LPP: "Nie chcemy wchodzić w wojnę cenową"
- Standardowy miesiąc to dla nas 800 mln przychodów ze sprzedaży. Teraz to 85-90 proc. spadku. Firma uzyskuje nagle 120-130 mln ze sprzedaży, która toczy się tylko w Internecie - mówi wiceprezes LPP Przemysław Lutkiewicz. W rozmowie z Interią opowiada także o planach na przyszłość i polityce cenowej producenta odzieży.
Co w wywiadzie mówi m.in. wiceprezes LPP:
- Zadajemy sobie pytanie o to, czy powinnyśmy dalej rozwijać sieć sklepów stacjonarnych z dotychczasową dynamiką, czy może należy to robić w mniejszym tempie.
- 90 proc. naszej produkcji prowadzimy w Azji. Najwięcej w Chinach i w Bangladeszu i tam fabryki teraz pracują. W Indiach i w Pakistanie są jeszcze zamknięte
- W związku z pandemią koronawirusa przyspieszenie w segmencie e-commerce jest ewidentne. Spodziewamy się, że tak już może zostać.
- Planujemy skorzystanie z pomocy rządowej, podobnie zresztą jak chyba wszystkie firmy z naszej branży.
- Staramy się utrzymać dotychczasowy poziom zatrudnienia. Nie mieliśmy natomiast możliwości przedłużenia umów cywilnoprawnych. Część z nich wygasła na koniec marca, część z końcem kwietnia i maja.
Dominika Pietrzyk, Interia: Jaka jest sytuacja LPP w związku z epidemią koronawirusa?
Przemysław Lutkiewicz, wiceprezes zarządu LPP - właściciela takich marek jak Reserved, Cropp, House: - 14 marca wszystkie sklepy stacjonarne w Polsce zostały zamknięte, a firma z dnia na dzień przestała generować przychody. Podobna sytuacja dotyczy ponad 20 rynków zagranicznych, na których działamy. Tym samym z dnia na dzień jedynym źródłem naszego utrzymania stał się sklep internetowy. Sytuacja jest trudna, bo to czego doświadczyliśmy to właściwie nie spowolnienie, ale zamknięcie biznesu, a cała firma musiała przestawić się na inny tryb.
Co z wykorzystaniem mocy produkcyjnych? Z ostatnich opublikowanych informacji na temat wpływu skutków koronawirusa na działalność grupy kapitałowej wynikało, że fabryki w Indiach i Bangladeszu są zamknięte.
- 90 proc. naszej produkcji prowadzimy w Azji. Najwięcej w Chinach i w Bangladeszu i tam fabryki teraz pracują. W Indiach i w Pakistanie są jeszcze zamknięte. Na szczęście cała kolekcja na sezon wiosenno-letni jest już w magazynach. Pod kątem kolekcji jesienno-zimowej, trzeba się spodziewać małych opóźnień w dostawie, ale nie wpłynie to znacząco na nasz biznes.
Co ze sprzedażą?
- Jest bardzo słabo. Sklepy stacjonarne są na razie zamknięte, więc mamy 100 proc. spadku w tym kanale sprzedaży. Odnotowaliśmy natomiast trzycyfrowe wzrosty - na poziomie 150-200 proc. rok do roku, jeżeli chodzi o sprzedaż internetową, ale to zbyt mało, żeby było dobrze. Jeszcze przed pandemią sprzedaż internetowa stanowiła jedynie 12 proc. naszych przychodów, zatem ciężko mówić o możliwości zastąpienia sprzedaży stacjonarnej kanałem internetowym. Standardowy miesiąc to dla nas 800 mln przychodów ze sprzedaży. Teraz to 85-90 proc. spadku. Firma uzyskuje nagle 120-130 mln ze sprzedaży, która toczy się tylko w Internecie.
Na ile e-commerce może zastąpić tradycyjny kanał sprzedaży?
- Od kilku lat widzimy, że sprzedaż internetowa ma coraz większe znaczenie. To naturalny proces, który postępował z roku na rok. Obecna sytuacja nagle spowodowała olbrzymi przeskok do Internetu. Zawsze zastanawialiśmy się, jak dużą część sprzedaży może zabrać Internet. Już teraz w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii to ok. 20-30 proc. handlu. Nie wiemy, czy w przyszłości nie będzie to 50 proc. W związku z pandemią koronawirusa przyspieszenie w segmencie e-commerce jest ewidentne. Spodziewamy się, że tak już może zostać. Z jednej strony chodzi o wygodę zakupów w sieci. Z drugiej strony klienci mogą obawiać się chodzenia do centrów handlowych. My od kilku lat przygotowywaliśmy się na rozwój kanału sprzedaży w Internecie i obecna sytuacja tylko to przyspieszyła. To będzie znacząca część handlu w przyszłości.
Jak wygląda teraz eksport? Działacie na 25 rynkach zagranicznych.
- Rok temu eksport stanowił ponad połowę naszej sprzedaży. Tak samo jak w Polsce, w wielu krajach sprzedaż z dnia na dzień przeniosła się do Internetu. Przychody ze sprzedaży zagranicznej wynosiły około 400 mln złotych miesięcznie. Teraz to 60 mln i to tylko przez Internet.
Czy planujecie skorzystanie z dostępnych mechanizmów pomocy przygotowanych przez rząd?
- Tak, planujemy skorzystanie z pomocy rządowej, podobnie zresztą jak chyba wszystkie firmy z naszej branży. Sięgniemy po instrumenty płynnościowe. Chcielibyśmy uzyskać pożyczki z Polskiego Funduszu Rozwoju, żeby poprawić płynność finansową firmy. Interesuje nas także dofinansowanie do pensji pracowników na czas, kiedy nasze sklepy pozostają zamknięte. Ważne są również rozmowy na poziomie rządowym odnośnie czynszów najmu od powierzchni sklepowych. Dzięki regulacjom wprowadzonych w ramach Tarczy 1.0 zwolnieni jesteśmy z obowiązku płacenia czynszów, ale wyłącznie w okresie zamknięcia galerii handlowych. Pojawia się jednak pytanie o przyszłość, na ile wysoki będzie ruch klientów w sklepach po epidemii i na ile przyszłe obroty będą porównywalne do lat poprzednich. Potrzebne może być dalsze wsparcie na czas dochodzenia do normalności po epidemii.
Zredukowaliście zatrudnienie, albo planujecie cięcia etatów?
- Staramy się utrzymać dotychczasowy poziom zatrudnienia. Nasi pracownicy na umowach o pracę nadal są z nami w tym ciężkim czasie. Nie mieliśmy natomiast możliwości przedłużenia umów cywilnoprawnych. Część z nich wygasła na koniec marca, część z końcem kwietnia i maja.
Przygotowujecie się już do odmrożenia działalności centrów handlowych? Jakie zmiany i środki bezpieczeństwa mogą pojawić się w waszych sklepach?
- Czekamy na odmrożenie naszej części gospodarki i pracujemy nad bezpieczeństwem naszym pracowników i klientów. Mowa tu o środkach ochrony osobistej: maseczkach, rękawiczkach i płynach dezynfekcyjnych. Rozważamy także dodatkowe elementy takie jak kamery termowizyjne. Na pewno wdrożymy także restrykcje dotyczące odległości między klientami i pracownikami.
Wygląd sklepów zostanie przemodelowany?
- Design naszych nowych sklepów już wcześniej zakładał większą przestronność. Ograniczyliśmy ilość towaru na półkach i wieszakach, aby klient mógł łatwo znaleźć interesujące go modele ubrań i rozmiarówkę. Równolegle wdrożyliśmy rozwiązania zapewniające dotowarowanie sklepu, kiedy ubrania znikają z wieszaków. Pracowaliśmy nad nimi zawsze, ale teraz będzie nam zależało na tym, aby odstępy między meblami, klientami i pracownikami były jeszcze większe. Będziemy starali się to maksymalizować.
Jakie są wasze plany na przyszłość?
- Skupimy się na progach cenowych, bo chcemy, żeby nasza odzież pozostała dostępna dla naszych klientów. Wiele osób może borykać się teraz z problemami finansowymi, dlatego zadbamy o politykę cenową i o to, aby produkt był rozsądny cenowo i dostępny. Kolejny aspekt, to nowe kanały dystrybucji. Z jednej strony będziemy kontynuować intensywny rozwój e-commerce. Z drugiej strony zadajemy sobie pytanie o to, czy powinnyśmy dalej rozwijać sieć sklepów stacjonarnych z dotychczasową dynamiką, czy może należy to robić w mniejszym tempie, niż dotąd planowaliśmy. Trzecia strona to rozwój omnichannelu, czyli sprzedaży wielokanałowej, a zatem powiązanie e-commerce ze sklepami stacjonarnymi. Chcemy, aby dostawa zamówień internetowych możliwa była ze sklepu stacjonarnego zlokalizowanego najbliżej klienta. Takie rozwiązanie ma kilka zalet. Skraca czas dostawy, bo sprzedajemy towar, który jest dostępny na stanie sklepu stacjonarnego i nie musi być wysyłany z magazynu centralnego. Tym samym obniżamy koszty logistyki. Dodatkowo dajemy możliwość odbioru zamówienia internetowego osobiście w najbliższym salonie. Tym samym motywujemy klienta do odwiedzenia sklepu, a do tego nadal chcemy zachęcać naszych klientów.
Skoro mówimy już o sklepach, to dużo się słyszy o tym, że firmy odzieżowe będą musiały wyprzedawać ubrania po znacznie niższej cenie, żeby zminimalizować straty w związku z zamknięciem obiektów handlowych. Czy planujecie duże wyprzedaże?
- Chyba to dobra okazja dla klientów, żeby kupić coś w dobrej cenie (śmiech). Dwa bardzo ważne miesiące wypadły nam z handlu, bo marzec i kwiecień to wiosenny szczyt zakupowy, a należy się spodziewać, że stracimy też połowę maja. Myślę, że zarówno my jak i inne sieci, ruszymy z dobrymi promocjami dla klientów. Będą to jednak mądre promocje. Nie chcemy wchodzić w wojnę cenową, ale sprawić, żeby zadowoleni byli nasi klienci, a firma mogła zapewnić sobie środki na zakup kolejnych kolekcji na następne sezony.
Rozmawiała Dominika Pietrzyk