuje to przykład Iwony. Przyjechała do Warszawy dwa lata temu z północno-wschodniej Polski. Najpierw przez kilka miesięcy pracowała w kiosku. Od prawie roku pracuje w sklepie spożywczym na jednym z dworców kolejowych. Na czarno. Ale i tak jest zadowolona. Szef płaci w terminie, czasem nawet pożyczy na poczet przyszłej wypłaty. Na rękę dostaje ok. 1500 zł. O dziecku na razie nawet nie chce myśleć. Przede wszystkim jej nie stać. Nawet gdyby zaszła w ciążę, nie ma co liczyć na urlop macierzyński ani inne świadczenia. Nie jest przecież ubezpieczona.
Jej narzeczony pracuje w budowlance. Dopiero w maju udało mu się znaleźć pracę. Zadłużyli się, by mieć na opłaty. Chcą oddać długi i wrócić do siebie. Mówią, że życie w Warszawie się nie opłaca. Mają nadzieję, że u siebie znajdą pracę, etat, który da im ubezpieczenie. Myślą o wyjeździe za granicę. Dziecko? Nie teraz. Może za kilka lat. Może.
Demografowie obawiają się, że po wydłużeniu urlopów rodzicielskich politycy osiądą na laurach. A i tak w tej kwestii przez ostatnie 20 lat nie zrobili wiele. Aby naprawdę pomóc młodym rodzicom trzeba nie tylko wydłużenia urlopów dla wszystkich (nie tylko zatrudnionych na etacie), ale też wsparcia w późniejszym okresie: dostępu do pediatrów, żłobków i przedszkoli, ulg podatkowych i zasiłków.
- W Polsce decyzja o kolejnym dziecku jest problematyczna. Połowa małżeństw ma tylko jedno, chociaż jak pokazują badania aż 80 proc. chciałoby mieć więcej dzieci. Tutaj same zasiłki i urlopy nie wystarczą.
Potrzebna jest kompleksowa zmiana. Dopiero po 20 latach zaczyna się coś w tej kwestii ruszać, widzi się problemy. A przecież już od początku lat 90. wiadomo było, jaka będzie dziś sytuacja demograficzna - wskazuje Paweł Woliński.
Szef Fundacji Mamy i Taty zwraca uwagę, że są pomysły pomocy młodym rodzicom, które wcale nie obciążą budżetu. Od wielu lat młodsze rodzeństwo nie może korzystać z podręczników starszych braci i sióstr. Ciągle zmieniająca się podstawa programowa i lobbing wydawnictw sprawiają, że z początkiem roku szkolnego rodzice uczniów wydają po kilkaset złotych na podręczniki.
Poważną barierą przed decyzją o rodzicielstwie są niskie zarobki. Państwo nie wspiera gorzej zarabiających. Zasiłki przysługują tylko skrajnie biednym. Ulgi podatkowe rozliczane są raz w roku, nie pomagają na co dzień. Do tego wszystkie miejsca w publicznych przedszkolach zajęte są przez dzieci samotnych rodziców, a prywatne to wydatek często ponad 1000 zł miesięcznie.
Starszy syn Ani ma pięć lat i dzięki obowiązkowemu przygotowaniu przedszkolnemu dopiero w tym roku udało mu się dostać do państwowego przedszkola. To spora ulga i kilkaset złotych mniej do zapłaty. Ale półroczna córka będzie musiała pójść do prywatnego żłobka. Jej mama nie zdecyduje się na dłuższy urlop macierzyński.
Zagłosuj w internetowym referendum w sprawie OFE
- Przy moich zarobkach wydłużenie urlopu macierzyńskiego nie wchodzi w grę. W poprzedniej firmie zwolniono mnie jak już byłam w ciąży. Jeszcze wtedy o ciąży nie wiedziałam, a później nie miałam już siły walczyć w sądzie. Pieniądze były jednak potrzebne. Mój facet prowadzi maleńką firmę komputerową, ale klienci często mu nie płacą lub robią to z dużym opóźnieniem. Znalazłam na szybko pracę, ale za dość śmieszne, by nie powiedzieć żenujące, pieniądze. Na życie nam jednak wystarczyło. Tylko co dalej? Moja córka urodziła się na początku stycznia, więc teoretycznie mogę iść na roczny urlop macierzyński. Ale póki nie ma jeszcze ustawy dostaję od państwa 100 proc. pensji. Jeśli po pół roku zdecyduję się na dalszy urlop, będę dostawać 60 proc. A za to już nie będzie nas stać na utrzymanie rodziny. Te kilkaset złotych to dla nas być albo nie być. Dlatego znów szukam pracy - mówi Ania.
Syn Joanny urodził się pod koniec ubiegłego roku. Gdy była w ciąży mówiło się o wydłużeniu urlopu macierzyńskiego. Bardzo na to liczyła. - Dla mnie roczny urlop byłby bardzo dobrym rozwiązaniem. Ale niestety mój syn urodził się przed terminem i wydłużony urlop macierzyński mnie nie objął. Teraz macierzyński już mi się skończył. Sytuacja jest nieciekawa - mówi młoda mama.
Joanna w ciąży nie mogła pracować.
- Ponieważ drugą połowę ciąży byłam na zwolnieniu lekarskim, nie wykorzystałam urlopu wypoczynkowego za zeszły rok. Chciałam to zrobić teraz, jak skończył mi się macierzyński. Niestety, pojawił się problem. Szef powiedział, że owszem, mogę iść na urlop, ale on mi za niego nie zapłaci. Składki na ZUS tak, ale mi pieniędzy nie da. Byłam w szoku. Próbowałam z nim rozmawiać, ale powiedział, że jego zdaniem urlop mi się nie należy, bo byłam na zwolnieniu. Mogłam oczywiście iść z tym do sądu albo inspekcji pracy. Ale to malutka firma. Wiem, że po czymś takim nie miałabym po co wracać. Na razie poszłam na urlop wychowawczy. Utrzymuje nas mąż, ale sytuacja finansowa bardzo się pogorszyła. Boję się co będzie dalej. Wiem, że młodym matkom ciężko znaleźć pracę - podkreśla Joanna.
Na to jednak też jest sposób. - Państwo powinno płacić za młode matki składki na ubezpieczenie społeczne. Wtedy pracodawcy biliby się o przyjmowanie ich do pracy. To system stosowany w wielu krajach - zwraca uwagę Paweł Woliński.
Wszelkie zniżki składek na ZUS spotykają się od razu z oporem ministra finansów. Trzeba jednak pamiętać, że składki ZUS to zobowiązanie na przyszłość. A kto zadba o naszą przyszłość, jeśli nie dzisiejsze dzieci?
Imiona matek na ich prośbę zostały zmienione.
Maciej Chudkiewicz
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze