Niemiecka prasa o szczycie ws. cen żywności
Niemieckie gazety komentują wyniki berlińskiego szczytu kryzysowego ws. cen mięsa i innych artykułów spożywczych. Opinie w tej sprawie są podzielone.
Jak zauważa "Frankfurter Allgemeine Zeitung":
"Ustanowienie cen minimalnych byłoby niewłaściwym sposobem wsparcia dla rolników, którzy pozostali przy swoim zawodzie. Teraz nowa dyrektywa UE (która broniłaby rolników przed stosowaniem nieuczciwych praktyk handlowych i dumpingu cenowego, red.) ma ograniczyć wszechwładzę sieci dyskontowych. Ale jest też ktoś, kto potrafi to jeszcze lepiej, a mianowicie - konsument. Dopiero wtedy, gdy w sklepie wyraźnie powie, że od ceny ważniejsza jest dla niego jakość mięsa na talerzu i w chlewni, oferta na stoisku z mięsem i wędlinami się zmieni, a przez to zmianie ulegnie także zachowanie się klientów w supermarketach, sytuacja w rzeźniach i sposób postępowania hodowców bydła i trzody chlewnej oraz handlarzy mięsem. Kto wtedy za porcję mięsa na befsztyk zapłaci więcej niż za filiżankę kawy, ten powinien mieć na uwadze także to, że w ten sposób przyczynia się do zachowania bezpieczeństwa dostaw artykułów spożywczych i utrzymanie kultury żywienia w Niemczech".
"Frankfurter Rundschau" pisze:
"Minister rolnictwa i gospodarki żywnościowej Julia Kloeckner z CDU chce zagrozić koncernom handlowym sankcjami. Warto zauważyć, że grozi im ponownie i opowiada się za wprowadzeniem uregulowań opartych nie tylko na zasadzie dobrowolności. Z drugiej strony apeluje ona jednoznacznie do kanclerz Merkel o podjęcie stosownych działań i do poczucia odpowiedzialności szefów koncernów handlowych. Można to zrozumieć, bo chodzi jej o naszą żywność. Ale gdy politycy uciekają się do argumentów natury moralnej, dowodzi to przede wszystkim ich bezradności wobec wszechmocnych menedżerów. Poza tym nadzwyczaj trudno jest im udowodnić nadużycia i wprowadzić odpowiednie sankcje. W najlepszym razie można sobie wyobrazić, że Kloeckner i Merkel uda się nieco poprawić sytuację naszych rolników, ale zapewne tylko za cenę pewnych ustępstw na rzecz wielkich sieci handlowych. (...) W tej chwili wygląda na to, że najbardziej zależy im na tymczasowym uspokojeniu zarazem rozjuszonych i zaniepokojonych rolników".
Zdaniem "Aachener Zeitung" z Akwizgranu:
"Kanclerz Angela Merkel, jak najbardziej zresztą słusznie, mówi, że celem działań politycznych nie jest ustanowienie państwowych cen minimalnych na mięso i inne artykuły spożywcze. Życzy ona sobie wolnych stosunków i swobody działania wszystkich uczestników gry na rynku żywnościowym. Jeśli tak, to szczyt kryzysowy ws. cen mięsa w Berlinie się opłacił. Ale bądźmy poważni. Ta wczorajsza impreza, która jest następstwem szczytu agrarnego z grudnia ubiegłego roku, jest tylko pierwszym krokiem we właściwym kierunku. Rozmawianie ze sobą na pewno jest lepsze niż przekrzykiwanie się, a minister rolnictwa ma prawo mówić o koalicji komunikacyjnej, cokolwiek to znaczy. Co jednak to wszystko da nam, konsumentom? Zapewne tylko to, że za żywność będziemy musieli teraz płacić dużo więcej".
W opinii "Stuttgarter Zeitung":
"Gdy minister rolnictwa krytykuje bezwstydnie niskie ceny mięsa, zapomina wspomnieć o tym, że są one możliwe tylko za cenę warunków, w jakich utrzymuje się hodowlę bydła, trzody chlewnej i drobiu. W tej sprawie wciąż nie wprowadzono obowiązujących powszechnie standardów. Z drugiej strony nie pozwala się także konsumentom na wykorzystanie przez nich ich uprawnień wobec sieci dyskontowych. W supermarketach w dalszym ciągu jest o wiele za mało produktów, przy zakupie których nabywcy mogą mieć pewność, że ich producenci, a więc rolnicy, otrzymali za nie uczciwą cenę".
Dziennik "Westfaelische Nachrichten" z Muenster spogląda na to wszystko z innej perspektywy i dochodzi do następującego wniosku:
"Olej do silnika naszego samochodu powinien być jak najlepszy. Gdy udajemy się na urlop na Seszele, nie liczymy się z groszem. Ale gdy kupujemy coś w supermarkecie albo u rzeźnika, kierujemy się przede wszystkim niską ceną nabywanych artykułów. Szczyt kryzysowy ws. cen mięsa i innych artykułów żywnościowych był z pewnością imprezą udaną pod względem medialnym i nie zaszkodzi on karierze minister Kloeckner, ale nie ma on nic wspólnego z prawami, które rządzą rynkiem artykułów spożywczych i na pewno ich nie zmieni".
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze