Ludwik Sobolewski: Ludzie poza schematem [Felieton]

Dzieje się w Europie. Przed nami wybory kluczowe dla jej przyszłości. Odbędą się we Francji. Być może w sensie arytmetycznym nic wielkiego się nie wydarzy i Rassemblement National (Zjednoczenie Narodowe) znowu przegra. Przegra, bo ordynacja wyborcza jest większościowa. Kandydaci tej partii musieliby więc wygrywać w swoich okręgach większością bezwzględną, czyli zbierać ponad 50 proc. głosów. Francja taka nie jest, ale problem istnieje, bo partie tak zwanego establishmentu są słabe.

Fascynujące jest, jakich ludzi widać poprzez te wszystkie struktury i układanki partyjne. Na czele z Emanuelem Macronem, w którym nadal da się wyczuć gen młodości i buntu. Skłonny do nietypowych decyzji i w życiu politycznym, i prywatnym. Na premiera powołał kilka miesięcy temu 34-letniego Gabriela Attala. Założenie, że to człowiek bez doświadczenia jest prawdopodobnie błędne. 

Doświadczenie nie wynika automatycznie z liczby przeżytych lat, lecz z tego, jak zostały przeżyte. Widać Attal coś na tym polu osiągnął, inaczej Macron aż tak by nie ryzykował. I ładne jest to, że premier Francji otwarcie mówi o sobie, że jest gejem. A najładniejsze, że Francuzom to nie przeszkadza. W dodatku lubię tę sytuację dlatego, że Attal jest prawnikiem po uniwersytecie Paris II Panthéon-Assas, a mam z tą uczelnią tony dobrych wspomnień.

Reklama

Jeszcze młodszy, bo przed trzydziestką, jest Jordan Bardella, szef Zjednoczenia Narodowego. Nie jest osobą najważniejszą w tym ugrupowaniu, bo przecież to nie on, lecz Marie Le Pen jest w nim główną rozgrywającą. I to ona będzie kandydatką - nie pierwszy raz - w najbliższych wyborach prezydenckich. Ale Marie Le Pen wieczna nie jest, podobnie jak jej ojciec, i kiedyś wycofa się z pierwszej linii francuskiego frontu "narodowego".

"Problem polega na tym, że oni niczego nie dokonali"

Jedno jest tylko niepokojące, kiedy się myśli o tej kohorcie młodości. I wracam tu znowu do kwestii doświadczenia. To mogą być świetni zawodnicy w kategorii rywalizacji politycznej, porywający mówcy i charyzmatyczne osobowości. Problem polega na tym, że oni niczego nie dokonali. Niczego w tych dziedzinach, o których wypowiadają się jako politycy. influencerami posługującymi się pewnymi osobistymi umiejętnościami, których nigdy nie wykorzystywali do bycia liderem w biznesie czy w jakiejkolwiek "normalnej" pracy, a zatem poza funkcją działacza politycznego.

Polityka francuska nie ma ról przewidzianych dla sędziwych mędrców. Za którymi stałoby przynajmniej domniemanie, że skoro żyją już tak długo, to musieli się otrzeć w życiu o jakąś sprawczość poza półświatkiem polityki. Takie role, co zdumiewające, dominują w Ameryce. Tam odbywa się testowanie, jak długo organizm może podołać politycznej aktywności. I w jak bardzo podeszłym wieku ten organizm jest nadal wybieralny. Biden, Trump i wielu innych. 

Dotyczy to w ogóle figur publicznych. Clint Eastwood, Warren Buffet - obaj grubo po dziewięćdziesiątce. Arnold Schwarzenegger - kilku lat brakuje mu do osiemdziesięciu lat. Nawet zawsze młody Kevin Costner dochodzi do osiemdziesiątki. To są oczywiście tylko anegdotyczne przykłady na poparcie tezy, że elity amerykańskie nie mają wiele wspólnego z młodzieniaszkowatością à la française. Ale przykłady dobitne. Tym bardziej że i Clint, i Arnold, to więcej niż aktorzy.

"My, inwestorzy, powinniśmy pamiętać, że zwycięstwo należy do najbardziej uważnych"

A biznes amerykański, ten od ludzkiej strony widziany, jak zwykle bardzo ciekawy. Najwyżej wyceniana spółka świata, Nvidia, o której już pisałem, i Jensen Huang, jej napełniony wiarą założyciel. Bloomberg wyliczył ostatnio, że gdyby w dniu debiutu Nvidii na giełdzie, a było to w styczniu 1999 roku, kupić jej akcje za 10 tysięcy (słownie: dziesięć tysięcy) dolarów, to dziś miałoby się w tych akcjach 60 milionów (słownie: sześćdziesiąt milionów) dolarów. Owszem, zajęło to 25 lat, ale rezultat jest oszałamiający. 

Aż zacząłem się zastanawiać, co robiłem w styczniu 1999 roku i dlaczego wskutek jakiegoś cudownego zbiegu okoliczności nie kupiłem wtedy tych akcji. Zwycięstwo należy do najbardziej wytrwałych. To hasło z kortu centralnego na Roland Garros pasuje do Jensena Huanga jak ulał. A my, inwestorzy, powinniśmy pamiętać, że zwycięstwo należy też do najbardziej uważnych.

Przeglądając informacje ze świata natrafiłem na jeszcze jedną fascynującą postać związaną z Nvidią. Pani Simona Jankowski. Jeszcze chwilę temu wiceprezes spółki odpowiedzialna za relacje inwestorskie i finansowanie strategiczne. Pani Jankowski dołączyła do zespołu dzisiejszego lidera giełdy w 2017 roku. Przypuszczam, że ma swój udział w rynkowym sukcesie spółki. Wcześniej, przez kilkanaście lat była analityczką w Goldman Sachs. To ona opracowała tak zwany inicjalny raport analityczny na temat Nvidii, gdy ten obecny kolos wchodził na giełdę nowojorską. I, co chyba najciekawsze w całej historii, właśnie się z nim pożegnała. Poświęciła temu momentowi ludzki, ciepły wpis w LinkedIn. 

Dzieje się to w chwili, gdy Nvidia weszła na szczyt szczytów - sławy, popularności, znaczenia. Pani Simona będzie teraz dyrektorem finansowym w "nieujawnionym z nazwy", jak brzmi oficjalna formuła, start-upie. Powiem szczerze, że chciałbym jak najszybciej dowiedzieć się, co to za start-up. Czy jest na giełdzie, czy jeszcze nie. W obu przypadkach warto przyszykować przynajmniej kilkaset dolarów.

Ludwik Sobolewski, adwokat, w latach 2006-2017 prezes giełd w Warszawie i w Bukareszcie, obecnie CEO funduszu Better Europe EuSEF ASI.

Autor felietonu wyraża własne opinie i poglądy. 

Śródtytuły pochodzą od redakcji.

Felietony Interia.pl Biznes
Dowiedz się więcej na temat: Ludwik Sobolewski | wybory we Francji | NVIDIA
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »