Mrozy i brak wiatru uderzają w system energetyczny. "Sytuacja jest skomplikowana, ale nie tragiczna"

Po nadejściu fali chłodów na rynku pojawiły się obawy o bilansowanie rynku energii. Do tej pory pogoda była dość łaskawa. Jednak obecny wyż w połączeniu z mrozami i bezwietrzną pogodą oraz remonty bloków przeprowadzane przed sezonem zimowym sprawiają, że wyzwań nie brakuje. A może okazać się, że pojawią się również problemy z importem energii - Niemcy oświadczyły już, że możliwe są przerwy w dostawach prądu w styczniu i lutym. Na razie nie ma jednak powodów do paniki - uważa Bernard Swoczyna, ekspert fundacji Instrat.

Przed weekendem Polskie Sieci Elektroenergetyczne przyznały, że jeśli obecne warunki pogodowe utrzymają się dłużej, sytuacja bilansowa może być trudna, zwłaszcza w dni robocze. Maciej Wapiński z PSE apelował na łamach portalu Business Insider o oszczędzanie prądu w newralgicznych godzinach, zachęcając do wykonywania energochłonnych prac poza godzinami szczytu.

- Sytuacja na rynku energii jest w tej chwili skomplikowana, ale nie tragiczna. PSE mają mechanizmy dodatkowe, których w przypadku niedoboru energii może użyć, ale na taki krok się nie zdecydowały, co oznacza, że nie jesteśmy przyparci do muru - mówi w rozmowie z Interią Bernard Swoczyna, ekspert fundacji Instrat.

Reklama

Remontowane bloki będą przywracane do działania

Problemy wynikają z pogody - mroźnej i bezwietrznej - ale też z remontów bloków energetycznych, które prowadzone są m.in. w Kozienicach, Łagiszy, Bełchatowie. - Przed zimą wiele elektrowni jest remontowanych po to, by miały maksymalną moc w czasie zimy. Jesień to naturalny czas na takie prace. Nie ma letniego szczytu zapotrzebowania na klimatyzację ani nie ma zwiększonego popytu związanego z mrozami. W ciągu kolejnych dni te bloki będą przywracane do pracy, sytuacja będzie się uspokajać - informuje ekspert.

Swoczyna podkreśla, że gdy pojawiają się większe mrozy, zwykle panuje pogoda wyżowa, bezwietrzna, a dni są krótkie i słońce wisi nisko nad horyzontem. Zaznacza, że na elektrownie słoneczne i wiatrowe w takie dni nie można liczyć. Tym bardziej, że największe zapotrzebowanie na prąd pojawia się wieczorem.

Będziemy ściągać energię z zagranicy?

Nie wiadomo, jak będzie w trakcie najbliższej zimy wyglądała możliwość importu energii spoza Polski. Niemiecki Federalny Urząd Ochrony Cywilnej już teraz zapowiedział możliwe przerwy w dostawach energii elektrycznej u naszych sąsiadów. Według szefa Urzędu Ralpha Tieslera, mieszkańcy Niemiec muszą być przygotowani na regionalne i czasowe przerwy w dostawie prądu w styczniu i lutym.

- Mamy możliwość importu energii nie tylko z Niemiec, ale i ze Szwecji, z Litwy, Czech i Słowacji, miejmy nadzieję, że za jakiś czas również z Ukrainy. Sytuacja surowcowa w Europie jest w miarę opanowana. Jeśli nie zdarzy się nic nadzwyczajnego, wygląda na to, że będzie można kupić energię nawet w ostatniej chwili, tylko oczywiście drożej - informuje Swoczyna.

Podkreśla, że w porównaniu z obawami, jakie rynki europejskie miały jeszcze kilka miesięcy temu, dziś jest lepiej. Udało się sprowadzić do Europy więcej węgla i gazu. Ceny błękitnego paliwa zaczęły spadać, bo magazyny są pełne. Odbiorcy zmniejszyli zużycie. Oszczędzać zaczął przemysł, ale i gospodarstwa domowe. - Zużycie gazu w prywatnych domach spadło o kilkanaście procent - podkreśla ekspert. W dodatku mieliśmy ciepły październik. 

Węglowy renesans. Na jak długo?

Na tle kryzysu energetycznego w Europie do łask wrócił węgiel. W ostatni weekend prezes PiS Jarosław Kaczyński podczas wizyty w Gliwicach mówił, że termin likwidacji kopalń, które zgodnie z umową społeczną dla górnictwa na większą skalę miałyby być zamykane od 2034 r., "trzeba będzie jeszcze raz przeanalizować" I zaznaczał, że "trzeba będzie tutaj wykazywać duże zdecydowanie wobec partnera europejskiego".

Zawarta w maju 2021 r. między górniczymi związkami a rządem umowa społeczna zakłada likwidację polskich kopalń węgla energetycznego do 2049 roku, przy czym na szerszą skalę kopalnie miałyby być zamykane właśnie od 2034 r.

Bernard Swoczyna, odnosząc się do deklaracji prezesa PiS, podkreśla, że dekarbonizacja, bez względu na decyzje polityczne, powoli postępuje samoistnie. - Wydobycie węgla w Polsce spada od wielu lat. Mówi się o inwestycjach, ale czy faktycznie zostaną one zrealizowane i w jakiej skali - zobaczymy - mówi Interii.

Dodaje, że obecny brak węgla może być problemem krótkotrwałym. - Jeszcze dwa lata temu, w szczycie pandemii, mieliśmy go za dużo, nie mieliśmy co z nim zrobić. Zwały na kopalniach były pełne. W 2021 r. zapasy zostały zużyte wraz z odbiciem gospodarczym oraz w związku z wysokimi cenami gazu, a gdy zaczęła się wojna na Ukrainie, powstał problem z niedoborem węgla. Ale on też będzie przejściowy. Za parę lat być może wrócimy do sytuacji, w której będziemy mieć dużo węgla na rynku - z Indonezji, z Kolumbii - a jednocześnie zużycie spadnie i nie będzie co z nim zrobić. Bo zapotrzebowanie na węgiel będzie spadać również w miarę uzupełniania luki po rosyjskim gazie - zaznacza.

Monika Borkowska

Zobacz również:

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »