Kwota wolna od podatku do zmiany? Oto, co proponują politycy przed wyborami

Na pozór wszystko jest jasne - im większa kwota wolna od podatku tym bardziej zadowolony obywatel. Eksperci ostrzegają jednak, że to wcale nie takie proste i pozorny zysk ostatecznie może nam zaszkodzić.

  • PIS podniosło kwotę wolną od podatku do 30 tys. zł
  • PO proponuje jej podwojenie
  • Trzecia Droga chce rozliczać kwotę wolną w ramach rodziny
  • Lewica proponuje pozostawić kwotę wolną na obecnym poziomie
  • Konfederacja proponuje kwotę wolną jako 12-krotność płacy minimalnej

Ile partii, tyle propozycji

Kwota wolna od podatku to - zgodnie z nazwą - część naszych dochodów, której nie musimy opodatkować. Jaka część? W tej kwestii naprawdę mamy w czym wybierać - każde z liczących się ugrupowań politycznych ma tu własną koncepcję. PIS, który za swoich rządów podniósł kwotę wolną do 30 tys. zł, chce jej utrzymania, jego główny konkurent czyli PO - podwojenia do 60 tys. zł. Polska 2050 i PSL proponują by kwota wolna od podatku pozostała na obecnym poziomie, ale dotyczyła każdego członka rodziny - zarówno dorosłych, jak i dzieci. Konfederacja chciałaby kwoty wolnej powiązanej z płacą minimalną (czyli aktualnie 12 razy 3,6 tys. zł = 43,2 tys. złotych rocznie), a Lewica - utrzymania 30 tys. i progresji podatkowej powyżej tej kwoty. Słowem - do wyboru, do koloru.

Reklama

Kwota wolna od podatku w gorączce wyborczej licytacji

Do niedawna w Polsce obowiązywał niski próg kwoty wolnej (3091 zł), bardzo niewielki w porównaniu do innych krajów. Obowiązek zapłaty podatku miał nawet obywatel, który zarabiał niecałe 260 zł miesięcznie.

- Podniesienie kwoty wolnej - najpierw do 8000 zł, a następnie do 30.000 zł - uznać można za racjonalne z punktu widzenia wydajności systemu podatkowego. Podatki przestają płacić najmniej zarabiający, co skłania ich do podejmowania i ujawniania działalności zarobkowej. Z drugiej strony coraz większa część dochodów obywateli przestaje być opodatkowana, bo także osoby lepiej zarabiające nie płacą podatku od pierwszych 30.000 zł uzyskanych w ciągu roku. Mamy zatem obniżenie podatków tak dla najuboższych, jak i najbogatszych, a w efekcie lukę w dochodach podatkowych, z których finansowane są świadczenia głównie dla mniej zamożnej części społeczeństwa. Zjadamy więc własny ogon, państwo staje się mniej wydajne, usługi publiczne jeszcze słabsze - mówi w rozmowie z Interia Biznes prof. Stanisław Mazur, rektor Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.

Iluzja podatkowa groźna dla demokracji

Wszystko to może zaszkodzić zwłaszcza samorządom, które część wpływów uzyskują z podatków dochodowych - od obywateli (PIT) i od przedsiębiorstw (CIT).

- Większa kwota wolna uszczupli dochody gmin, powiatów i województw. Pozostawione w ich kieszeniach pieniądze obywatele wydadzą na konsumpcję, a zatem zapłacą większy podatek VAT, ale ten w całości zasili budżet centralny. Dopóki jednostki samorządu nie mają udziałów w dochodach z VAT-u, dopóty podnoszenie kwoty wolnej można uznać za pozyskiwanie wyborców kosztem rozwoju lokalnego. To ma dodatkowo posmak "iluzji podatkowej", zjawiska badanego przez amerykańskich ekonomistów w latach 70. (wcześniej przez ekonomistów włoskich). Przesunięcie obciążeń podatkowych z podatków bezpośrednich (PIT) w kierunku podatków pośrednich (VAT, akcyza), daje wrażenie, że wspólnotę państwową i samorządową utrzymuje ktoś inny niż my, obywatele. Zapłaconego VAT-u jako konsumenci przecież nie widzimy, a podatek dochodowy uiszczamy osobiście. Zrywa to związek obywatela z państwem, zmniejsza jego zainteresowanie tym, na co wydawany jest grosz publiczny. W takich sytuacjach rządzący chętnie przekonują, że zajmą się wszystkim, a obywatel nie ma potrzeby interesować się nadmiernie sprawami wspólnymi. Ma to negatywne skutki dla demokracji. Warto o tym pamiętać szczególnie w czasach wyborczej gorączki gdy nawet racjonalni politycy licytują się z populistami - dodaje prof. Stanisław Mazur.

Praw ekonomii nie da się zawiesić

Zdaniem rektora UEK obie grupy polityków zachowują się tak, jakby można było unieważnić prawa ekonomii.

- Politycy zdają się myśleć: "możemy wydrukować tyle pieniędzy, ile chcemy, zadłużyć się jak chcemy, tworzyć "alternatywne budżety" w postaci rozmaitych funduszy", ale w końcu rynek zapyta, kto za to wszystko zapłaci. Jeszcze nie zapytał, ale odpowiedź już, niestety, znamy - zapłaci każdy z nas. W badaniach sondażowych widzę już początki refleksji, jakieś zmęczenie tym festiwalem obietnic, coraz więcej ludzi rozumie, że ten dance macabre będzie miał ponury koniec - uważa rozmówca Interii Biznes.

60 tys. kwoty wolnej to za dużo?

Z kwotą wolną od podatku na poziomie 60 tys. zł Polska wyprzedzałby nie tylko Niemcy (tam kwota wolna wynosi 10.900 euro), Francję (5930 euro), Danię (6263 euro), czy Austrię (11.000 euro), ale nawet bogaty Luksemburg (11.625 euro).

- Z jednej strony dla części obywateli - tych zamożniejszych - oznacza to, że zostanie im więcej pieniędzy w kieszeni, z drugiej - pojawiają się obawy o jakość usług publicznych. Brak tak ogromnych pieniędzy spowodowałby pogorszenie się lokalnej komunikacji, edukacji, służby zdrowia czy opieki społecznej - podkreśla rozmówca Interii Biznes.

Propozycja PO mogłaby kosztować budżet 35 mld zł w skali roku - jednostki samorządu terytorialnego straciłyby 18 mld zł.

- A przecież już na podwyżce kwoty wolnej do 30 tys. zł polskie miasta straciły 30-40 mld zł. W propozycji PO nie widać mechanizmu, który zapewni gminom finansowanie szkół, transportu itd., a sama kwota nie została poparta żadnymi wyliczeniami, wydaje się, że po prostu 60 tys. "wygląda lepiej" niż 30 tys. Aby dobrze wyznaczyć kwotę wolną, tak by było nas na nią stać, należałoby wziąć pod uwagę kondycję finansów publicznych, wysokość wynagrodzeń w sektorze publicznym i produktywność. Można dyskutować o kryteriach, ale jakieś muszą być - podkreśla rektor UEK.

Niezła kondycja, gorsze perspektywy

Kondycja polskiej gospodarki wprawdzie wciąż jest niezła, ale wyraźnie narastają procesy, które niepokoją ekspertów.

- Wciąż mamy wysoki poziom inflacji, bardzo niski poziom inwestycji, rosnący deficyt finansów publicznych. Dodać należy ryzyko demograficzne, niespójną polityka monetarną i fiskalną. Do problemów tych należy dodać też niskie tempo transformacji energetycznej, wysoką energochłonność gospodarki oraz ryzyko wzrostu cen energii. Optymizmem nie napawa także niski poziom automatyzacji gospodarki. Ponadto trzeba zwrócić uwagę na pogarszający się stan finansów publicznych oraz ich przejrzystości. No i wreszcie ryzyko kosztów roku wyborczego, nieuchronnie wiążącego się z obietnicami mogącymi powadzić do destrukcji finansów publicznych. To wszystko nie zaboli nas dziś, ale zaboli na pewno i to już niedługo - przekonuje prof. Mazur.

Pułapka średniego rozwoju

Polsce grozi bowiem tzw. pułapka średniego rozwoju - państwa wpadają w nią kiedy wyczerpują się dotychczasowe źródła budowania konkurencyjności - np. niskie koszty pracy - gospodarka jest mało innowacyjna i ma niski potencjał wzrostowy.

- Dodać należy brak nowych, silnych impulsów rozwojowych, np. brak pracowników, starzenie się społeczeństwa, niski poziom automatyzacji gospodarki. Sposobem na uniknięcie pułapki średniego dochodu jest między innymi poprawa instytucjonalnego otoczenia gospodarki: respektowanie rządów prawa, pewność obrotu gospodarczego, przejrzystość finansów publicznych. Obok tego poprawa struktury demograficznej - zwiększenie udziału kobiet w rynku pracy, wzrost dzietności, aktywizacja zawodowa. Ale też poprawa konkurencyjności i innowacyjności gospodarki. Uniknięcie tej pułapki wymaga racjonalnej i odpowiedzialnej polityki gospodarczej. Byłoby zapewne iluzją oczekiwanie, że taka polityka będzie prowadzona w okresie wyborczej licytacji. Pozostaje mieć nadzieję, że pojawi się ona po wyborach - podsumowuje prof. Stanisław Mazur.

Rozmawiał Wojciech Szeląg

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Kwota wolna od podatku | finanse samorządów
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »