Media: Cameron obrońcą europejskiego podatnika
Nie potwierdziły się rachuby, że premier Wielkiej Brytanii David Cameron będzie na unijnym szczycie w izolacji. Przeciwnie - atakując wygórowane zarobki eurokratów, niektórych oponentów zbił z tropu - sądzi komentator brytyjskiej telewizji ITV Tom Bradby.
Na zakończonym w piątek fiaskiem szczycie budżetowym w Brukseli Cameron nie tylko pomieszał szyki swoim przeciwnikom, ale także zjednał sobie kilku sojuszników: Szwedów, Holendrów i być może również Niemców - zaznacza Bradby.
- Dzięki temu mógł wystąpić na konferencji prasowej jako lider zdeterminowanej mniejszości gotowej bronić interesów podatników, nie tylko brytyjskich, ale europejskich - wyjaśnił.
Zdaniem korespondenta BBC Nicka Robinsona, Cameron unikał obwiniania krajów domagających się zwiększenia wydatków - Francji dla rolników i Polski na fundusze spójności. Zamiast tego za cel krytyki obrał brukselskie instytucje.
Brukselscy korespondenci "Daily Telegrapha" za ważne wydarzenie szczytu uznają to, że kanclerz Angela Merkel w kwestii cięć wydatków na unijną administrację stanęła po stronie Camerona, a nie prezydenta Francji Francois Hollande'a. Nazywają to "fatalnym" sygnałem dla Hollande'a.
"Szczyt utkwił w martwym punkcie z powodu sporu między płatnikami netto, w tym W. Brytanii i Niemiec, a beneficjentami. Francja - płatnik netto - sprzeciwiła się cięciom subsydiów w ramach Wspólnej Polityki Rolnej i naciskała na cięcia brytyjskiego rabatu" - podsumował "Daily Telegraph".
Bardziej powściągliwy "Guardian" zaznacza, że Cameronowi nie udało się przekonać przewodniczącego Rady Europejskiej Hermana Van Rompuya do zmniejszenia kosztów na administrację o 6 mld euro w ciągu 7 lat. Gazeta pisze, że Van Rompuy zgodził się za to na redukcję budżetu na program "Connecting Europe" o 4,5 mld euro. W tym programie finansującym ponadnarodową infrastrukturę, Cameron chciał głębszych cięć o 20 mld euro. Także kluczowa kwestia brytyjskiego rabatu nie była omawiana. Faktycznie więc - zdaniem "Guardiana" - Cameron nie ma się czym chwalić.
Czytaj raport specjalny serwisu Biznes INTERIA.PL nt. budżetu UE
Rzecznik opozycyjnej Partii Pracy ds. finansów Ed Balls w wypowiedzi cytowanej przez Press Association wskazał, że: "Cameronowi nie udało się przekonać przywódców UE do reformy unijnego budżetu i realnych cięć, za którymi głosowała Izba Gmin w październiku (...) Musi zacząć budować sojusze, jeśli chce porozumienia odpowiadającego interesom brytyjskiego podatnika i dobrego dla przyszłości UE".
- Nie było poczucia, że porozumienie musi być osiągnięte, ponieważ poszczególni członkowie poruszyli zbyt dużo szczegółowych kwestii - skomentował szczyt premier Irlandii Enda Kenny, wyrażając zarazem nadzieję, że porozumienie będzie osiągnięte w styczniu.
(PAP)
- - - - -
Niemieckie media komentując fiasko unijnego szczytu w Brukseli podkreślają, że w Europie znowu górę wzięły narodowe interesy. Dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung" ocenia, że brak porozumienia uwidacznia, jak bardzo Unia jest podzielona.
Jak czytamy, nie tylko Wielka Brytania ponosi winę za fiasko budżetowego szczytu. W Brukseli starło się ze sobą tak wiele różnych interesów, że nawet przy najlepszej woli uczestników spotkania kompromis byłby cudem.
"Frankfurter Allgemeine" dodaje, że wszyscy członkowie Unii powinni teraz wykorzystać czas do kolejnego szczytu, aby wyjaśnić co jest dla nich ważne we Wspólnocie. Jak na razie, cały świat znowu przekonał się bowiem o tym, jak bardzo Europejczycy są podzieleni.
Komentator niemieckiego publicznego radia ocenia zaś, że niewiele zostanie z zapowiedzi nowoczesnego i przyszłościowego budżetu. Tak jak za dawnych czasów, każdy z szefów rządów walczy o swoje własne interesy. Negocjacjom przyświeca egoizm, a nie tak chętnie wspominany w pompatycznych przemowach europejski duch - komentuje brukselski korespondent niemieckiego radia.
- - - - -
Francja i Niemcy wychodzą z brukselskiego fiaska obronną ręką. Unia i Wielka Brytania to przegrani debaty o budżecie. To komentarze prasy nad Sekwaną, dotyczące unijnego szczytu.
"W Brukseli oficjalnie dano początek zjawisku, które można nazwać europejską chorobą" - stwierdza "Le Parisien". Dziennik - podobnie jak inne francuskie media - podkreśla, że na szczycie w stolicy Belgii interesy narodowe zatriumfowały nad poczuciem wspólnego dobra europejskiego.
"Cameron przybył do Brukseli, żeby ciąć budżet w maksymalny sposób. Proponował zmniejszenie liczby pracowników administracji, Wspólnej Polityki Rolnej i ograniczenie polityki spójności. Ale ani miauknął na temat 4-miliardowej ulgi, jaką Brytyjczycy cieszą się od 1984 roku" - z satysfakcją podkreśla francuska prasa.
"Hollande wygrał dla Francji co się dało, czyli finanse na rolnictwo, ale przegrał Europę. Sukces prezydenta Francji był możliwy dzięki sojuszowi z Polską, co było znakomitym pociągnięciem" - stwierdza francuska prasa, która podkreśla, że duet Merkel-Hollande też ma swoje ograniczenia. Trudno jednak mówić o nowym układzie, który stacja telewizyjna France 24 nazywa "Merkenon" lub "Camerkel", czyli o osi Londyn - Berlin.
- - - - -
Polityka wewnętrzna ważniejsza niż odpowiedzialność za Europę. Pod takim tytułem największy szwedzki dziennik "Dagens Nyheter" zamieszcza komentarz po unijnym szczycie budżetowym w Brukseli.
Wielka Brytania, Francja, Polska, Niemcy i Szwecja zajmują pozycje tak odległe od siebie, że nie spróbowały znaleźć kompromisu w sprawie przyszłego budżetu UE - twierdzi dziennik.
Dodaje, że udowodniło to jasno, iż dla szefów rządów tych państw ważniejsze są sprawy ich polityki wewnętrznej niż ich odpowiedzialność jako przywódców UE.
W takiej sytuacji, dzięki wybraniu formuły odroczenia dalszego ciągu spotkania do początku przyszłego roku, uniknięto groźby weta i związanej z tym ostrej konfrontacji. Herman Van Rompuy zyskał możliwość przygotowania kolejnego posunięcia w kierunku przyszłego kompromisu.
Gazeta zwraca uwagę też na różnice zarysowujące się w grupie państw-płatników do budżetu netto, do której należą m.in. Szwecja, Dania i Finlandia, Niemcy, Holandia i Wielka Brytania. Premierzy większości tych państw porozumieli się o oszczędnościach rzędu 30 miliardów euro.
Lecz David Cameron cały czas mówił o 50-100 miliardach. To - zdaniem komentatora dziennika - powstrzymało Van Rompuya przed przedstawieniem kolejnej propozycji negocjacyjnej. Istniało bowiem duże ryzyko, że Cameron odrzuci ją, niezależnie od wysokości proponowanych oszczędności - wyłącznie dlatego, by zademonstrować krajowym eurosceptykom swą bezkompromisowość.
- - - - -
Wiele złośliwej ironii jest w komentarzach włoskiej prasy na temat fiaska brukselskiego szczytu na temat unijnego budżetu. Najlepiej wyraża to turyńska "La Stampa", której zdaniem liderzy europejscy złożyli już świąteczne życzenia obywatelom swoich krajów i obiecali powrócić w karnawale.
"La Stampa" nazywa uczestników szczytu "ślepcami" i cytuje ewangelię św. Mateusza: "Jeśli ślepy ślepego prowadzi, obaj w dół wpadną". Taki jest rezultat odkładania na później ważnych decyzji i próby zyskania na czasie - stwierdza turyńska gazeta. Przywódcy europejscy zachowują się jak członkowie elitarnego klubu, nieliczący się z nastrojami ulicy - ironizuje "La Stampa", podkreślając, że w odrzuconym przez nich projekcie budżetu nie było ani słowa o zmniejszeniu wydatków na unijne instytucje i ich funkcjonariuszy.
W jednym momencie partnerzy europejscy zamienili się w dłużników i wierzycieli - zauważa "Corriere della Sera". Innymi słowy dali dowód, że trudno im znaleźć wspólny język, gdy kurczą się fundusze, a opinia publiczna poszczególnych krajów nie dba o dobro wspólne, lecz przerażona jest wzrostem bezrobocia.
To koniec europejskiej solidarności - wyrokuje największy włoski dziennik - zarysował się bowiem taki sam podział, jak wcześniej w strefie euro. A przede wszystkim okazało się raz jeszcze, że Unia nie ma przywódców, zdolnych zapanować nad tą sytuacją.
(IAR)