Nierówności są coraz większym problemem rozwiniętego świata
Jeszcze jakiś czas temu zwracali na nie uwagę niszowi ekonomiści. I przestrzegali – tylko patrzeć jak społeczeństwa pękną. Dziś już 80 proc. ludzi żyjących w 32 najbardziej rozwiniętych krajach na świecie twierdzi, że nierówności są za duże. W Polsce uważa tak 83 proc. Kłopot z tym, że nie wiemy jak z tej pułapki się wydostać.
Międzynarodowa Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) zbadała jak wygląda postrzeganie nierówności dochodowych w należących do niej 32 państwach. Zdecydowana większość społeczeństw - średnio 80 proc. badanych - dostrzega nierówności i uważa, że są za duże. W miarę wzrostu nierówności w ciągu ostatnich trzech dekad to przekonanie nabrało na sile.
- Obecnie w większości krajów znaczna większość społeczeństwa uważa, że dysproporcje w dochodach są zbyt duże, a mobilność międzypokoleniowa jest niska - napisano w raporcie zatytułowanym "Does Inequality Matter?" ("Czy nierówności mają znaczenie?"). O co chodzi w "mobilności pokoleniowej"? O to, że dzieci z biednych rodzin mają coraz mniejsze szanse poprawić swój status społeczny. Czyli o nierówności szans.
Zacznijmy jednak od danych mówiących nam o tym, co myślą o nierównościach ludzie od Chile i USA po Nową Zelandię i Japonię. Za najbardziej jaskrawe nierówności postrzegane są w Portugalii. To kraj, gdzie 96 proc. obywateli uważa, iż różnice w dochodach są zbyt wysokie. W czołówce państw, gdzie społeczeństwa najsilniej odczuwają nierówności, znajdują się kraje Europy Środkowo-Wschodniej, co może świadczyć o ciemniejszych stronach transformacji.
Zaraz za Portugalią znajdują się Litwa (94 proc.), potem Węgry (93 proc.), Estonia (90 proc.), Łotwa (90 proc.) i Słowacja (89 proc.). Najmniej na nierówności wrażliwi są natomiast Duńczycy. Tam tylko 54 proc. ludzi twierdzi, że żyją w kraju, gdzie różnice dochodów są za duże. Za Danią jest Holandia (59 proc.) i - co może być zaskakujące - USA, gdzie na zbyt wysoką rozpiętość dochodów wskazuje 63 proc. obywateli.
Dlaczego może to być zaskakujące? Bo w USA nierówności mierzone współczynnikiem Giniego (ogłaszanym co roku przez OECD dla wszystkich krajów należących do Organizacji) należą do największych wśród rozwiniętych gospodarek. Okazuje się zatem, że postrzeganie nierówności nie musi być w różnych społeczeństwach podobne, choć co innego pokazują obiektywne dane. Ale jakie są te rzeczywiste dane?
Z tym także jest kłopot. Bo współczynnik Giniego liczony jest w krajach OECD na podstawie ankiet przeprowadzanych wśród gospodarstw domowych, a najbogatsi ludzie są nie za bardzo skłonni zwierzać się ankieterom ze swoich dochodów. To wzbudziło wątpliwości już wielu ekonomistów, którzy w kilku krajach (w tym m.in. w Wielkiej Brytanii i w Polsce) obliczyli współczynnik Giniego na podstawie zeznań podatkowych. I okazało się, że jest on dużo wyższy, a więc nierówności są znacznie większe niż pokazują to ankiety.
A jak nierówności postrzegają Polacy? Aż 83 proc. z nas twierdzi, że w naszym kraju są za duże. Dodajmy - dane dla Polski pochodzą z badań Eurobarometru z 2017 roku, a więc już z czasów rządów PiS, kiedy ludzie już dostawali 500+. Przekonanie o nierównościach w Polsce jest mniejsze niż w wielu innych państwach pokomunistycznych, ale większe niż przeciętnie w rozwiniętych gospodarkach, i niż np. w Czechach (78 proc.).
Co więcej - OECD prowadzi badania od 1987 roku i okazuje się, że od tego czasu bardzo mocno wzrosły obawy związane z różnicami w dochodach. O ile w latach 1989-93 proporcje pomiędzy zwolennikami poglądu "większe różnice w dochodach są zachętą do indywidualnego wysiłku", a przekonania "dochody powinny być bardziej wyrównane" były mniej więcej równe, i kształtowały się pół na pół, w latach po wielkim globalnym kryzysie finansowym wyraźnie wzrosła przewaga ludzi wyrażających pogląd, że dochody powinny być bardziej wyrównane. Nieco zmniejszyła się ona znowu w okresie 2017-2020.
Po wielkim kryzysie finansowym z lat 2007-9 przekonanie, że dochody powinny być bardziej wyrównane zdecydowanie przeważało w Chile, Słowenii i Austrii (ponad 70 proc. odpowiedzi), a następnie w Niemczech, Finlandii i Estonii. I właśnie Estonia jest przykładem kraju, gdzie poglądy społeczeństwa najbardziej zmieniły się w ciągu ćwierćwiecza. O ile na początku transformacji większe zróżnicowanie dochodów miało tam poparcie ok. 70 proc. ludzi, w badaniach z lat 2008-14 stopniało ono do poniżej 40 proc.
Podobna ewolucja nastąpiła w Polsce. Na początku transformacji zdecydowanie przeważał pogląd o potrzebie większego zróżnicowania dochodów, bo jest to zachętą do indywidualnego wysiłku. Badania World Value Survey oraz European Values Study zanotowały wtedy właśnie w Polsce (po Malcie i Estonii) największe poparcie dla takiego poglądu, na poziomie ok. 70 proc. W latach 2008-14 poparcie to stopniało o 20 punktów procentowych i w naszym społeczeństwie zarysowała się lekka przewaga opinii, że dochody powinny być bardziej wyrównane.
Skoro nierówności oceniamy jako złe, to co z tym zrobić? Tego już społeczeństwa nie za bardzo wiedzą - wynika z badań OECD.
"(...) pomimo tego, że większość ludzi jest zaniepokojona nierównością, mają bardzo różne przekonania na temat jej zakresu i tego, co z nią zrobić" - napisano w raporcie.
Dlaczego nie wiedzą? Dlatego, że ludzie nie za bardzo mają pojęcie o tym, jaki w ich kraju jest faktyczny rozkład dochodów. Poglądy na ten temat są bardzo od siebie odległe. Przeciętnie w krajach OECD jedna czwarta ludzi uważa, że ponad 70 proc. dochodów trafia do 10 proc. najbogatszych gospodarstw domowych, a jedna czwarta uważa, że 10 proc. najbogatszych przechwytuje mniej niż 30 proc. dochodów. W Chile i w USA, czyli w dwóch krajach OECD należących do grupy o największych nierównościach, poglądy o tym jaki udział dochodu zgarnia 10 proc. najbogatszych są najbardziej rozbieżne.
Generalnie panuje przekonanie, że "coś" z nierównościami powinno zrobić państwo. Ponad 7 na 10 obywateli państw OECD uważa, że ich rząd powinien zrobić więcej, aby zmniejszyć różnice w dochodach między bogatymi i biednymi. W jaki sposób? Poprzez podatki i transfery.
"Im bardziej ludzie obawiają się nierówności i dostrzegają niską mobilność społeczną, tym większe wyrażają zapotrzebowanie na redystrybucję" - stwierdza raport.
O tym, że obowiązkiem rządu jest zmniejszać różnice w dochodach w krajach OECD przekonanych jest 72 proc. badanych, w Unii - 79 proc., w Polsce - 81 proc. Najwięcej ludzi zgadza się z takim podejściem w Portugalii (95 proc.), na Łotwie, Cyprze, w Słowenii i we Włoszech, a najmniej w USA (33 proc.), a potem w Australii, Nowej Zelandii i Japonii. Wyniki te pokazują, że ludzie są bardziej zaniepokojeni rozwarstwieniem dochodów niż zgłaszają "popyt" na redystrybucję.
