NBP widzi dwa warianty dla inflacji. "Projekcja zionie niepewnością"

Bez względu na to, czy rząd wycofa tzw. działania osłonowe czy nie, z wysoką inflacją będziemy się zmagać jeszcze prawie trzy lata, a osiągnięcie celu inflacyjnego zaczyna majaczyć dopiero pod koniec 2026 roku - wynika z najnowszego "Raportu o inflacji" NBP. Ale NBP wyraźnie podkreśla, że decyzje rządu będą miały zasadnicze znaczenie dla kształtowania się cen przez najbliższe półtora roku.

NBP rzutem na taśmę dołożył do projekcji inflacji jej drugi wariant. Jego założenia są takie, że rząd, zgodnie z aktualnym stanem prawnym, wycofuje tzw. działania osłonowe, czyli przywraca od kwietnia 5-procentową stawkę VAT na żywność (co stało się faktem we wtorek), a od połowy roku "odmraża" ceny energii.  

- Czynnikiem niepewności są zmiany cen regulowanych, dlatego przygotowaliśmy dwa warianty projekcji (...) Łącznie efekt tych dwóch zmian to ok. 5 punktów procentowych na inflację, to powoduje, że w tym drugim wariancie inflacja pod koniec roku może sięgnąć nawet 8 proc. - mówił na konferencji prasowej poświęconej prezentacji projekcji Jacek Kotłowski, p.o. dyrektora Departamentu Analiz i Badań Ekonomicznych NBP.

Reklama

Skąd wzięła się potrzeba "pokazania" obu wariantów? W komunikacie po zeszłotygodniowym posiedzeniu RPP podane zostały tylko generalne założenia wariantu I (kontynuacja działań osłonowych w horyzoncie projekcji). Inflacja wówczas dotyka celu 2,5 proc. na chwilę w II kwartale tego roku, by potem wzrosnąć i przez dwa lata pozostawać powyżej celu na poziomach przekraczających 3 proc. (aż 3,6 proc. w 2025 roku). Poniżej 3 proc. obniża się dopiero w II połowie 2026 roku.

"W bieżącej rundzie projekcja inflacji jest obarczona znaczną niepewnością, w tym co do horyzontu, w jakim będą obowiązywać działania osłonowe w zakresie cen żywności i energii, a także ich kształtu. Ze względu na przyjęte założenie o utrzymaniu tych działań w obecnie obowiązującej formie do końca horyzontu projekcji, rozkład niepewności dla inflacji jest wyraźnie asymetryczny" - stwierdziła tylko RPP w komunikacie po zapoznaniu się z projekcją.

Po co komu "niepewna" projekcja

Analitycy podeszli do takiego stanu rzeczy mocno krytycznie. Po co nam projekcja, z której zionie samą niepewnością - mówili? Zwracali też uwagę, że mało prawdopodobne jest utrzymanie przez rząd przez kolejne ponad dwa lata "zerowego" VAT na żywność i "zamrożonych" cen energii, bo to pachnie katastrofą dla finansów publicznych.

Rąbka tajemnicy alternatywnego wobec projekcji scenariusza uchylił dopiero w czwartek na konferencji prasowej prezes NBP. Powiedział wówczas, że przy założeniu wycofania działań osłonowych, zgodnie z obecnie obowiązującymi przepisami, średnia inflacja w 2024 roku wyniesie 5,7 proc., a w grudniu tego roku osiągnie poziom 8 proc. W poniedziałek na konferencji prasowej NBP przedstawił oba warianty projekcji.

Drugi wariant przewiduje silne odbicie inflacji w II połowie tego roku do 8 proc. lub nawet więcej pod koniec roku. Od początku przyszłego roku ma nastąpić jej bardzo szybki spadek i inflacja w II połowie 2025 roku znajdzie się znowu w celu. Ale - znowu - tylko na pewien czas, bo gdy ustąpią "efekty bazy" w 2026 roku, pójdzie w górę, a ponownie w celu ma szansę się znaleźć w II połowie 2026 roku. Zwrotów akcji będzie zatem wiele.

W sumie, w horyzoncie projekcji, niezależnie od tego, czy stawka VAT na żywność powróci do 5 proc., a ceny energii zostaną odmrożone, po koniec 2026 roku poziom inflacji będzie zbliżony. Projekcja sugeruje, że tak czy inaczej pod koniec 2026 roku znajdzie się ona w pobliżu celu, choć twarde dane przedstawione przez NBP wcale nie dają takiej pewności.

Zupełnie inaczej wygląda natomiast "ścieżka" inflacyjna. O ile w I wariancie w zasadzie, choć bardzo wolno, schodzi ona w dół, w II wariancie zmienia swój przebieg to w górę, to mocno w dół, to znowu w górę. Dlaczego tak się dzieje?

Jak "odmrożenie" wpłynie na inflację

Po przywróceniu stawki VAT na żywność i ewentualnym odmrożeniu cen energii wskaźnik inflacji "automatycznie" pójdzie w górę. Ale równocześnie nastąpi spadek dochodów do dyspozycji, a to przełoży się na mniejszą konsumpcję. Skoro konsumpcja się skurczy, przedsiębiorstwa będą miały mniejszy margines do podnoszenia cen. Niższa konsumpcja będzie oznaczać szybszy spadek inflacji, a także wolniejszy wzrost PKB.  

- Prawdopodobnie inflacja zrealizuje się pomiędzy jednym a drugim scenariuszem - mówił Jacek Kotłowski.

Zwrócił też uwagę na dwa zjawiska, które na razie umykają jeszcze statystyce. Pomimo stopniowej poprawy nastrojów konsumenckich dane o sprzedaży detalicznej wcale nie pokazują silnego wzrostu konsumpcji, choć na przełomie roku był on już oczekiwany w związku ze wzrostem realnych wynagrodzeń. Z drugiej strony konsumenci w badaniach deklarują silny wzrost zainteresowania oszczędzaniem. To może wpłynąć na niższy wzrost PKB, ale być także czynnikiem dezinflacyjnym.

Drugim zjawiskiem jest fakt, iż firmy napotykają na barierę popytu, gdyż gospodarstwa domowe kupują mniej, ponieważ oceniają, że jest za drogo. Dwie sieci dyskontów zaczęły już "wojny cenowe" i obserwowane są w nich spadki cen.

- Na razie ten efekt nie jest jeszcze bardzo silny (...) Wydaje nam się, że ma on wpływ na ceny konsumpcyjne rzędu 0,1-0,2 proc. - powiedział Jacek Kotłowski.

Projekcja w dwóch wariantach to nowość

Dlaczego jeszcze NBP przedstawił dwa warianty projekcji wprowadzając w ten sposób nowinkę nie widzianą dotąd nigdy wcześniej? Prawdopodobnie także dlatego, by wskazać, kto jest odpowiedzialny za inflację w Polsce. Przypomnijmy, że od połowy 2019 roku, kiedy wśród części ekonomistów zaczęły rodzić się obawy, iż inflacja może być prawdziwym zagrożeniem, NBP i Rada Polityki Pieniężnej (w swej większości) jednoznacznie dawały do zrozumienia - to nie nasza sprawa.

Potem, kiedy nadeszła pandemia, za inflację odpowiadała pandemia. Rok później NBP wywieszał na swych murach ogromne banery, jak białe sztandary głoszące, iż za inflację w Polsce odpowiada "Putin". Paradoksalnie - tym samym jakby manifestował całkowitą niesuwerenność polskiej polityki pieniężnej. Przez wiele lat ani słowem nie zająknął się na temat wpływu na inflację rozpasanej polityki transferowej rządów PiS.    

Po wyborach parlamentarnych nastąpił zwrot, bo NBP i RPP zaczęły przejmować się polityką fiskalną i zauważać jej wpływ na inflację. Na konferencji prasowej Jacek Kotłowski także zwracał uwagę na "politykę fiskalną, waloryzację programu 500+ na 800+, czternastą emeryturę na stałe, wyższe wynagrodzenia w sektorze publicznym". Do tego dochodzi teraz decydujący wpływ na inflację, jaki ma polityka regulacyjna rządu. Według tej narracji bank centralny za stabilność cen nie jest odpowiedzialny nawet w najmniejszym stopniu.

Przywrócenie VAT na żywność i odmrożenie cen energii - według projekcji NBP - wskutek ograniczenia dochodów do dyspozycji gospodarstw domowych obniży wzrost PKB w tym roku do 3,2 proc., a przyszłym - do 3,6 proc., a w 2026 roku - do 3,2 proc. Gdyby rząd zdecydował się utrzymać przez trzy lata zerowy VAT na żywność i zamrożone ceny energii, PKB wzrósłby szybciej - o 3,5 proc. w tym roku, o 4,2 proc. w roku przyszłym i o 3,3 proc. w 2026 roku. Marcowa projekcja pod względem ścieżki wzrostu PKB jest znacznie bardziej optymistyczna niż poprzednia, ogłoszona w listopadzie 2023 roku.

Jacek Ramotowski 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: inflacja | NBP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »