Najbardziej ryzykowny zawód świata?
Sompop Sridaranop, łowca węży z Bangkoku, codziennie oczyszcza ulice tajlandzkiej metropolii z jadowitych gadów. Jednak, jak sam podkreśla, kieruje nim przede wszystkim współczucie dla zagubionych w miejskiej dżungli zwierząt.
- Bangkok roi się od węży - tak twierdzi Sompop, etatowy łowca tych gadów. Ten pyton na przykład wybrał sobie na mieszkanie uliczkę w samym centrum miasta. Na szczęście mieszkańcom udało się zapędzić go w kozi róg - i wezwać Sompopa na pomoc.
Sompop Sridaranop, łowca węży z Bangkoku: - Nie boję się ich. Im więcej ich łapię, tym bardziej się do nich przyzwyczajam. Węże są jak zwykłe robaki. Na początku czułem lekki strach, gdy próbowały owijać się dookoła mnie, ale z czasem przywykłem do obcowania z nimi.
Radzenia sobie z niebezpiecznymi gadami Sompop nie uczył się na żadnym kursie. Jak jednak zapewnia, po schwytaniu tysięcy węży doskonale wie, co robi.
Tutaj widzimy, jak asystentki łowcy rozpylają repelent, którego receptura jest tajemnicą Sompopa. Ma on odstraszyć niemile widzianą kobrę od ponownego zawitania w to miejsce.
Pat, mieszkanka Bangkoku: - Zobaczyłam węża długiego prawie na metr i szerokiego niemal tak, jak moje ramię. Próbował przeskoczyć oczko wodne na raty, najpierw nurkując w wodzie, a potem wyskakując na drugim brzegu.
Sompop zajmuje się łowieniem węży wówczas, gdy nie pracuje jako kurier.
Rzadko można go spotkać bez węża czy nawet dwóch. Nie trzeba go długo prosić, by pochwalił się swoimi zdobyczami.
Schwytane gady dostarcza lokalnej farmie węży albo puszcza wolno, z dala od ludzkich siedzib.
Sompop Sridaranop, łowca węży z Bangkoku: - Bardziej przejmuję się chyba losem węży. Jeśli ja nie zainterweniuję, ludzie mogą je zatłuc na śmierć. Pomagam więc wężom.
Wydawać by się mogło, że obława na pytona to dość, jak na jeden dzień. Ale Sompop prowadzi też drugą działalność: jedna chwila wystarczy, by z łowcy węży przeistoczył się - niszczyciela gniazd os.
Tłum. Katarzyna Kasińska na podst. AFP
Czytaj również: