Leroy Merlin przesuwa część inwestycji

Spadki obrotów Leroy Merlin Polska w krytycznym momencie pandemii wyniosły kilkadziesiąt procent. Na rynku wciąż panuje duża niepewność. Mimo to spółka zdecydowała się utrzymać wszystkie miejsca pracy. Prezes firmy Krzysztof Kordulewski w rozmowie z Interią informuje, że w ramach planu oszczędnościowego część inwestycji przesunięto na przyszły rok.

Monika Borkowska: Sklepy z materiałami budowlanymi były otwarte w czasie pandemii, jednak również one odczuły jej negatywne skutki. Jaki był wpływ koronawirusa na biznes?

Krzysztof Kordulewski: - Pandemia była olbrzymim wyzwaniem dla całego rynku. Faktycznie, sieci sklepów remontowo-budowlanych nie były objęte zakazem handlu, podobnie jak sklepy spożywcze czy apteki. W przypadku awarii klienci muszą mieć dostęp do odpowiednich narzędzi i materiałów. Ale wpływ COVID-19 na nasz biznes był bardzo duży. Sklepy były zamknięte w weekendy, ograniczyliśmy godziny otwarcia, by skrócić czas pracy pracowników, ograniczona była przez długi czas liczba osób, które mogą przebywać jednocześnie na terenie placówki. W efekcie w najtrudniejszym czasie odnotowaliśmy spadki obrotów o kilkadziesiąt procent.

Reklama

Jak wygląda sprzedaż Leroy Merlin w ostatnim czasie? Czy już się odbudowała?

- Zaraz po zniesieniu ograniczeń nastąpiło wyraźne odbicie. Obroty były wyższe niż w normalnych warunkach. W tej chwili to się zmienia, sprzedaż w ostatnim czasie utrzymuje się na poziomie niższym niż normalnie. Daje o sobie znać niepewność co do jutra, co do miejsc pracy, obawy o drugą falę; z tego powodu część klientów rezygnuje z zakupów. Na spowolnienie sprzedaży ma wpływ również mniejsza aktywność deweloperów. Biorąc to wszystko pod uwagę, ostrożnie patrzymy na końcówkę tego roku.

Czy doszło do zwolnień pracowników sieci lub redukcji ich pensji?

- Zdecydowaliśmy na początki pandemii, że zrobimy wszystko, by żaden z naszych 11 tysięcy pracowników nie stracił pracy, byśmy nie musieli nikomu obniżać wynagrodzeń. To była bardzo trudna decyzja, ale dziś jesteśmy już przekonani, że nasze podejście było słuszne - pomogło zbudować olbrzymie zaufanie do firmy. Mieliśmy przez cały ten okres pandemii bardzo mały odsetek absencji, w szczytowym momencie zaledwie 10-15 proc. Zdecydowana większość osób pozostała na swoich stanowiskach i cały czas świadczyła pracę.

Podejmowaliście rozmowy o renegocjacji czynszów? Korzystaliście z pomocy państwa w ramach tarczy antykryzysowej?

- Póki co do zmiany czynszów nie doszło, ale trzeba podkreślić, że tylko kilka z naszych sklepów jest w najmie, reszta to nasza własność. Sklepy były otwarte, choć w niepełnym wymiarze. Nie wyciągamy też rąk po fundusze publiczne. Nie będziemy korzystać z tarczy. Doceniamy to, że mogliśmy funkcjonować w tym trudnym czasie. Fakt, nasze obroty spadły istotnie, ale jesteśmy na tyle stabilną firmą, że chcemy pokonać kryzys samodzielnie. Pomoc państwa jest niezbędna w innych obszarach, tam gdzie wielu polskich przedsiębiorców ma problemy z płynnością. Do nich powinno być kierowane wsparcie. Natomiast wprowadziliśmy szereg działań oszczędnościowych - ograniczenie wyjazdów służbowych, szkoleń, przeniesienie części inwestycji na przyszły rok.

Jak wyglądała w czasie największych ograniczeń sprzedaż internetowa? Czy nastąpił wzrost? Jakiej skali? Czy jest on trwały?

- Pandemia spowodowała gwałtowny, kilkukrotny wzrost zainteresowania zakupami online. Gdy ograniczenia zostały zniesione, sprzedaż się uspokoiła, ale wciąż pozostaje na wyższym poziomie niż w okresie poprzedzającym pandemię.

Jaki jest udział zakupów online w całości sprzedaży?

- Kilka procent. Klienci wolą zobaczyć glazurę, panel czy firankę przed zakupem, zasięgnąć porady u sprzedawcy. Sprzedaż internetowa będzie ważna, ale w tej branży nie zastąpi fizycznej wizyty w sklepie.

Jakie mechanizmy wypracowała firma, jeśli chodzi o kwestie bezpieczeństwa?

- Posiadamy jako sieć sklepy również we Włoszech, więc już od lutego obserwowaliśmy, co dzieje się na południu Europy. Z dużym wyprzedzeniem zgromadziliśmy niezbędne środki ochrony - żele, przyłbice, maski, rękawiczki. W momencie ogłaszania stanu epidemii byliśmy w pełni gotowi do tego, by chronić naszych pracowników i klientów. Obowiązek noszenia maseczek wśród załogi wprowadziliśmy jeszcze zanim było to określone przepisami prawa. Zapewniliśmy też środki ochrony domownikom naszych pracowników. W najbardziej krytycznym momencie wycofaliśmy ze sprzedaży produkty, które mogły służyć ratownictwu medycznemu - maski, kombinezony ochronne, żele antybakteryjne. Przekazywaliśmy je szpitalom, które potrzebowały rzeczowej pomocy. Pomogliśmy w ten sposób kilkudziesięciu placówkom w Polsce.

Zdarzyły się zachorowania wśród załogi?

- Tak, ale były to zachorowania punktowe i co ważne do wszystkich zakażeń doszło poza sklepami. Nie mieliśmy ogniska choroby w naszym sklepie. Reagowaliśmy bardzo szybko, w niepokojących przypadkach wykonywaliśmy testy pracownikom na koszt firmy. W zdecydowanej większości przypadków były to fałszywe alarmy. W sumie w ciągu ponad trzech miesięcy wydaliśmy na środki bezpieczeństwa niebagatelną kwotę 13 mln zł.

W jakim tempie rozwija się sieć Leroy Merlin w Polsce?

- W tej chwili mamy w kraju 68 sklepów. Rozbudowujemy sieć o 4-5 sklepów rocznie. W tym roku przesunęliśmy dwa otwarcia na przyszły rok w ramach planu oszczędnościowego. Uruchomienie sklepu wiąże się z wydatkami na poziomie kilkudziesięciu mln zł. W zależności od wielkości placówki, inwestycja może nawet dochodzić do 100 mln zł.

Leroy Merlin przejął od Tesco trzy sklepy - w Gdyni, Bydgoszczy i Gorzowie Wielkopolskim. Czy planujecie jeszcze kupić coś od brytyjskiej sieci? Do sprzedaży jest jeszcze 19 punktów handlowych.

- Rozwijamy naszą sieć sprzedaży zarówno organicznie, otwierając sklepy od podstaw, jak i poprzez przejęcia. Staramy się za każdym razem indywidualnie podchodzić do każdego projektu, sprawdzać lokalizację, rentowność takiej inwestycji, bo wbrew pozorom to dość trudny biznes. Wszystko jest możliwe. Jeśli będzie ciekawa oferta, zainteresujemy się nią. Przy czym to nie musi być Tesco, możemy też przejmować sklepy od innych sieci.

Polacy odchodzą od zakupów spożywczych w hipermarketach na rzecz mniejszych sklepów, zlokalizowanych bliżej domu. Jak to wygląda w przypadku sklepów remontowo-budowlanych?

- To dwie zupełnie różne rzeczy. Produkty spożywcze kupujemy bardzo często, nic dziwnego, że zależy nam na tym, by nie tracić na to zbyt dużo czasu. Ale w przypadku sieci takich jak Leroy Merlin zakupy mają charakter inwestycyjny. Remontując łazienkę mamy świadomość, że będziemy na nią patrzeć przez kolejnych dziesięć lat. Nic dziwnego, że wnikliwie badamy ofertę rynkową. W tym przypadku trendy są zupełnie inne, nie można porównywać hipermarketów remontowo-budowlanych i spożywczych.

Monika Borkowska

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Leroy Merlin | firmy | pandemia | inwestycje
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »