Którędy popłynie ropa?

Na zdjęciach satelitarnych naftoport w Primorsku wygląda niepozornie. Długa betonowa nitka wychodząca na pięćset metrów w morze, na lądzie obok kilkanaście wielkich zbiorników. Jednak te niepozorne instalacje oznaczają najprawdopodobniej wielkie przetasowania w europejskim systemie transportu ropy. Dotknie to i nasz kraj.

Przerabiana przez polskie rafinerie ropa w ponad 90 proc. pochodzi z Rosji. Dotychczas transportowano ją w ogromnej większości ropociągami. Tyle że zbudowane już ponad 30 lat temu instalacje wymagają remontów. Nie ma z tym problemów w naszym kraju. Zajmujący się ich eksploatacją PERN na bieżąco kontroluje stan techniczny urządzeń oraz prowadzi wymagane remonty.

Niestety, polski odcinek "Przyjaźni" to tylko niewielki ułamek surowcowego szlaku. Większość prowadzi poprzez terytorium Białorusi i Rosji. Co prawda nadzorujący ze strony Rosjan ropociągi Transnieft tłumaczy, że stan techniczny rury jest dobry, ale nie wyklucza w przyszłości wyłączeń spowodowanych właśnie kwestiami "technicznymi".

Reklama

To jednak nie problemy techniczne spędzają sen z powiek rosyjskim analitykom. Moskwa pracuje nad takim rozwiązaniem, które pozwoliłoby wyeliminować pośredników w transporcie ropy.

Rosja chce decydować

Dlaczego w ostatnich miesiącach prace Rosji nad uzależnieniem się od krajów tranzytowych nabrały ogromnego przyspieszenia? Przenieśmy się kilka miesięcy wstecz do Moskwy. Trwa właśnie konflikt białorusko-rosyjski. Mińsk nie godzi się spokojnie na dyktowane przez Rosjan podwyżki cen surowca. W zamian nakłada wyższe cła na transportowaną przez swoje terytorium rosyjską ropę. W odwecie Moskwa zamyka kurek z ropą. Bez surowca zostaje kilka rafinerii w Polsce i Niemczech. Awantura na całego.

Czy to była kropla, która przelała czarę goryczy i spowodowała zintensyfikowanie prac Rosjan nad pozbyciem się krajów tranzytowych? Raczej nie. Była jednak kolejnym wydarzeniem, który utwierdził Rosjan w przekonaniu, że pośrednicy mogą próbować stawiać warunki. Zwłaszcza, że pośrednicy dysponowali dość potężnym argumentem. Brak możliwości przesyłu ropy spowodowałby konieczność wstrzymania jej wydobycia i to na długie miesiące. Ponowne uruchomienie odwiertów w czasie syberyjskiej zimy ze względów technicznych nie byłoby bowiem możliwe. Straty liczono by w miliardach dolarów.

Warto dodać także, że właśnie "w okolicach awantury" w Rosji doprecyzowano pomysły, jak pozbyć się pośredników.

- Rosjanie już wcześniej mówili, że będą chcieli aby przez ich porty przechodził surowiec na eksport. Nie chcą się dzielić wpływami, więc należy się liczyć z tym, że ropa "Przyjaźnią" może przestać płynąć - mówi wiceprezes PKN Orlen Cezary Filipowicz, w spółce odpowiedzialny za wydobycie i handel ropą.

Obchodzenie rurociągów

Skoro nie przez Białoruś i Polskę, to jak Rosja chce eksportować ponad 50 mln ton ropy? Tu pora powrócić do Primorska. Terminal, mimo że niepozorny, już wkrótce stanie się jednym z ważniejszych portów naftowych na świecie. Początkowo miał pełnić drugorzędną rolę. Rocznie miało tam być ładowanych kilkanaście mln ton ropy. Jednak tak było na początku dekady.

Teraz zdolności przeładunkowe Primorska sięgają 75 mln ton. W ciągu kilku lat mają się podwoić. Przez Primorsk Rosja chce wywozić rocznie nawet 150 mln ton ropy oraz produktów ropopochodnych.

Władze Rosji zatwierdziły już decyzję o rozbudowie portu. - Jesteśmy przygotowani na odbiór ropy drogą morską - przyznaje wiceprezes PKN Orlen Cezary Filipowicz.
- Badamy takie scenariusze - w Możejkach testujemy podobne rozwiązanie.

Zarazem zaznacza, że nie będzie to dla Orlenu specjalnym problemem. Płocki zakład jest bowiem połączony z terminalem naftowym w Gdańsku ropociągiem.

Co więcej, nie ma także potrzeby np. rozbudowy Naftoportu. Aktualnie ma on możliwość przyjmowania do 33 mln ton ropy rocznie (na trzech stanowiskach przeładunkowych).

Według specjalistów, właściwie bez większych inwestycji zdolności przeładunkowe można szybko zwiększyć, nawet o 50 proc. - do około 50 mln ton surowca. Wąskim gardłem jest jednak ropociąg na południe. Może on przesyłać tylko 30 mln ton ropy rocznie. W przypadku zwiększenia produkcji paliw przez Płock z obecnych niespełna 14 do 18 mln ton pojawiłby się problem. Reszta mocy przesyłowych jest bowiem zarezerwowana dla rafinerii w Niemczech.

A skąd pewność, że w ogóle "Przyjaźnią" przestanie płynąć ropa? Wskazuje na to kilka poszlak. Kluczową jest podjęta niedawno decyzja w sprawie budowy na terytorium Rosji ropociągu Uniecza-Primorsk. W praktyce oznacza to bowiem skierowanie strumienia surowca, który był pompowany ropociągiem "Przyjaźń" do Primorska. Polska rura może więc wyschnąć.

Naftoport warunkiem bezpieczeństwa

Nic więc dziwnego, że Naftoport w Gdańsku staje się teraz jedną z najistotniejszych części składowych bezpieczeństwa energetycznego kraju. Co warte podkreślenia, Naftoport jest w stanie przyjmować naprawdę duże statki. We wrześniu 2003 roku do Gdańska zawinął tankowiec o nazwie Front Chief długości 334 m i szerokości 58 m. Był to największy tankowiec, jaki do tej pory został obsłużony w porcie Morza Bałtyckiego.

Od tej daty Naftoport obsłużył na swoich stanowiskach ponad 11 tankowców VLCC (Very Large Crude Carrier - klasa tankowców o ładowności 160-319 tys.).

Jednak posiadanie Naftoportu to nie wszystko. Równie ważne jest dysponowanie tankowcami. Na szczęście, w porównaniu z metanowcami wykorzystywanymi w transporcie gazu, na rynku jest ich pod dostatkiem. Inna sprawa, że część to jednostki wysłużone. A takie na Bałtyk nie powinny mieć wstępu. Nasze morze ze względu na bardzo wąskie połączenie z Atlantykiem jest bowiem szczególnie wrażliwe na wszelkie zanieczyszczenia.

W przypadku powtórzenia się katastrofy w skali Exxon Valdez, Prestige Oil Spill czy Torrey Canyon, skutki dla ekosystemu Bałtyku byłyby naprawdę opłakane.

Ropa zdrożeje albo nie...

Poważnym następstwem ewentualnego odbioru rosyjskiej ropy naftoportem może być wzrost jej cen. Szefowie Orlenu tłumaczą jednak, że nie jest to wcale przesądzone.
- Mamy podpisane umowy na kupno surowca po określonych cenach. Sama zmiana sposobu dostaw nie musi oznaczać automatycznych podwyżek - przekonuje prezes Orlenu Piotr Kownacki.

Czy tak faktycznie się stanie? Specjaliści z Biura Maklerskiego Reflex zajmującego się monitorowaniem cen paliw także sądzą, że faktycznie transport tankowcami wcale nie musi oznaczać wzrostu. A w przypadku rafinerii w Gdańsku odpadną ewentualne koszty przesyłu surowca od białoruskiej granicy. Natomiast nowym dodatkowym kosztem będzie opłata za rozładunek tankowca.

Kto może więc stracić na nowym kierunku? Chyba najwięcej Przedsiębiorstwo Eksploatacji Rurociągów Naftowych, które zarabiało na transporcie ropy polskim odcinkiem "Przyjaźni".

Jednak, jak uważa p.o. prezesa spółki Marcin Jastrzębski, i to nie jest wcale przesądzone.
- Dla nas to nie jest różnica. Od granicy z Białorusią do Płocka jest w przybliżeniu tyle samo, co z Naftoportu do płockiej rafinerii - mówi Jastrzębski.

Jedyną więc faktyczną stratą może być zaprzestanie korzystania z usług PERN przez zakład w Gdańsku.

Paradoksalnie starania Rosjan, aby pozbyć się pośredników mogą, o czym na razie się nie mówi, wpłynąć na zdywersyfikowanie dostaw ropy do naszego kraju. Dotychczas bowiem Polska była niemalże zakładnikiem dostaw rurowych. Skoro tych zabraknie, być może częściej niż teraz do gdańskiego portu zaczną wpływać tankowce z ropą inną niż rosyjska. Jedynym bowiem argumentem za odbiorem dostaw z tego, a nie innego kierunku, powinna być kalkulacja cenowa.

- Zawsze jesteśmy gotowi na odbiór tańszej ropy z innego niż rosyjski kierunku - przyznaje prezes Grupy Lotos Paweł Olechnowicz.

Także prezes Orlenu Piotr Kownacki uważa, że w nowych warunkach może zmniejszyć się wielkość zakupów ropy w Rosji. Zresztą dla obu firm zakup innej ropy niż Ural Brent nie jest niczym nowym. Gdańsk od czasu do czasu posiłkuje się surowcem z Kuwejtu, czeskie rafinerie Orlenu "jadą" także w znacznej części na arabskiej ropie (dostawy ropociągiem IKL).

Taką możliwość widzą chyba i sami Rosjanie. Nie da się bowiem ukryć, że Rosja jest zainteresowana dostawami ropy do polskich rafinerii. Obecnie rocznie odbierają one bowiem około 30 mln ton rosyjskiego surowca. W przypadku zmiany kierunków ich zaopatrywania, Rosjanie mieliby dość poważny kłopot. Ulokowanie na rynku takiej ilości silnie zasiarczonego surowca wcale nie byłoby takie proste.

Dariusz Malinowski

Dowiedz się więcej na temat: morze | Rosjanie | ropa naftowa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »