Max Factor: Człowiek, który dał kobiecie nową twarz

"I do you make-up." Gdy po raz pierwszy to zdanie padło ze śmiesznym akcentem z ust małego, bo liczącego niespełna 150 cm wzrostu, mężczyzny w okrąglutkich okularkach, nikt nie wiedział, o co mu chodzi.

Maksymilian Faktorowicz, polski Żyd z Łodzi, bo to o nim mowa, miał tym właśnie pokracznym zdaniem podbić świat, zrewolucjonizować branżę filmową, zadecydować o losie milionów kobiet na całej kuli ziemskiej, stworzyć wizerunki niezliczonych bogiń srebrnego ekranu, postawić świat wizażu do góry nogami i stworzyć najbardziej rozpoznawalną do dziś, wartą miliardy dolarów markę "Max Factor", a z "make-up" uczynić najbardziej znane na świecie słowo.

Życie niczym bajka z Hollywood

Życie Maksymiliana Faktorowicza, alias Maksa Factora, jest niczym bajka wymyślona w Hollywood, jego ukochanym mieście, którego stał się częścią, marką, ikoną i poniekąd symbolem. Bajka, tym bardziej fascynująca, że zdarzyła się naprawdę i nie brak w niej niczego, co tak lubimy: złota, klejnotów, ogromnych pieniędzy, książęcych tytułów, najpiękniejszych kobiet pierwszej połowy XX wieku, najbardziej pożądanych mężczyzn tego okresu, miłości, sławy, momentów grozy i wreszcie happy endu w rozmiarze co najmniej XXXL do kwadratu.

Reklama

Cała bajka zaczęła się z perspektywy Ameryki "za górami, za lasami" - w carskiej Rosji, gdzie wówczas jeszcze Maksymilian Faktorowicz został odkryty przez należącą do rodziny carskiej księżnę Jusupową, najbogatszą, najbardziej elegancką kobietę przedrewolucyjnej Rosji, o której mówiło się, że jest piękna niczym ikona Matki Boskiej. To właśnie ona była pierwszą kobietą, którą Maksymilian Abrahamowicz odmienił, wymyślając dla niej fryzurę, zmieniając łuki brwi, tak by podkreślały niesamowitej barwy, lecz niezbyt duże oczy młodej księżniczki, a także uwydatnił kości policzkowe, które nadały jej twarzy wygląd Madonny.

Jak z rogu obfitości posypały się pieniądze i zamówienia

Gdy księżniczka w wieku dziewiętnastu lat kroczyła środkiem cerkwi w olśniewającej, uszytej w Paryżu sukni ślubnej o modnym kroju, wspaniałej tiarze z diamentów i kryształów górskich, wykonanej przez Cartiera, spod której spływał koronkowy welon noszony przez Marię Antoninę niemal 140 lat wcześniej, okalający miękko nienaganny owal twarzy, nad którą wcześniej przez trzy bite godziny pracował Maksymilian, zebranym zaparło dech w piersiach. Panna młoda jeszcze nigdy nie wyglądała tak pociągająco, tajemniczo, niebiańsko, niewinnie i oszołamiająco, co sprawiło, że nagle najwykwintniejsze salony Petersburga, w tym także Pałac Zimowy, stanęły przed Maksymilianem otworem. Jak z rogu obfitości posypały się pieniądze i zamówienia, w tym także od samej carowej Aleksandry.

Zasiadająca na rosyjskim tronie wnuczka angielskiej królowej Wiktorii, Aleksandra, często korzystała z usług Maksymiliana, którego zręczne ręce usuwały worki pod oczami, ślady nieprzespanych nocy, spędzanych przy łóżeczku wiecznie chorego carewicza, tuszowały opuchliznę, ukrywały nadmierną bladość, nadawały oczom blask. To właśnie on jako jedyny, nie licząc Rasputina, miał wstęp do carskich komnat o każdej porze. Z czasem ten przywilej stał się dla niego przekleństwem, gdyż cudowny dar "upiększyciela" - jak się wówczas nazywało wizażystę lub charakteryzatora - przekształcania poczwarki w motyla, a ropuchy w księcia, zrobił z Maksymiliana niewolnika, zmuszonego stawiać się natychmiast na każde wezwanie, harującego od wczesnego ranka do świtu w kapiących od złota buduarach i wynagradzanego w tymże złocie za swoje usługi. Niewolnika w służbie samego cara, którego kieszenie były wypchane złotem, ale któremu nie wolno było oddalić się na krok z pałacu bez specjalnego pozwolenia oraz stosownej przepustki, pokazywać w mieście bez eskorty, odwiedzić rodziny, nie mówiąc już o urlopie czy nawet krótkim wyjeździe z miasta. Wszechobecna w życiu polskiego emigranta rodzina carska zabraniała mu wszystkiego, chcąc go mieć wyłącznie dla siebie i na swoje usługi, nawet ożenku!

