Miasto obiecało pomoc, przedsiębiorca postanowił to sprawdzić. "Po co te kłamstwa?"
Od wybuchu pożaru w kamienicy na Jeżycach w Poznaniu minęło już 1,5 tygodnia. Od tego czasu przedsiębiorcy mający swoje lokale w wyłącznej z użytku, tzw. strefie zero, cały czas nie mogą prowadzić działalności. I choć miasto obiecało im pomoc, to, jak się okazuje, jest z nią różnie. Od drzwi do drzwi musiał odbijać się jeden z restauratorów.
Przypomnijmy, wybuch i pożar w kamienicy przy ulicy Kraszewskiego 25 w Poznaniu miał miejsce w nocy z 24 na 25 sierpnia. W akcji zginęło dwóch strażaków, a poszkodowanych zostało 11 oraz 3 mieszkańców.
Oprócz spalonej kamienicy - która decyzją Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego zostanie rozebrana - nie jest pewny stan również przylegających do niej kamienic, dlatego cały obszar został wydzielony tzw. strefą zero, czyli wyłączoną z użytku. Mieszkańcy musieli opuścić swoje mieszkania, a przedsiębiorcy zawiesić działalność.
Pomoc od miasta za konieczność zawieszenia biznesów - w tym restauracji i lokali gastronomicznych, przedsiębiorcom obiecało miasto.
"Pożar był ogromną tragedią dla mieszkańców kamienic i strażaków, ale także dla przedsiębiorców, którzy stracili swoje miejsca pracy i dorobek życia. Już od niedzieli zapewniamy poszkodowanym wsparcie materialne, prawne i psychologiczne, teraz przygotowaliśmy też ofertę dla właścicieli firm" - mówił w rozmowie z PAP prezydent Jacek Jaśkowiak.
"Każdy przypadek będzie traktowany indywidualnie, ale wszyscy przedsiębiorcy będą mogli liczyć na elastyczną ofertę dostosowaną do aktualnych możliwości finansowych" - dodawał prezydent Poznania.
Jednym z poszkodowanych koniecznością zaprzestania przyjmowania klientów i zarabiania, jest Jakub Tepper - właściciel czterech restauracji. Dwie z nich działały w okolicach obecnej "strefy zero".
Restaurator słyszał o pomocy oferowanej m.in. przez miasto, dlatego postanowił udać się do miejskich instytucji, żeby dowiedzieć się więcej, na co może liczyć. Jak relacjonuje na portalu X, pomocy miały odmówić mu m.in.: Zarząd Komunalnych Zasobów Lokalowych, Urząd Skarbowy, ZUS czy Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie, do którego skierować miał go urząd miasta. Pomocy odmówiło mu także Centrum Zarządzania Kryzysowego, które jak się później okazało, kontaktowało się z nim wcześniej tylko dlatego, że zbierali informacje na potrzeby Wydziału Działalności Gospodarczej i Rolnictwa.
Przedsiębiorca nie kryje rozgoryczenia postawą instytucji, mimo że miasto obiecywało pomoc. "A zatem wsparcie jest dokładnie ZEROWE, całkowicie nieistniejące" - napisał wprost na X (pisownia oryginalna).