"Popyt na redystrybucję" to różnica pomiędzy odsetkiem zaniepokojonych nierównościami, a tych, którzy uważają, że sprawą nierówności powinien zająć się rząd. Co zaskakujące, "popyt na redystrybucję" jest największy w tak różnych krajach pod względem dochodów i ich podziału jak Finlandia, Grecja, Malta, Holandia i Cypr. Najmniejszy popyt jest w USA, gdzie różnica wynosi aż minus 30 punktów procentowych. Średnio w państwach OECD wynosi ona minus 8 pp, w Unii - minus 5 pp, a w Polsce minus 2 pp.
Badania OECD pokazują, że zaniepokojenie dysproporcjami w dochodach różni się znacznie w poszczególnych grupach społeczno-ekonomicznych. Wyniki są dość zgodne z intuicją - nierównościami w dochodach bardziej zaniepokojone są osoby starsze, kobiety, mieszkańcy wsi i ludzie gorzej sytuowani.
Ale z badań wynikają też wnioski dalekie od powierzchownych intuicji. Raport stwierdza, że w ciągu ostatnich trzech dekad wzrosło zróżnicowanie poglądów ludzi na nierówności, nawet wśród osób o podobnych cechach społeczno-ekonomicznych. To oznacza rosnącą polaryzację społeczeństw.
W większości krajów OECD zwiększa się też przepaść między tymi, którzy uważają, że nierówności są wysokie, a tymi, którzy uważają, że są niskie. Co więcej, im większe nierówności w danym kraju, tym bardziej podzielona jest opinia publiczna. Ta sytuacja może stanowić wielkie wyzwanie dla polityki zmniejszania nierówności i dla zrównoważonego rozwoju.
"Ożywienie po kryzysie COVID-19 wymaga polityk i reform, które eliminują nierówności i promują równe szanse. Jednak wdrożenie takich reform wymaga szerokiego poparcia opinii publicznej (...) podziały opinii publicznej mogą skomplikować wprowadzanie reform" - stwierdza raport.
Badania OECD zwracają uwagę, że dla skuteczności polityki w zmniejszaniu nierówności będzie się liczyć przede wszystkim przekonanie społeczeństw, iż jest ona skuteczna. Po drugie ważne będzie zrozumienie przez ludzi przyczyn nierówności.
Co do pierwszego, raport stwierdza, iż ludzie są mniej skłonni oczekiwać większej redystrybucji, jeśli uważają, że świadczenia są niewłaściwie kierunkowane, czyli nie trafiają do potrzebujących. Mniej popierają progresywne opodatkowanie, jeśli uważają, że wśród urzędników powszechna jest korupcja, w związku z czym pieniądze z podatków będą źle wykorzystane, a alokacja świadczeń publicznych będzie wypaczona.
Po drugie - "popyt" na bardziej progresywne opodatkowanie jest również niższy, gdy ludzie uważają, że bieda wynika z niedostatku osobistych wysiłków (np. z nieróbstwa, lenistwa), a nie z okoliczności, na które biedni nie mają wpływu.
I tak np. w 2018 roku w Polsce 25 proc. osób odpowiedziało, że ubóstwo wynika z braku własnych wysiłków ubogich, a nie np. z niesprawiedliwości lub pecha. To najwyższy odsetek wyrażających taki pogląd we wszystkich krajach OECD. Poparcie dla progresywnego opodatkowania wyraziło wówczas 54 proc. badanych. To - obok Danii i Estonii - najmniej ze wszystkich krajów. W tym samym badaniu w Niemczech odsetek skłonnych obarczać biednych winą za ich biedę wynosił zaledwie 4 proc. Poparcie dla bardziej progresywnego opodatkowania wyraziło natomiast 77 proc. Niemców.
Jacek Ramotowski