Najem krótkoterminowy psuje rynek? Mieszkańcy narzekają
Ceny zakwaterowania w Warszawie oferowane za pośrednictwem platformy Airbnb, przekraczają obecnie nawet tysiąc złotych za dobę. Nie brakuje podejrzeń, że tak wysokie ceny za najem krótkoterminowy mieszkań to próba wykorzystania sytuacji w związku z napływem uchodźców z Ukrainy do stolicy.
Najem krótkoterminowy lokali mieszkalnych za pośrednictwem platform internetowych, który zaczął rozwijać się w Polsce kilka lat temu, dla jednych stanowi korzystną inwestycję i bardziej dochodową alternatywę dla długoterminowego najmu mieszkania; innym - niekiedy dosłownie - spędza sen z powiek i zakłóca życie lokalnej społeczności.
- Tym problemem zaczęliśmy zajmować się jeszcze przed wybuchem pandemii - mówi Interii Justyna Kościńska ze Stowarzyszenia Miasto Jest Nasze. Jak dodaje, pojawiły się wówczas liczne skargi osób, które mieszkają w pobliżu apartamentów przeznaczonych na najem krótkoterminowy.
- Częste były urządzane imprezy i był hałas. Nawet jeśli nie było uciążliwych gości, to zdarzało się, że pięć mieszkań w kamienicy dziesięciomieszkaniowej przeznaczono na Airbnb. To nie pozwala na zbudowanie wspólnoty sąsiedzkiej. Sama znam kilka osób, które mieszkają w pobliżu takich apartamentów i ich codzienne funkcjonowanie nie należy do najprzyjemniejszych w związku z hałasem czy ciągłym przetaczaniem się ludzi - tłumaczy Kościńska.
Wskazuje przy tym na to, że w ostatnich latach ceny mieszkań bardzo rosły, a Airbnb się do tego przyczyniło, bo mieszkania stały się bardzo korzystnym produktem inwestycyjnym, niekoniecznie zaś miejscem do stałego zamieszkania, co tylko podbijało stawki. Kościńska wyjaśnia, że wraz z pojawieniem się koronawirusa i związanymi z tym ograniczeniami w podróżowaniu najem krótkoterminowy zaniknął i wydawałoby się, że inwestorzy zaniechają działalności.
- Jak widać, to wszystko wraca. Teraz jesteśmy świadkami - dla mnie osobiście - czegoś przejmującego, bo wydaje się, że rzeczywiście bardzo wysokie ceny za nocleg wynikają z tego, że inwestorzy wyhaczyli szansę. Są ludzie, którzy pilnie potrzebują noclegu, więc ceny podniesiono - komentuje w nawiązaniu do wysokich cen noclegów w stolicy.
- Cena za nocleg to kwestia podejścia biznesowego danego operatora. Podobnie jak każdy hotel ustala cenę w zależności od podaży i popytu, tak w tym przypadku każdy może zrobić tak, jak uważa. Jeżeli cena będzie za wysoka, to mieszkanie po prostu się nie wynajmie - komentuje Grzegorz Żurawski, wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Wynajmu Krótkoterminowego.
Jak dodaje, trzeba też wziąć pod uwagę, że nie zawsze sama wysokość ceny wskazuje na to, że została podniesiona, bo obiekty są bardzo różne. - Są kawalerki, a są mieszkania, w których może nocować na przykład 10 osób i cena za dobę w takich mieszkaniach jest dużo wyższa. Trzeba by je było porównać z cenami, jakie były wcześniej, żeby móc wyciągnąć wniosek, czy te ceny zostały teraz podniesione czy też nie - ocenia. Dodatkowo Żurawski zwraca uwagę, że marzec to miesiąc, w którym rozpoczyna się sezon. W lutym ceny są najniższe w roku, a w marcu zawsze rosną. W dużych miastach zaczynają się wtedy odbywać konferencje i imprezy masowe, pojawia się ruch turystyczny, co wpływa na wzrost cen.
- Trzeba wziąć pod uwagę także to, że w lutym [tego roku - red.] wiele osób przebywało jeszcze na kwarantannie i popyt na noclegi był bardzo niski, przez co ceny były dużo niższe niż jeszcze kilka miesięcy wcześniej. Wzrost cen może być oczywiście pośrednio związany z tym, że jest dużo więcej chętnych ze względu na dużą liczbę osób, które przyjeżdżają z Ukrainy, ale jest też dużo innych czynników. Dlatego trzeba spojrzeć na to szerzej. To jest biznes i każdy stara się zarobić, jeśli w poprzednich miesiącach nie miał takiej możliwości i na przykład dokładał do biznesu. Jeżeli ktoś przesadzi z ceną, to zostanie z pustym mieszkaniem - podsumowuje wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Wynajmu Krótkoterminowego.
Dominika Pietrzyk