Nieostrożna obrona neoliberalizmu
Ze względu na to, że neoliberalizm funkcjonujący w świadomości społecznej miał postać ideologii - a tak właśnie nazwał go Alan Greenspan, będący jednym z głównych propagatorów - nie może dziwić opór, jaki stawiają zwykli jej zwolennicy, gdy są przekonywani o bankructwie neoliberalizmu. Opór ten objawia się nawet wśród publicystów, którzy - w zdecydowanej większości - postanowili słusznie zaprzestać propagowania tej ideologii, chociaż jeszcze nie całkiem są gotowi do wyrażania krytycznych o niej opinii.
Zbyt gorliwym obrońcom zagraża jednak pokusa popadnięcia w przesadę, która może wywoływać rezultat odwrotny od zamierzeń. Pokusie takiej uległ jeden ze znanych redaktorów - Tomasz Wróblewski, w swym artykule "Wzrostu nie da się dodrukować" ("Rzeczpospolita", 03-04.12.2011). Do przywódców unijnych autor zaadresował siedem zasad, o których powinni pamiętać przed wprowadzaniem nowych rozwiązań.
Pierwsza dotyczy polityki podatkowej: "Cięcie podatków jest zawsze dobre. W każdych warunkach, pod dowolnym pretekstem, z dowolnego powodu i zawsze się da." Oczywiście, powszechnie znane było postulowanie obniżek podatku przez zwolenników neoliberalizmu. Według cytowanej zasady idzie jednak o coś poważniejszego. Gdy bowiem dokonamy cięcia podatku, to pozostanie pewien poziom opodatkowania, który musimy jednak uznać za gorszy od tego jaki uzyskamy po następnym jego obniżeniu. Jednakże i ten następny będzie gorszy od kolejnych poziomów, możliwych do uzyskania w wyniku cięć, które zawsze się da wykonać pod dowolnym pretekstem. Ten proces doprowadzi nas do najlepszego, czyli optymalnego poziomu podatku, którym musi się okazać poziom zerowy.
Zasada dotycząca wydatków socjalnych państwa występuje w dwu wersjach:
a) "Jeżeli 90 proc. ludzi zgadza się samoopodatkować, żeby pomóc 10 proc. biednych (...) - jest to głupie".
b) "Jeżeli 80 proc. zgadza się opodatkować 10 proc. najbogatszych, żeby pomóc 10 proc. najbiedniejszych (...) - jest to nieetyczne".
Poszukując najlepszego, czyli optymalnego, poziomu wydatków na rzecz biednych, który byłby niegłupi, a jednocześnie etyczny, dochodzimy do wniosku, że byłby to poziom zerowy. Powinno nas to niepokoić, gdyż Friedrich Hayek, współtwórca doktryny neoliberalizmu, wśród zadań interwencyjnych państwa, zamieścił wydatki na utrzymanie dla najuboższych.
Po tych zasadach nie może nas już dziwić, zalecana jako ostrzeżenie dla przywódców państw unijnych, reguła 4: "Jeżeli rząd będzie zarządzał Saharą, to za pięć lat na pustyni zabraknie piachu". Powiedzenie to było szeroko znane w zestawie politycznych dowcipów okresu komunizmu, co starsi ludzie z pewnością pamiętają.
W dowcipie tym ośmieszany był rząd nie dlatego, że w ogóle uprawiał politykę gospodarczą, lecz ze względu na to, iż cała gospodarka charakteryzowała się niedoborami towarów konsumpcyjnych. Można się domyślać, że niedobory były zaprogramowane na podstawie teoretycznej koncepcji Marksa, w której występuje gospodarka bezrynkowa. Gdyby bowiem istniał rynek, wytwarzałby on sygnały przyciągające inwestycje do gałęzi produkcji towarów konsumpcyjnych, eliminując niedobory. Były one jednak konieczne, aby mogły być rozwijane gałęzie przemysłu ciężkiego i zbrojeniowego w związku z planowanym podbojem wysoko rozwiniętych państw kapitalistycznych, w których robotnicy nie byli skłonni zrobić rewolucji.
Również okres pięcioletni w cytowanym powiedzeniu ma związek z pięcioletnim cyklem planowania w PRL-u. Charakterystyczne dla neoliberalizmu przenoszenie cech państwa komunistycznego na państwa demokratyczne ma wyraźny cel propagandowy. Jest to związane z zamiarem wyrabiania w społeczeństwie awersji do państwa w ogóle, jako instytucji wykonującej funkcje regulacyjne wobec rynków, czyli ograniczające samowolę, zwłaszcza banków i rynków finansowych, a więc sfery pośrednictwa, stanowiącego rodzaj działalności preferowany przez kosmopolitycznych potentatów finansowych. Autor cytowanego artykułu jest zapewne zbyt młody, aby znać dawne dowcipy polityczne i dlatego dał się zauroczyć prowokacyjnemu lamentowaniu o potencjalnie grożącym Saharze niebezpieczeństwie utraty całego piasku, i to w ciągu zaledwie pięciu lat.
Jeszcze jedna z cytowanych zasad ma pochodzenie z okresu komunistycznego, a mianowicie negatywna ocena nacjonalizacji oraz kolektywizmu, wyrażona słowami: "Tam gdzie właścicielem są wszyscy, tam nie ma właściciela". Pozostałe trzy zasady należą do grupy obiegowych sądów ekonomicznych, a mianowicie:
- "Nie ma transakcji, dopóki wszystkim stronom się to nie opłaca",
- "Nikt nie wydaje cudzych pieniędzy tak ostrożnie jak własnych",
- "Inflacja to opodatkowanie bez ustawy podatkowej".
Po dokładniejszym obejrzeniu całego zestawu cytowanych zasad można zauważyć, że potrzebna była znaczna doza odwagi, aby adresować je nie do zwykłych czytelników, którzy każdą propagandę w swej masie wchłoną, ale do szefów państw, raczej wysoko rozwiniętych. Odwaga ta nie wynikała z pełnienia przez cytowanego autora funkcji redaktora naczelnego jednej z czołowych polskich gazet, lecz z faktu, iż mógł on zaprezentować ten swoisty zestaw przykazań po zaopatrzeniu ich zapowiedzią, że jest to "siedem prawd Miltona Friedmana".
Aby wzmocnić rangę tych przykazań wspomniał, że pochodzą one od noblisty. Ci, którzy znają twórczość Friedmana, zwłaszcza jako monetarysty, wiedzą, że pozostawił on także wiele znacznie bardziej doniosłych, mniej kontrowersyjnych i mniej trywialnych wypowiedzi, które jednak uszły z pola widzenia autora artykułu. Na oddzielną uwagę zasługuje też rola wspomnianej nagrody Nobla.
Nagroda Nobla z ekonomii nie jest typową nagrodą z funduszy, z których pochodzą "Noble", lecz jest fundowana przez Szwedzki Bank Narodowy. Jest ona nazywana Nagrodą Banku Szwecji im. Alfreda Nobla w dziedzinie ekonomii. Jej nazwa oficjalna brzmi: Nagroda Banku Narodowego Szwecji w dziedzinie Nauk Ekonomicznych dla Uczczenia Pamięci Alfreda Nobla (The Sveriges Riksbank Prize in Economic Sciences in Memory of Alfred Nobel). Prestiż tej nagrody jest zwiększony w wyniku przyznawania jej przez Komitet Noblowski i wręczania przez Króla Szwecji. Dwaj pierwsi laureaci byli ekonometrykami i otrzymali ją w 1969 roku. Do 2011 roku włącznie nagrodę otrzymało 69 laureatów, co piąty pochodził z Uniwersytetu Chicago, uznawanego za główny ośrodek akademicki neoliberalizmu.
Nie ulega wątpliwości, że największa liczba nagród dla tego ośrodka przyczyniała się do umacniania jego pozycji określanej jako monopolistycznej w ekonomii akademickiej USA. Rozwijana w tym ośrodku doktryna neoliberalna miała jednocześnie charakter państwowej doktryny ekonomicznej, stanowiącej od początku lat 1980-tych podstawę polityki gospodarczej, a zwłaszcza pieniężnej USA. Można więc uznać za uzasadnione wyróżnianie nagrodą Nobla specjalistów przyczyniających się do rozwoju zastosowań koncepcji teoretycznych, nawet jeśli były one przekształcane z nauki w ideologię, a cieszyły się wielką popularnością, nie tylko w Ameryce, lecz na całym świecie.
Było więc rzeczą zrozumiałą, iż po Hayeku i Friedmanie na nagrodę Nobla zasłużył Robert Lucas za "hipotezę racjonalnych oczekiwań", stanowiącą uzupełnienie ich koncepcji. Już jednak w 2008 roku hipoteza ta, oparta na założeniu, że podmioty indywidualne podejmują decyzje racjonalnie, a rynki mają zawsze rację, wywoływała krytyczne opinie, co mogło być sygnałem dla Komitetu Noblowskiego, zachęcającym do zasięgnięcia opinii ekspertów spoza środowisk neoliberalnych. Rezultaty uwzględnienia tego sygnału jednak nie wystąpiły. Być może uznano, że krytyka była zbyt słaba.
Sytuacja zmieniła się jednak drastycznie w listopadzie 2010 r. The Economist opublikował bowiem druzgocącą opinię o hipotezie racjonalnych oczekiwań, zakończoną stwierdzeniem, że jest ona nie wadliwa lub nieprawidłowa, ale fałszywa. Jak więc można traktować przyznanie rok później (10 października 2011r.) nagrody imienia Alfreda Nobla przez Komitet Noblowski, współautorowi tej hipotezy, Christopherowi Simsowi. Oczywiście, byłoby można to tłumaczyć różnie, gdyby nie fakt, że to właśnie ta hipoteza stanowiła podstawę deformowania rynków finansowych na korzyść finansjery bankowej. Czy takiemu czynnikowi mógłby się oprzeć jakikolwiek komitet przyznający nagrodę z kasy bankierskiej? Prawdopodobnie mamy tu znów do czynienia z formą nieostrożnej obrony neoliberalizmu.
W 2010 r. na dorocznej konferencji w Davos, w której uczestniczą prominentni przedstawiciele świata polityki, biznesu i nauk ekonomicznych, po męczących naradach i dyskusjach wokół światowego kryzysu - przyjęto przez aklamację wytyczną w postaci hasła "wszyscy jesteśmy keynesistami", czyli zwolennikami paskudnego interwencjonizmu, ale oczywiście tylko w czasie kryzysu. Można się domyślać, że większość uczestników tej konferencji miała w głowach drugi człon tego hasła: "... a po kryzysie będziemy znów neoliberałami zmierzającymi w kierunku następnego...".
O aktualności tego hasła do końca kryzysu i później może świadczyć wypowiedź profesora Stanisława Gomułki w wywiadzie dla TVP Info 21 października 2011r., że to sam Milton Friedman przyznał, iż teoria Keynesa jest dobra w czasie kryzysu. Z całości wywiadu słuchacz mógł wywnioskować, co ma być po kryzysie - oczywiście to, co przed nim.
W publicystyce naukowej podejmowana jest próba określenia nowej postaci ekonomii pod względem teoretycznym, polegająca na uznaniu, że dyscyplina ta powinna mieć charakter ekonomii wielokierunkowej. Różnica w stosunku do dotychczasowego stanu ma polegać na tym, aby nie dopuszczać do długotrwałej dominacji jakiejś doktryny np. neoliberalnej lub keynesowskiej, lecz uwzględniać ich zmienność w zależności od warunków. Podejście to prowadzi do takich wniosków, jak i w poprzednich dwu przypadkach, tzn. keynesizm dobry, gdy sytuacja do tego zmusza, a gdy przestaje zmuszać, można znów polegać na wypróbowanej doktrynie Hayeka-Friedmana.
Mamy tu więc do czynienia z taktycznym przeczekaniem kryzysu w zasadzie bez systemowego neutralizowania lub eliminowanowania czynników kryzysogennych, których źródłem jest doktryna neoliberalna, rodząca wadliwy interwencjonizm i deformacje rynków. Dopóki jednak nie uleczy się nauk ekonomicznych z samozadowolenia neoliberalnego, dopóty trudno będzie oczekiwać samouleczenia się świata polityki i zwyrodniałych rynków.
Marian Guzek, autor jest profesorem ekonomii Uczelni Łazarskiego w Warszawie
Czytaj również: