Łukaszenka i gaz. Zagrożony tranzyt do Europy

Białoruś ograniczyła dostawy ropy naftowej do Polski. A co może zrobić w przypadku gazu?

Wiadomość ta trafiła na pierwsze strony gazet: Aleksander Łukaszenka groził Europie wstrzymaniem tranzytu rosyjskiego gazu przez Białoruś. Groźba ta pojawiła się w samym środku konfliktu o migrantów i uchodźców na granicy Białorusi i UE - i w kontekście eksplozji cen gazu na europejskim rynku przed zbliżającą się zimą. Wkrótce potem prezydent Rosji Władimir Putin oświadczył, że nie wiedział o tym posunięciu Łukaszenki i ma nadzieję, że nie doprowadzi ono do naruszenia istniejącego dwustronnej umowy o tranzycie.

Łukaszenka grozi transportom ciężarowym

Czy zażegnano już niebezpieczeństwo zakłóceń w dostawach? Jak ważny dla bezpieczeństwa dostaw do UE jest gazociąg Jamał-Europa, który biegnie z Rosji przez Białoruś i Polskę do Niemiec?

Reklama

Na posiedzeniu rządu w Mińsku w zeszłym tygodniu Łukaszenka nie odnosił się tylko do tranzytu gazu, ale groził zablokowaniem wszystkich dostaw towarów z UE na rynek rosyjski. Wspomniał przy tym o transportach ciężarowych z Polski i Niemiec do Rosji. Groźby takie wypowiedział już na początku lipca.

W ostatnich dniach temu aspektowi poświęcono jednak niewiele uwagi, nie zareagował też Putin, chociaż Rosja importuje większość dóbr z Europy właśnie przez Białoruś i dowozi je ciężarówkami. Zablokowanie przez Łukaszenkę tranzytu drogowego, a także kolejowego, miałoby więc ogromny wpływ na rosyjsko-europejską wymianę towarową.

Gazprom: Trzy drogi na zachód

Łukaszenka w swoim improwizowanym wystąpieniu zagroził, że wstrzyma tranzyt gazu przez gazociąg, który biegnie przez Białoruś, ale nie należy do tego kraju. Jedynym właścicielem tej infrastruktury transportowej jest rosyjski półpaństwowy koncern Gazprom. 

Z czysto technicznego punktu widzenia przywódca Białorusi mógłby oczywiście zakręcić kurek z gazem - jak potwierdził potem Putin w wywiadzie telewizyjnym. Jednak z prawnego punktu widzenia byłoby to rażące naruszenie obowiązującego prawa, którego Moskwa z pewnością nie zaakceptowałaby bez podjęcia działań.

Zakładając, że dochodzi do najgorszego i Łukaszenka nie pozwala już na przepływ rosyjskiego gazu przez swój kraj do odbiorców w UE, Gazprom miałby wtedy inne możliwości, bo dostawy do klientów w Europie Zachodniej, Środkowej i Wschodniej odbywają się co najmniej trzema korytarzami, z których najmniejszym jest wybudowany w 1999 roku gazociąg Jamał-Europa o rocznej przepustowości 33 mld metrów sześciennych gazu ziemnego.

Gazociąg Nord Stream 1 o przepustowości 55 mld metrów sześciennych, który funkcjonuje od dziesięciu lat, zapewnia bezpośrednie połączenie między Rosją a Niemcami przez Morze Bałtyckie z pominięciem krajów tranzytowych.

W ramach kontraktu, który obowiązuje do końca 2024 roku, Gazprom ma przepompowywać przez ukraiński system przesyłu 40 mld metrów sześciennych gazu rocznie. Może jednak w każdej chwili zwiększyć te ilości, jeśli zajdzie taka potrzeba, ponieważ ukraińskie rurociągi są w stanie przesłać do UE łącznie ponad 140 mld metrów sześciennych gazu ziemnego.

Przez Morze Czarne i Bałtyk

Ponadto Gazprom od tego roku dostarcza gaz do Europy Południowo-Wschodniej za pośrednictwem gazociągu Balkan Stream, który może dostarczyć do 15,75 mld metrów sześciennych gazu ziemnego do Bułgarii, Serbii i Węgier. Gazociąg ten jest kontynuacją gazociągu Turkish Stream ułożonego przez Morze Czarne między Rosją a Turcją.

Do tego dochodzi kontrowersyjny gazociąg Nord Stream 2 o przepustowości kolejnych 55 mld metrów sześciennych, który został ukończony, ale nie ma jeszcze ostatecznego pozwolenia na działanie. We wtorek, 16 listopada, Niemiecka Federalna Agencja ds. Sieci poinformowała, że wstrzymała postępowania ws. wydania certyfikatów dla tego gazociągu.

Jeśli Łukaszenka faktycznie zakręci kurek z gazem, to będzie to nie tylko afront wobec Rosji, od której Mińsk jest całkowicie zależny finansowo i gospodarczo, ale także w pewnym sensie gra na jej korzyść. Moskwa miałaby bowiem kolejny solidny argument, dlaczego Europejczycy powinni jak najszybciej uruchomić bezpośredni tranzyt przez Bałtyk.

Nord Stream 2 zamiast Jamał-Europa

Nawet jeśli UE zezwoliłaby tylko na jedną nitkę Nord Stream 2 ze względu na swoje regulacje antymonopolowe, to nowo dodane możliwości transportowe w postaci 27,5 mld metrów sześciennych sprawią, że gazociąg Jamał-Europa stanie się praktycznie zbędny. Zwłaszcza, że Gazprom i tak w coraz mniejszym stopniu wykorzystuje teraz do swojego eksportu trasę przez Białoruś i Polskę.

Świadczy o tym fakt, że na rok gospodarczy 2021/2022, który w sektorze gazowym rozpoczął się 1 października, Gazprom nie zarezerwował żadnych długoterminowych zdolności przesyłowych w tym gazociągu, chce jedynie decydować co miesiąc, ile surowca przepompować przez Jamał-Europa - jeśli w ogóle. W październiku tą drogą dotarła do Niemiec zaledwie jedna trzecia gazu, a na początku listopada, jeszcze przed groźbą Łukaszenki, gazociąg stał przez kilka dni bezczynnie, a nawet tłoczył gaz w przeciwnym kierunku - z Niemiec do Polski.

Wygląda więc na to, że gazociąg, którego zablokowaniem białoruski przywódca próbuje grozić UE, staje się coraz bardziej zbędny.

Andrej Gurkow, Redakcja Polska Deutsche Welle


Deutsche Welle
Dowiedz się więcej na temat: Aleksandr Łukaszenka | Władimir Putin | gazociąg
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »