Metan w Bałtyku i kanclerz na cenzurowanym. Co zostało z rosyjskiej rury?
Jedna z największych w historii nienaturalna emisja metanu - tak, ze środowiskowego punktu widzenia, określany jest wyciek gazu ze zniszczonego (w 2022 roku) eksplozją rurociągu Nord Stream 2. Zaraz po wydarzeniu zanotowano zwiększone stężenie metanu w atmosferze ponad powierzchnią morza. Teraz szwedzcy naukowcy opublikowali wyniki skrupulatnych badań, z których wynika, że znaczna część metanu uwolniona z rosyjskiej rury rozpuściła się w Bałtyku. Nord Stream 2 nie pozwala o sobie zapomnieć - w Niemczech rozgorzała dyskusja dot. udziału obecnego kanclerza Olafa Scholza w promowaniu - jak to mawiano w Berlinie - "komercyjnego przedsięwzięcia", które ostatecznie miało posłużyć Rosjanom w marginalizacji tras przesyłu błękitnego paliwa przez Ukrainę czy inne kraje środkowej Europy.
Szwedzi zbadali wodę w Bałtyku pod kontem zawartości metanu, który trafił do środowiska po zniszczeniu Nord Stream 2. "Duża część gazu nigdy nie dotarła na powierzchnię, ale rozpuściła się w wodzie" - twierdzą cytowani przez portal "Deutsche Welle" naukowcy z Uniwersytetu w Göteborgu, którzy właśnie opublikowali wyniki swoich badań.
Eksperci szacują, że w morzu pozostało od 10 000 do 50 000 ton metanu w postaci rozpuszczonej - przekonuje cytowana przez "DW" profesor chemii morskiej Katarina Abrahamsson.
Naukowcy zwracają uwagę, że część rozpuszczonego gazu została "przerobiona" przez bakterie. Co ciekawe, szwedzcy naukowcy zapewniają, że w swoich badaniach potrafili bez pudła rozróżnić metan powstały w osadach dennych w wyniku naturalnych procesów od tego, który wypłynął ze zniszczonego Nord Stream 2. "Metan z gazociągu ma inny skład izotopowy niż ten, który przedostaje się z osadów dennych" - tłumaczy cytowana wcześniej Katarina Abrahamsson.
Na razie - poza określeniem zwiększonego stężenia metanu w wodzie - nie można wyciągnąć wniosków dot. ewentualnego wpływu gazu na życie biologiczne w południowym Bałtyku - zastrzegają naukowcy ze Szwecji.
"Wewnętrzne akta rządowe pokazują, jak Olaf Scholz chciał uratować Nord Stream 2 i zabiegał o obejście amerykańskich sankcji" - napisał w czwartek 20 czerwca niemiecki dziennik "Handelsblatt". Wcześniej jednak jego rola we wspieraniu realizacji rzekomo "prywatnego projektu", była kluczowa - zacytował komentarz gazety portal "Deutsche Welle".
Jak przekonuje "Handelsblatt", Scholz zwykle pozostawał w tle, ale dokumenty, które teraz wypłynęły, pokazują, że nie tylko zatwierdził projekt, ale także przez lata aktywnie prowadził kampanię na jego rzecz. Dokumenty pokazują też, jak Scholz próbował zapobiec nałożeniu przez USA sankcji na gazociąg.
Artykuł w "Handelsblatt" (cytowany przez "DW") stawia tezę (opartą na dokumentach), że Scholz (wówczas jako minister finansów) wielokrotnie lobbował w USA, aby zapobiec nałożeniu sankcji na Nord Stream 2. Szczególnie u sekretarza skarbu Stevena Mnuchina, który za rządów Donalda Trumpa był odpowiedzialny za kwestię sankcji. "Scholz miał już w 2020 roku zaproponować poufnie zainwestowanie miliarda euro z pieniędzy niemieckich podatników w terminale do przeładunku skroplonego gazu ziemnego na północnym wybrzeżu Niemiec. Warunkiem było zniesienie przez USA sankcji nałożonych na Nord Stream 2" - czytamy w Handelsblatt".
Handelsblatt" opisuje również decydującą rolę innego socjaldemokraty, ówczesnego szefa MSZ, obecnego prezydenta Niemiec Franka-Waltra Steinmeiera. "Choć przyznał on po inwazji Rosji na Ukrainę, że jego poparcie dla Nord Stream było oczywistym błędem, to dokumenty odsłaniają, jego wielkie zaangażowanie na rzecz budowy gazociągu" - opisuje kulisy "gazowej dyplomacji niemiecki dziennik, cytowany przez portal "Deutsche Welle".
***