Niełatwe czasy dla branży motoryzacyjnej

Brak umowy o wolnym handlu to ogromne ryzyko dla sektora motoryzacyjnego. Oznaczałoby to tylko do 2025 roku straty handlowe między UE a Wielką Brytanią o wartości do 110 mld euro, nie uwzględniając blisko 100 mld euro utraconej w tym roku wartości produkcji spowodowanej pandemią koronawirusa - alarmuje branża.

Nie minął jeszcze kryzys związany z pandemią koronawirusa, a branża już szykuje się na kolejne uderzenie, do którego może dojść, jeśli do końca roku nie wejdzie w życie umowa o wolnym handlu między UE a Wielką Brytanią.

Obecna sytuacja budzi niepokój organizacji reprezentujących producentów pojazdów i producentów części w całej UE, w tym Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Samochodów (ACEA) i Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Części Motoryzacyjnych (CLEPA) wraz z 21 stowarzyszeniami krajowymi, włącznie z brytyjskim SMMT czy polskim Stowarzyszeniem Dystrybutorów i Producentów Części Motoryzacyjnych (SDCM).

Reklama

- Brexit bez umowy zakłóciłby zintegrowany łańcuch dostaw w branży motoryzacyjnej i uderzyłby w przemysł w krytycznym momencie - informuje Sigrid de Vries, sekretarz generalna CLEPA. Przełożyłoby się to na likwidację miejsc pracy. Jest to o tyle istotne, że motoryzacja tworzy co piętnaste miejsce pracy w Europie.

Efektem braku porozumienia byłby też spadek możliwości inwestycyjnych branży. - Sektor motoryzacyjny jest największym prywatnym inwestorem w badania i rozwój w UE, przeznaczając na ten cel 60 mld euro rocznie. Potrzebujemy umowy, która utrzyma globalną konkurencyjność tego sektora - dodaje przedstawicielka CLEPA.

Bez umowy obie strony byłyby zmuszone do handlu na tak zwanych niepreferencyjnych zasadach Światowej Organizacji Handlu (WTO), co oznaczałoby 10-proc. cła na samochody osobowe i do 22 proc. na samochody dostawcze i ciężarowe. Wysokie cła uderzyłyby także w producentów części motoryzacyjnych, którzy z jednej strony dostarczają części na potrzeby produkcji samochodów, a z drugiej w celu napraw i ich serwisowania podczas całego okresu eksploatacji.

Wszystko to spowodowałoby wzrost kosztów produkcji, co ostatecznie odczuliby w cenach konsumenci. Wyższe ceny oznaczałyby spadek popytu, a to generowałoby dalsze problemy przemysłu motoryzacyjnego.

Alfred Franke, prezes Stowarzyszenia Dystrybutorów i Producentów Części Motoryzacyjnych, podkreśla, że konieczna jest umowa gwarantująca zerowe cła dla motoryzacji i odpowiednie reguły pochodzenia. - Ma to kluczowe znaczenie dla przyszłości europejskiego przemysłu motoryzacyjnego. Nie możemy pozwolić sobie na brak  porozumienia na linii UE-UK. Jego osiągnięcie powinno być obecnie obok walki z pandemią koronawirusa głównym priorytetem Unii Europejskiej - mówi prezes.

Żeby brytyjsko-unijna umowa mogła wejście w życie od początku przyszłego roku, powinna zostać wynegocjowana do końca października, wymaga bowiem jeszcze ratyfikacji w Izbie Gmin i Parlamencie Europejskim. Dotychczasowe negocjacje toczą się bardzo powoli i wydaje się, że do porozumienia jest daleko.

Monika Borkowska

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: brexit | branża motoryzacyjna | Wielka Brytania | UE
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »