"Na stałce", polska specjalność
Rynek prac domowych i opiekuńczych w Belgii, to główny obszar pracy polskich emigrantek w Brukseli. Zatrudnienie na stałe, związane z zamieszkaniem z podopiecznym, określane jest najczęściej jako "stałka".
Praca w domach prywatnych - zazwyczaj nieoficjalna - jest niewidoczna dla urzędowych statystyk. Pracodawcy, zwani tu z francuskiego patronami, niechętnie zatrudniają legalnie. Wszystko po to, by jak najbardziej obniżyć koszty zatrudnienia opiekunki. Często same zainteresowane wolą wyższą stawkę, lekceważąc konsekwencje pracy bez ubezpieczenia.
Specjalistka od wszystkiego
- Do Belgii przyjechałam jako 18-latka - opowiada 24-letnia dziś Urszula. - Miałam zastąpić moją ciocię przez miesiąc, a pracowałam na tej posadzie cztery lata.
Pomoc domowa często po prostu wyręcza się domowników w ich obowiązkach. Ula trafiła do rodziny Belgów z czworgiem dzieci, do ogromnego domu na wsi pod Brukselą. - Przejęłam wszystkie obowiązki związane z opieką nad dziećmi, sprzątałam każdy zakamarek posiadłości, gotowałam, prałam, prasowałam - wspomina. -Ja nie chodziłam, ja biegałam. Bywało, że nie miałam czasu zjeść.
Podczas wakacji patronów nadrabiała zaległe prace w domu. Dla czwórki chłopców była jak matka. Dbała podczas choroby, usypiała, przytulała, kontrolowała stan ich garderoby. Gdy dostały chomika i psa, opieka nad zwierzakami spadła na dziewczynę.
Emocje w kieszeni
Praca "na stałce" wiąże się z dużym wysiłkiem fizycznym, ale także z obciążeniem psychicznym. Przebywając pod jednym dachem z chlebodawcami i ich rodzinami, trzeba nauczyć się ukrywać swoje emocje. Wiele młodych Polek nie potrafi odmówić, gdy oczekuje się od nich pracy ponad normę. Dumę i honor chowają do kieszeni. Mają w pamięci polskich przełożonych, którzy na każdym kroku straszyli straceniem posady.
- Było mi ciężko, tęskniłam za domem, ale przy tylu obowiązkach nie miałam czasu o tym myśleć. Do własnego pokoju wracałam zmęczona późnym wieczorem - przyznaje Urszula. Zmagała się ze skrajnymi humorami pani domu. Często obrywała za coś, co nie było jej winą. Była wyszkolona jak żołnierz. Działała jak automat, zawsze dyspozycyjna. Od 6.00 rano do 22.00 wieczorem pracowała na wysokich obrotach. Była pewna, że tak musi być. - Całe moje życie to był ten dom i ta praca. Nie istniało nic poza tym - wspomina. Czuła się odcięta od świata. W nieliczne wolne dni odwiedzała znajomych w mieście.
Dziewczyna z ogłoszenia
Tak "na stałkę" trafiła Monika. Od dwóch lat jest w pełni zaangażowana w życie rodziny, z którą mieszka. Jednak pomimo nawału obowiązków, korzysta z przyjemności.
- Pochodzę ze wsi - opowiada a podróżując z pracodawcami, zwiedzam wiele miejsc, do których sama bym nie dotarła. Choćby dlatego nie pokazuje po sobie emocji, które czasem aż w niej kipią. Ratuje ją dostęp do internetu. W mailach żali się znajomym. - Wiem, że nie mogę pozwolić sobie na chorobę, niedyspozycję czy okazywanie złości - przyznaje. - To ja jestem wsparciem dla tej rodziny, a nie odwrotnie.
Zarobię i wybuduję dom...
Ula przyjeżdżając do Belgii nie znała ani jednego słowa po francusku, ale miała jasny cel: chciała zarobić na budowę domu w Polsce. Ciocia, po której przejęła pracę, nauczyła ją kilku podstawowych zwrotów. Skrzętnie zapisywała wszystkie obce wyrazy w zeszycie, a wieczorami ambitnie uczyła się ich na pamięć. Zaczynała od tłumaczenia słów "łyżka", "woda", "ciastko", żeby nawiązać chociaż podstawowy kontakt z podopiecznymi. Z czasem coraz śmielej operowała językiem obcym. - Chłopcy cały czas rozmawiali ze mną, poprawiali błędy, tłumaczyli - opowiada. - To dzięki nim nauczyłam się mówić po francusku.
Praca "na stałce" zapewnia mieszkanie i wyżywienie. Polki w Belgii zarabiają od 600 euro na miesiąc. - Po kilku miesiącach moja pensja wzrosła do 1200 euro - zdradza Urszula. - Poza tym, zwracano mi pieniądze za bilet, kiedy wyjeżdżałam prywatnie do Brukseli. Zdarzało się, że ktoś z rodziny gospodarzy dał mi duży napiwek za pomoc przy podejmowaniu gości. Często dostawałam w prezencie nowe ubrania.
Monika także nie narzeka na brak hojności patronów. Opłacają jej kurs języka francuskiego oraz podróże do Polski. Niewiele wydaje na własne przyjemności. Oszczędza, żeby w przyszłości móc usamodzielnić się w Brukseli i znaleźć posadę zgodną z kierunkiem ukończonych studiów.
Ula na samym początku obliczyła, że po trzech latach pracy spełni swoje marzenie. Już po kilku miesiącach za zarobione pieniądze kupiła materiały budowlane. Zrealizowała swój plan. Wybudowała dom w Polsce, choć w nim nie zamieszkała. W Brukseli poznała swojego męża i tu założyła rodzinę.
Sylwia Znyk