Wziął zarobione carskie złoto oraz nogi za pas

W tej sytuacji Maksymilian Faktorowicz wziął zarobione carskie złoto oraz nogi za pas, by potajemnie, z narażeniem życia opuścić Rosję, i po paru miesiącach podróży, przybyć na pokładzie luksusowego transatlantyku, do Nowego Jorku, do którego wkroczył już jako Max Factor. Przyczyna tej zmiany tożsamości była bardzo prosta, wręcz trywialna: Urzędnikowi imigracyjnemu nie chciało się do dokumentów zezwalających na pobyt w USA wpisać pełnego nazwiska przybysza. A potem sprawa była już nie do odkręcenia i tak zostało.

Zręczne ręce Maksymiliana - teraz już Maksa - oraz jego wyczucie piękna i tym razem utorowały mu drogę, która zawiodła go do Los Angeles, a stamtąd do Hollywood, kolebki powstającego właśnie nowego przemysłu filmowego, w którym wszystko było siermiężne i byle jakie. Aktorzy kina niemego grali w słomianych perukach, prezentując twarze pomalowane grubą warstwą - w zależności od potrzeb - ciemnej lub jasnej farby, którą potem zmywali całymi godzinami. Cowboye polowali na opatulone lnianymi konopiami konie, robiące za dzikie bizony. A groźni Indianie łapali na lasso kozy, nieudolnie ucharakteryzowane na co się tylko dało i co było w danym momencie potrzebne - z reguły na kojoty.

W tej słomianej bylejakości podlanej sporą ilością farby, Max zwietrzył swoją życiową szansę. Dochodząc szybko do wniosku, że to co robił za ogromne pieniądze jako niewolnik na drugim końcu świata "za górami, za lasami", w tej części może robić jako człowiek wolny za niewielką opłatą. Niewielką - na początek. Przyjrzał się zatem dokładnie technice nanoszenia obrazu na taśmę celuloidową. Przeanalizował efekt tego przeniesienia. Odkurzył w głowie stare receptury. Ruszył na poszukiwanie stosownych ingredientów. Pomieszał je ze sobą, wypróbowując efekt sowich eksperymentów na żonie i córkach. Powtykał wszystko, co uznał za dobre, do szklanych słoików. Zaopatrzył się w stosowną ilość włosów bobrowych, z których wykonał wymyślne pędzelki oraz kaczego i gęsiego pierza, które przetworzył na delikatne "puszki". Zaprzągł żonę do roboty, każąc jej szyć bawełniane chusteczki o wymiarach 5 x 5 cm oraz flanelowe ręczniczki w trzech rozmiarach.

Upiększyciel

Tak uzbrojony, udał się na plan pierwszego filmu, w którym miał nadzieję uczestniczyć jako "upiększyciel", gdzie wygłosił słynne zdanie: - I do you make-up. Yes?

Początkowo wszystko szło jak po grudzie, gdyż wszyscy odnosili się do jego kolorowych mikstur, z jakimi nigdy wcześniej nie mieli do czynienia, z dużą rezerwą. Lecz cierpliwość Maxa, której się nauczył w carskich i książęcych buduarach, jego intuicyjne wyczucie oraz niebywały talent do wydobywania najgłębiej nawet ukrytego piękna, szybko znalazły mu klientów, którzy byli gotowi godzinami stać przed drzwiami jego sklepu, zanim udali się na plan filmowy, w oczekiwaniu na "make-up". Powoli dziwoląg językowy stał się określeniem obiegowym i powszechnie przyjętym w branży, a twarze i fryzury wyczarowane przez Maksa, zaczęły stanowić kanon piękna, kształtując modę.

Sławę i pozycję Maksa ugruntowała po wsze czasy metamorfoza nijakiego Rodolfo Alfonso Gugliemi w Rudolpha Valentino. Osiłek o twarzy oprycha naznaczonej paskudną blizną, w czasie, kiedy to jakimś cudem trafił do pracowni Factora, zarabiał na życie jako kelner, ogrodnik, fordanser, żigolak, próbując bezskutecznie dostać się do filmu jako statysta. O tym, co wyszło spod palców Maxa i co uczyniło z Gugliemiego Rudolpha Valentino miały możliwość przekonać się miliony kobiet na całym świecie. W tym również Pola Negri nasza i Maksa rodaczka, która dla wyczarowanego przez genialnego artystę księcia straciła głowę i którego opłakiwała po przedwczesnej śmierci do końca długiego życia, nie mogąc zapomnieć. Legenda głosi, że Valentino i Negri spotkali się po raz pierwszy właśnie w salonie Maksa, który miał ich charakteryzować do różnych filmów.

Zamknął się zadziwiający krąg

Rudolf Valentino z twarzą amanta, uwodzicielska Rita Hayworth, wytworna księżniczka lodu - Greta Garbo, demoniczna Marlena Dietrich, pełna temperamentu Liz Taylor, zjawiskowo piękna Jean Harlow, to wszystko wytwory talentu, zręcznych rąk, wyobraźni i sztuki Maxa Factora oraz jego perfekcyjnej intuicji. To wizerunki stworzone wyłącznie przez niego. Podobnie jak Ingrid Bergman, Humphrey Bogart, Olivia de Havilland, Peter Fonda, Audrey Hepburn, Frank Sinatra, Marylin Monroe czy Grace Kelly są dziełem jego syna.... Maksa Franka Factora, który w kwietniu 1956 r. towarzyszył ulubionej aktorce Alfreda Hitchcocka do Monako, by zrobić dla Grace Kelly to, co ojciec uczynił dla księżniczki Romanowej w Sankt Petersburgu na początku dwudziestego stulecia.

Grace Kelly kroczyła nawą katedry w Monako u boku księcia Rainierem III w sukni zaprojektowanej przez Helen Rose, czołową modystkę wytwórni MGM, umalowana i uczesana przez człowieka, który stworzył jej wizerunek w 1951 roku, zanim po raz pierwszy pojawiła się na planie w filmie Henry'ego Hathawaya.

Tym sposobem zamknął się zadziwiający krąg, jaki zatoczyło życie rodziny Factorów-Faktorowiczów.

Ruda grzywa Hayworth, wystające kości policzkowe Garbo, zmysłowe usta Dietrich, brwi i loki Liz Taylor, blond włosy Marylin Monroe, podniesione czoło Olivii de Havilland - to wszystko dzieło ojca i syna, dwóch mężczyzn, którym współczesna kobieta zawdzięcza kolorowe cienie do powiek, podkłady kryjące defekty skóry, kolorowe sypkie pudry, trwałą szminkę we wszystkich możliwych odcieniach czerwieni, róż do policzków, konturówkę, spiralkę do malowania rzęs, nierozmazujący się na deszczu tusz, farby do włosów nadające im cudowny połysk, płyny i mleczka do demakijażu.

Sięgając dziś po któryś z tych produktów, warto pamiętać o dewizie, którą się kierowali ci dwaj genialni wynalazcy i zarazem twórcy kolorowych kosmetyków: "Sztuka makijażu, to nic innego jak umiejętność podkreślania najatrakcyjniejszego elementu twarzy w taki sposób, by nie było widać, że jest podkreślony." Warto o tym pamiętać stając przed lustrem - rzecz jasna odpowiednio oświetlonym.

Opracowanie: Urszula Pawlik, 28.01.2013

* Fred E. Basten "Max Factor: Człowiek, który dał kobiecie nową twarz". SIW Znak, Kraków. Książka jest od 7 marca w sprzedaży.

Dowiedz się więcej na temat: twarzy | Twarz | człowiek | YOU | nowe twarze
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »