Lokata na cztery koła
Złoto, giełda, opcje walutowe, a może dzieła sztuki? Pomysłów, jak najkorzystniej ulokować nadwyżkę gotówki, jest sporo. Inwestować można też niekonwencjonalnie - na przykład w dawne pojazdy. I bynajmniej nie chodzi o motoryzacyjne dzieła sztuki typu Bugatti czy Maserati...
Triumfalnie powracają bowiem wczorajsi pariasi. Jeszcze dziesięć lat temu powszechnym widokiem na polskich drogach były auta rodem z epoki socjalizmu. Przestarzałe samochody, wyceniane z reguły na kilkaset złotych, kupowali głównie najubożsi lub emeryci, przyzwyczajeni do "konserwatywnej" techniki prowadzenia samochodu.
Ich wartość rosła podczas... akcji promocyjnych dealerów samochodowych, kiedy to za złomowanie malucha czy łady można było otrzymać kilkutysięczny upust przy zakupie nowego auta. Dziś sytuacja zmieniła się diametralnie.
- Kiedy w 1998 r. kupowałem swą syrenkę, sąsiedzi patrzyli na mnie jak na dziwaka - mówi Maciej Fabisiak, posiadacz kilku aut z epoki PRL. - Dziś poczciwą "skarpetą" pojechać mogę na każde biznesowe spotkanie i bez kompleksów zaparkować pośród prestiżowych limuzyn.
Ten niespodziewany awans znalazł odzwierciedlenie na rynku dawnych pojazdów. U schyłku XX wieku nawet doskonale utrzymane egzemplarze syreny, garażowane, z niewielkim przebiegiem rzędu 30 tys. km, nie przekraczały magicznej bariery tysiąca złotych. Dziś za kwotę dwukrotnie wyższą dostaniemy co najwyżej auto do kapitalnego remontu, nierzadko zdekompletowane. Za garażowany z reguły zapłacić trzeba sumę pięciocyfrową - oczywiście, o ile jego właściciel jest świadomy wartości leciwego auta. Nierzadko nie jest - i w tym tkwi cały sekret inwestowania w kultowe auta z PRL.
- Coraz rzadziej choć wciąż jeszcze spotkać możemy trabanty, syrenki czy moskwicze, których właściciele używają jedynie jako środka transportu, nieświadomi ich kolekcjonerskiej wartości - twierdzi Piotr Pszczółkowski, specjalista w zakresie ochrony zabytków motoryzacji. - Z reguły są to pojazdy zadbane, używane od święta lub na letnie wyjazdy na działkę. W przypadku aut późniejszych, jak duże fiaty, maluchy czy łady, szansa trafienia na prawdziwą perełkę jest znacznie większa.
I właśnie na te ostatnie auta warto zwrócić szczególną uwagę. O ile warszawa czy syrena w powszechnej świadomości zyskała już sobie status zabytku, to maluch, polonez czy dacia często kojarzone są ze starociem w bynajmniej nie prestiżowym znaczeniu. Zadbany egzemplarz takiego auta łatwiej kupić za kwotę symboliczną, co oznacza, iż cena jego będzie tylko rosnąć. W przypadku trafionego zakupu zysk w perspektywie kilku lat wynieść może nawet kilkaset procent!
W przeciwieństwie do złota czy obligacji skarbowych, dawny pojazd to nie tylko lokata kapitału, lecz także dodatkowe korzyści. Zadbane i utrzymane w oryginalnym stanie samochody nierzadko są wynajmowane do filmów czy spotów reklamowych. Antyczne pojazdy uwielbiają również... nowożeńcy, a garbata warszawa to jeden z największych ślubnych hitów ostatnich lat.
Cena tysiąc złotych za kilka godzin i zaledwie kilkanaście przejechanych kilometrów to dziś standard. Auto możemy też z powodzeniem wykorzystać do promocji własnej firmy. W tej ostatniej roli świetnie sprawdzają się również ciężarówki, a nawet autobusy - z legendarnym jelczem "ogórkiem" na czele. Oczywiście, oddzielną kategorię stanowią jednoślady: osy, junaki czy jawy. Nawet pospolity komar to dziś antyk pełną gębą!
Socjalistyczne auta to towar dość specyficzny, równie niekonwencjonalnie podchodzić należy do poszukiwań takiego pojazdu. Specjalistyczne pisma dla miłośników dawnej motoryzacji to chyba najgorszy pomysł. Auta sprzedają tam z reguły kolekcjonerzy, świetnie znający rynek - toteż na szczególne okazje nie ma co liczyć. Ponadto wiele ofert umieszczanych jest z reguły z myślą o majętnych, acz niedoświadczonych nabywcach, przez co kwoty mogą być nawet wyższe od średnich cen na rynku kolekcjonerskim.
Znacznie lepszym rozwiązaniem są portale aukcyjne. Na wielu z nich wydzielono nawet specjalną kategorię "pojazdy zabytkowe", z dość dużą ofertą wszelkiej maści weteranów szos. Prawdziwe okazje znajdziemy jednak pośród licznych ofert zwykłych pojazdów poszczególnych marek, ujętych w kategoriach "osobowe", "dostawcze" czy "motocykle". Tu właśnie ogłaszają się ci, którym nawet przez myśl nie przejdzie postrzegać swego tarpana czy MZ w charakterze zabytku.
Cennym źródłem pozyskiwania zabytków motoryzacji są lokalne gazety ogłoszeniowe, nie tylko o tematyce motoryzacyjnej. Emeryci - z reguły pierwsi właściciele sędziwych pojazdów - szerokim łukiem omijają świat wirtualny, a ogłoszenia umieszczają tradycyjnie, na łamach prasy. Nietrudno tu trafić na dwudziestoletniego malucha, z autentycznym przebiegiem 20 tys. km lub poloneza używanego tylko w sezonie letnim, na trasie pomiędzy domem a lokalnym stawem rybnym.
Na niespodziewaną okazję natrafić można również w najbliższym sąsiedztwie. Być może wielokrotnie widzieliśmy, jak sąsiad w letni poranek wyprowadzał z garażu wiekowego trabanta. Cóż prostszego jak podejść i zapytać się, czy auto aby nie jest na sprzedaż? Również widząc na osiedlowym parkingu stojącego "demoluda" w doskonałym stanie, warto zostawić za wycieraczką "liścik" z ofertą kupna i telefonem. Odpowiedzią możemy być bardzo mile zaskoczeni. Kilku moich znajomych kupiło w ten sposób ciekawe kolekcjonersko pojazdy w cenie nawet... 200 złotych! Właściciel był wręcz zachwycony, że ktoś w ogóle chciał odkupić "tego grata".
Pobierz darmowy: PIT 2010
Inwestycja w dawne pojazdy wydaje się pewniejsza niż wiele tradycyjnych lokat, pod warunkiem posiadania podstawowej wiedzy. Zakup w ciemno oznaczać może pewną stratę lub w najlepszym przypadku konieczność sporych nakładów, aby osiągnąć godziwy zwrot z inwestycji. Tym, którzy nie mają doświadczenia, polecam uzyskanie przed zakupem ekspertyzy rzeczoznawcy samochodowego.
Ocena taka jest znacznie bardziej wiarygodna, aniżeli "kompleksowy przegląd" w warsztacie samochodowym poleconym przez sprzedającego. W przeciwieństwie do mechanika samochodowego, rzeczoznawca posiada specjalną licencję Ministerstwa Infrastruktury, a wszelkie przypadki nierzetelności mogą być ukarane jej odebraniem. Koszt ekspertyzy nie musi być wysoki, z reguły nie przekroczy kosztów wspomnianego "kompleksowego przeglądu".
Ekspertyzę rzeczoznawcy warto wykonać również z innego powodu. Potwierdzenie w opinii technicznej, że pojazd stanowi unikat lub ma szczególne znaczenie dla udokumentowania historii motoryzacji sprawia, że nieużytkowany pojazd nie podlega obowiązkowi ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej. Ze zwolnienia tego korzystać mogą pojazdy posiadające co najmniej 25 lat, czyli większość aut z epoki socjalizmu.
Ubezpieczenie wykupuje się wówczas tylko na czas faktycznego używania pojazdu, np. na miesiąc czy kwartał. Oczywiście, jeśli pojazd służy tylko jako lokata kapitału i nie opuszcza podwórka, o OC możemy zapomnieć. Biorąc pod uwagę koszty OC, łatwo obliczyć, że wydatek na ekspertyzę rzeczoznawcy zwróci się już po roku.
Z usług rzeczoznawcy warto skorzystać dopiero w momencie, gdy poważnie myślimy o zakupie danego auta. Wiele niekorzystnych ofert odrzucić można łatwo już przy pierwszych oględzinach.
Poniżej kilka wskazówek ułatwiających wstępną ocenę naszego weterana szos:
- Nadwozie to podstawa. Osobom niemającym doświadczenia w kolekcjonowaniu dawnych aut, odradza się w ogóle zakup pojazdów powypadkowych i skorodowanych. Naprawa nadwozia jest najbardziej kosztowna i skomplikowana, a ponadto wiele warsztatów blacharskich wykonuje prace wyjątkowo niedbale. Pamiętać trzeba, że nawet niewielkie niedoróbki, bez większego znaczenia w pojazdach użytkowych, w aucie historycznym obniżają jego wartość nawet o połowę.
- "Nie" dla przeróbek. Nieoryginalny silnik, zderzaki wymienione na podróbki, przerobiona garażową metodą deska rozdzielcza dyskwalifikują pojazd na starcie. Auto zabytkowe ma być przede wszystkim w stanie oryginalnym! Kolekcjonowanie samochodów po tuningu należy zostawić koneserom, którzy odróżnią prawdziwy tuning od tandetnej przeróbki. Podobnie instalacja gazowa - nie tylko psuje oryginalność, ale też świadczy, że pojazd był eksploatowany wyjątkowo intensywnie.
- Diabeł tkwi w szczegółach. Emblematy, listwy ozdobne, oryginalne elementy wystroju wnętrza: klamki, korbki, tapicerka, to nie dodatki, to niezbędny element każdego oldtimera. Tymczasem wiele aut w latach swej świetności naprawiano, mając na względzie tylko walory użytkowe. Listwy ozdobne i emblematy z reguły usuwano przy poważnych naprawach blacharskich, tak więc ich brak świadczy o burzliwej przeszłości samochodu.
- Oryginalny lakier. Wielu początkujących kolekcjonerów, mając do wyboru pojazd świeżo lakierowany lub auto z lakierem oryginalnym, lecz zmatowiałym ze starości, wybiera ten pierwszy. To błąd. Nigdy nie wiadomo, co kryje się pod nową powłoką lakierniczą, nie wiemy, w jakim stanie było auto przed lakierowaniem. Zmatowiały, lecz oryginalny lakier gwarantuje, że pojazd nie przeżył żadnych przykrych przygód. Poza tym w większości wypadków lakier da się zregenerować łatwo i niedrogo.
- Dokumenty. Warto zapytać właściciela o komplet dokumentów, jakie dostał wraz z pojazdem: instrukcję obsługi, książkę gwarancyjną czy nawet fakturę zakupu. Na rynku kolekcjonerskim auta udokumentowane wyceniane są wyżej niż pozbawione historycznych papierów, a same dokumenty stanowią obiekt obrotu kolekcjonerskiego. Nie warto ignorować też "książek pojazdu", czyli zeszycików, w których starej daty kierowcy notowali kolejne naprawy, przeglądy, a niekiedy nawet... tankowanie paliwa. Zeszyt taki uwiarygadnia historię samochodu.
Karol Jerzy Mórawski
Sprawdź: PROGRAM PIT 2010