Nie ma potrzeby, by pisać budżet od nowa - minister finansów
Szef resortu finansów Tadeusz Kościński powiedział, że "możliwości finansowania pomocy dla firm mamy jeszcze duże, ale musi ona mieć nieco inny charakter niż przy pierwszej fali kryzysu".
Według niego, nie ma potrzeby, by pisać przyszłoroczny budżet od nowa. Minister był pytany, czy finanse publiczne są gotowe na narodową kwarantannę i jak bardzo może być ona kosztowna.
- Od początku jesteśmy gotowi na drugą falę pandemii. W budżecie na ten rok i na przyszły mamy finansowe poduszki bezpieczeństwa. Teraz to zagrożenie staje się bardzo realne. A ile może kosztować? Tego nikt nie wie, bo sytuacja jest dynamiczna i nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jak długo będziemy mierzyć się z COVID-19. Czy dwa tygodnie, miesiąc, a może dłużej - mówi "Dziennikowi Gazecie Prawnej" Kościński.
Pytany, czy polska gospodarka wytrzymałaby miesiąc pełnego lockdownu, minister podkreśla, że to zależy, jakich instrumentów się użyje, by podtrzymywać jej funkcjonowanie. Jak zaznaczył, przy pierwszej fali COVID-19 skupiono się na dostarczeniu płynności firmom, a teraz priorytetem jest zapewnienie pieniędzy na funkcjonowanie służby zdrowia i ochronę miejsc pracy. - Pomoc dla firm powinna mieć natomiast bardziej punktowy charakter. Musimy działać precyzyjnie. Przygotowaliśmy tarczę branżową, w piątek premier Morawiecki przedstawił pakiet 10 konkretnych działań antykryzysowych dla firm - zaznaczył.
Ministra spytano, jaki wpływ mogą mieć skutki pandemii na tegoroczny budżet i czy będą potrzebne jakieś korekty, czy jednak pieniądze, które już zostały zebrane, wystarczą.
Według Kościńskiego. rząd jest gotów na różne scenariusze. Minister przypomniał, że jeśli chodzi o budżet, to na koniec września deficyt wynosił 13,8 mld zł. - Za wcześnie jeszcze na dokładne dane po październiku, ale według wstępnych informacji deficyt zmalał, a wpływy z podatków są zbliżone do ubiegłorocznych. Przypominam, że po nowelizacji limit deficytu na cały rok to ponad 109 mld zł. Co pokazuje, jak dużo mamy jeszcze przestrzeni. Sądzę, że na koniec roku deficyt może zbliżyć się do tego limitu, ale nie dlatego, że będzie brakować pieniędzy na finansowanie bieżących wydatków. Chcemy też tworzyć rezerwy na potrzeby przyszłego roku. Chodzi o to, żeby mieć nie tylko czym ratować gospodarkę, ale również czym wspierać jej rozwój. Bo mam nadzieję, że szybko przejdziemy do fazy rozwoju - podkreślił.
Zaznaczył, że im mniej pieniędzy wydamy na bieżącą walkę z kryzysem pandemicznym, tym więcej zostanie na inwestowanie. Jak zauważył, "każdy lockdown kosztuje". - Ale i tak będziemy mieć pieniądze na rozkręcenie gospodarki, gdy kryzys się skończy - zapewnił.
Pytany, czy jeśli chodzi o przyszłoroczny budżet jest ryzyko, że trzeba go będzie napisać od nowa, Kościński powiedział: - Myślę, że nie. Oczywiście nie mogę dać pełnej gwarancji. Dziś mówimy o drugiej fali pandemii, a przecież nikt nie wie, czy nie będzie kolejnych. Na dziś nie widzę potrzeby zmian w projekcie. Nasze założenia, na których oparliśmy plan dochodów i wydatków w przyszłym roku, od początku były konserwatywne".
Dopytywany, czy założenia budżetu nie okażą się zbyt optymistyczne, Kościński podkreślił, że nikt nie wie, jak sytuacja będzie się rozwijać. - Ale chciałbym zwrócić uwagę, że jesteśmy w nieco innym miejscu niż przy pierwszej fali. Wtedy mieliśmy poważne zaburzenia w handlu międzynarodowym m.in. z uwagi na problemy w Chinach i załamanie łańcuchów dostaw np. w branży motoryzacyjnej. Teraz tego nie ma, łańcuchy dostaw działają normalnie, co daje szanse na to, że teraz spadek koniunktury będzie mniejszy niż na wiosnę. Na razie nie widzimy też załamania w sprzedaży detalicznej. Dlatego nadal uważamy, że nasze założenia budżetowe są realne - zaznaczył.
Minister przyznał, że rząd ma dziś inną perspektywę, niż na wiosnę. Zaznaczył, że poprzednim razem liczyła się przede wszystkim szybkość działania, a obecnie dodatkowo także jego precyzja. Zapewnił, że jest "w stałym kontakcie z rynkiem", a rozmowy na temat działań antykryzysowych trwają na bieżąco. Podkreślił, że trzeba być gotowym na to, że z pandemią będziemy się zmagać dłuższy czas. Jak ocenił, "być może pomoc nie powinna być nakierowana tylko na ratowanie, ale również na to, jak powiększyć kanały dystrybucji".
Minister zaznaczył, że koszt 10 najnowszych antykryzysowych działań to ok. 9-10 mld zł; jak wskazał, to m.in. zwolnienie ze składek ZUS, dofinansowanie do zatrudnienia, przedłużenie postojowego, dofinansowanie kosztów stałych dla MSP z branż najbardziej dotkniętych restrykcjami. - Mamy budżet z zaplanowanym dużym deficytem, mamy pieniądze z Unii Europejskiej. Stopień prefinansowania przyszłorocznych potrzeb pożyczkowych według projektu ustawy budżetowej na 2021 r. wynosi ok. 12 proc. Tegoroczne potrzeby pożyczkowe według znowelizowanej ustawy budżetowej na 2020 r. zostały w pełni sfinansowane już w październiku. Możliwości finansowania mamy więc jeszcze duże - zapewnił.
Kościńskiego spytano, czy w udzielaniu pomocy będą wykorzystywane narzędzia, które już są - czyli Tarcza Finansowa PFR i Fundusz Przeciwdziałania COVID-19, czy może rząd szykuje jakieś inne metody.
Minister przypomniał w tym kontekście o zaprezentowanym niedawno pakiecie 10 działań. "Wśród nich jest też umorzenie subwencji z Tarczy Finansowej, wydłużenie Tarczy PFR dla dużych firm. Część z tych narzędzi to rozwiązania znane od wiosny. Musimy jednak pamiętać, że nie tylko wsparcie finansowe będzie potrzebne, ale też zmiana regulacji. Rozmawiamy np. z branżą HoReCa o certyfikacji, która pozwalałaby działać w ograniczonym zakresie w czasie lockdownu. Na przykład jeśli ktoś będzie w stanie wypełnić rygorystyczne warunki sanitarne, to mógłby obsługiwać ograniczoną liczbę klientów. Na razie stacjonarne restauracje są zamknięte, bo chodzi o ograniczenie mobilności społecznej. Ale gdy ta mobilność będzie mogła być nieco większa, to wtedy stopniowo działanie niektórych restauracji mogłoby być przywracane - poinformował.
Pytany, czy taką decyzję mógłby podjąć sanepid, Kościński powiedział, że nie, ale sanepid mógłby określić warunki, jakie trzeba by było spełniać. - Myślimy raczej o samocertyfikacji - w końcu w interesie wszystkich jest to, żeby klientów obsługiwać bezpiecznie. Rozmawiamy z branżą o szczegółach takiego rozwiązania i wypracowaniu szczegółowych procedur - dodał.
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze