Lewa kasa pomoże wygrać
Po poprzedniej kampanii prezydenckiej Państwowa Komisja Wyborcza odrzuciła wszystkie sprawozdania komitetów wyborczych. Mimo to ustawa o wyborze prezydenta RP nie została zmieniona, a z większości luk finansowo-prawnych zapobiegliwi politycy mogą korzystać do dziś.
Furtka do finansowania kampanii z podejrzanych pieniędzy stoi otworem. Dziury w prawie pozwalają przeprać nawet 70 proc. pieniędzy przeznaczonych na prezydenckie zmagania.
Jak wynika z próby sprawdzenia wydatków na toczącą się już z rozmachem kampanię wyborczą, liderzy polityczni dużo chętniej deklarują przejrzystość w finansowaniu swoich kampanii, niż faktycznie gotowi są się odsłonić. Na stronach internetowych kandydatów pod hasłem "finansowanie kampanii" można znaleźć jedynie instrukcje dokonania wpłat. Z 6 sondowanych przez "GP" pełnomocników finansowych prezydenckich komitetów wyborczych, tylko reprezentant sztabu Marka Borowskiego zdecydował się ujawnić, że planowany koszt kampanii to 2-2,5 mln zł. Pełnomocnicy W. Cimoszewicza i D. Tuska przyznali, że dotąd wydali odpowiednio po 7 i 6 mln zł, zaznaczając, że nie jest to koniec. Pozostali zasłonili się tajemnicą, sugerując, że nie chcą ułatwiać pracy konkurentom.
Sposoby na lewe finansowanie kampanii prezydenckiej
- kupowanie kampanii i pranie pieniędzy - aż 1,2 mln zł może pochodzić z cegiełek - alibi dla środków niewiadomego pochodzenia. Następne 7,2 mln zł mogą wpłacić podstawione firmy
- nielegalne finansowanie kampanii ze środków publicznych: w tym premie, które pracownicy wpłacają na konto kandydata, środki na prowadzenie biur poselskich, procenty od korzystnych kontraktów
- nielegalne wykorzystywanie wpływów w spółkach Skarbu Państwa - przekazywanie pieniędzy agencjom reklamowym, fundacjom - które następnie wydatkują je na kampanię
- zaniżanie sprawozdań finansowych - obchodzenie nierealnego limitu 12 mln zł
- brak możliwości wyegzekwowania przepadku nielegalnie zdobytych funduszy. [Źródło: Fundacja Batorego]
Wielką zagadką pozostają też datki osób fizycznych i firm. Stanowiska komitetów są tu zaskakująco różne. - Społeczeństwo nie chce sponsorować polityki. Będą pewnie niewielkie wpłaty sympatyków i członków partii - deklaruje Mirosław Drzewiecki, skarbnik PO. Na datki nie liczy też sztab M. Borowskiego, chociaż przyznaje, że około kilkuset sympatyków wpłaciło na fundusz wyborczy partii, który zostanie też zasilony kwotą 3,5 mln zł od kandydatów na parlamentarzystów. Zgodnie z prawem pieniądze z tego funduszu, na który trafia także zaciągany przez partię kredyt, mogą trafiać do komitetów wyborczych - parlamentarnych i prezydenckich.
Mimo że spada poparcie dla polityki, a ostatnie sondaże wskazują, że do urn może pójść ok. 40 proc. badanych, na hojności społeczeństwa opierać się będzie kampania M. Giertycha, A. Leppera i w znaczącej części Lecha Kaczyńskiego. Na sprzedaż cegiełek w maksymalnym dopuszczonym limicie zdecydowały się komitety W. Cimoszewicza i M. Borowskiego. Pełnomocnik tego ostatniego Włodzimierz Nieporęt, zauważa jednak, że ich sprzedaż w ogóle nie idzie.
Od najbardziej zagrożonego korupcją sposobu finansowania - czyli wpłat od osób prawnych - zdecydowanie odciął się jedynie komitet Lecha Kaczyńskiego. Bardzo liczą na nie pełnomocnicy A. Leppera. - Nie zabiegamy, ale jak wpłyną, nie będziemy zwracać - deklarują sztabowcy D. Tuska. Podobnie jest u M. Giertycha. Komietet W. Cimoszewicza odnotowuje takie wpłaty, ale nie podaje ich wysokości. Według M. Waleckiego, który doradza przy monitoringu kampanii prowadzonym przez Fundację Batorego i Instytut Spraw Publicznych, zagrożenie polega na tym, że w ten sposób do polityków wracają środki, które przekazali np. firmom Skarbu Państwa, podpisując lukratywne kontrakty. Dużo trudniej jest wpłacić dużą sumę, korzystając tylko z osób fizycznych. Zresztą, jak przekonała się Państwowa Komisja Wyborcza, zweryfikowanie firm udzielających darowizn jest niemożliwe. Sprawdzając finansowanie kampanii po wyborach w 2000 r., PKW zwróciła się do urzędów skarbowych o sprawdzenie, czy darowane pieniądze rzeczywiście pochodziły z zysków firm i czy podmiotów tych nie tworzą Skarb Państwa lub samorządy. Organy skarbowe odmówiły odpowiedzi, powołując się na tajemnicę skarbową. Stanowisko to podtrzymał minister finansów. Luki w ustawie o wyborze Prezydenta RP powodują, że PKW nie może wyegzekwować przepadku nielegalnie zgromadzonych funduszy - w przypadku komitetu M. Krzaklewskiego stara się o to od 5, a J. Łopuszańskiego - od ponad 10 lat.
Niekomercyjna krajowa instytucja
Zgodnie z konstytucją finansowanie partii jest jawne, jednak politycy jak ognia boją się ujawniania danych o kwotach, oprocentowaniu i bankach - w przypadku zaciąganych kredytów. Na ujawnienie, że zadłużyli się w PKO BP, zdecydowali się tylko pełnomocnicy D. Tuska i A. Leppera. Około 99 proc. kampanijnych wydatków pokryje z kredytu w PKO BP Donald Tusk. W tym samym banku kredyt wziął Andrzej Lepper. Z tej formy skorzysta również L. Kaczyński, ale jego pełnomocnik Stanisław Kostrzewski, były wiceprezes Banku Ochrony Środowiska, co do sumy, banku i oprocentowania zasłania się tajemnicą bankową. - Niekomercyjna polska instytucja - zapewnia.
Zdaniem M. Waleckiego, doradcy Fundacji im. S. Batorego w finansowaniu wyborów przez banki nie ma nic złego, jeśli pamięta się, że nie są one instytucjami charytatywnymi. Dlatego należy patrzeć na powiązania pomiędzy tymi partiami i bankami - przed i po wyborach - ostrzega.
Magdalena Wojtuch
OPINIA
Mirosława Ekiert, dyrektor Zespołu Kontroli Finansowania Partii Politycznych i Kampanii Wyborczych Krajowego Biura Wyborczego
Należy rozdzielić dwa komitety wyborcze: partyjny - w wyborach do parlamentu i komitet obywatelski - zgłaszający kandydata na prezydenta. Oba mogą być finansowane przez partię polityczną, ale muszą rozliczać się oddzielnie. Jednak niektórzy politycy ubiegający się o urząd prezydenta, są kandydatami zgłoszonymi na listach wyborczych do Sejmu. Rozdzielenie tego jest niezmiernie trudne, ale jest to rolą pełnomocników finansowych komitetów. Wszystko powinno być uwzględnione w sprawozdaniach finansowych. Faktem jest jednak, że w razie ujawnienia nieprawidłowości, ustawa o wyborze prezydenta, inaczej niż pozostałe ordynacje wyborcze, nie zawiera przepisów wskazujących od kogo należałoby dochodzić tych nielegalnych korzyści majątkowych, które mają przepaść na rzecz skarbu państwa.