Nord Stream 2. Dlaczego ten gazociąg jest tak ważny dla Rosji?

Decyzja Niemiec o wstrzymaniu certyfikacji Nord Stream 2 nazywana jest przełomową. Zachód wprowadza sankcje, by powstrzymać Rosję od agresji. To wpływa na działania firm kooperujących z Nord Stream 2. Ze współpracy wycofują się kolejni ubezpieczyciele gazociągu. Dalszy los inwestycji, której wartość grubo przekroczyła zakładane pierwotnie 10 mld euro, stoi pod znakiem zapytania.

Kanclerz Niemiec Olaf Scholz poinformował we wtorek, że w związku z zaostrzającym się konfliktem rosyjsko-ukraińskim rząd Niemiec wstrzymuje do odwołania proces zatwierdzania rosyjsko-niemieckiego gazociągu Nord Stream 2. We wtorek wieczorem Biały Dom poinformował, że w konsultacji z Niemcami zdecydował, iż Nord Stream 2 nie zostanie uruchomiony.

 Prezydent Joe Biden ogłosił pierwsze sankcje nakładane przez USA na Rosję w związku z jej działaniami wobec Ukrainy, które są zagrożeniem dla europejskich firm zaangażowanych w budowę gazociągu. W ubiegłym miesiącu z ubezpieczania projektu wycofał się Zurich Insurance Group. Teraz decyzję o wycofaniu podjął Munich Re Syndicate, podmiot zależny niemieckiego Munich Re.

Gazociąg łączący Rosję i Niemcy jest pod względem technicznym gotowy do eksploatacji, przesył nie może jednak zostać uruchomiony bez koniecznych zezwoleń i certyfikacji. Federalna Agencji Sieci wstrzymała tymczasowo proces certyfikacji w listopadzie zeszłego roku, ale wówczas podyktowane to było koniecznością spełnienia przez inwestora konkretnych wymogów.

Reklama

Aby kontynuować procedurę, Nord Stream 2 miał utworzyć spółkę zależną w niemieckiej jurysdykcji, przenosząc do niej odpowiednie aktywa i personel. Niemiecki regulator poinformował, że po spełnieniu wymogów "powróci do badania w ciągu pozostałych czterech miesięcy".

Niemcy zaskoczyły wstrzymaniem Nord Stream 2

Tym razem jednak nie idzie już o prawne regulacje, a o próbę powstrzymania Rosji przed dalszą eskalacją napięcia na Ukrainie. Decyzja Niemiec wywołała pozytywne zaskoczenie w wielu kręgach, bo stanowisko Berlina wobec tej inwestycji było jak dotąd bardzo zachowawcze.

Brukselski think tank Eurointelligence ocenia, że wstrzymanie Nord Stream 2 to największy przełom w niemieckiej polityce zagranicznej od lat. Również szef NATO Jens Stoltenberg oświadczył, że z zadowoleniem przyjmuje sankcje gospodarcze ogłoszone przez wielu członków sojuszu i decyzję rządu niemieckiego o wstrzymaniu certyfikacji.

Tygodnik "Zeit" komentuje, że decyzja niemieckiego rządu to przesłanie dla Rosji, że Berlin nie da się szantażować. 

Przyznaje, że rezygnacja z rosyjskiego gazu może być bardzo trudna dla uzależnionej od niego Europy, trudno będzie wypełnić tak dużą lukę gazem skroplonym z USA. Tym bardziej trzeba w tej sytuacji postawić na przemodelowanie polityki energetycznej Unii w taki sposób, by opierała się na źródłach odnawialnych.

 Choć pojawiają się też w Niemczech mniej entuzjastyczne opinie. Portal RedaktionsNetzwerk Deutschland podkreśla, że oprócz rosyjskiego Gazprom w Nord Stream 2 zaangażowani są także inwestorzy zachodnioeuropejscy. Gdyby projekt zamknięto z powodu konfliktu na Ukrainie, byłoby wielu przegranych i niewielu zwycięzców - napisano.

W celu budowy i eksploatacji NS2 Gazprom założył w 2015 roku spółkę Nord Stream 2 AG z siedzibą w Szwajcarii. Pierwotnie w skład konsorcjum wchodziło pięć europejskich grup energetycznych: Engie (Francja), Shell (Wielka Brytania), OMV (Austria) oraz Wintershall DEA i Uniper (Niemcy). Jednak po tym, gdy Polska złożyła skargę do UE, firmy te wycofały się, pozostając w projekcie jako inwestorzy.

Łączny zakładany koszt projektu to ok. 10 mld euro, z czego połowę poniósł Gazprom (5 mld euro), a połowę pięć pozostałych firm (po 1 mld euro). Portal zaznacza, że w przypadku zamknięcia projektu Gazprom i pozostali interesariusze musieliby uznać swój wkład finansowy za nie do odzyskania.

Rosja grozi drożyzną

Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow mówił we wtorek, że ma nadzieję, iż wstrzymanie przez Niemcy oddania do użytku gazociągu Nord Stream 2 jest tylko tymczasowe. Wyraził rozczarowanie decyzją Berlina. Po raz kolejny podkreślił, że jest to projekt biznesowy, a nie polityczny, korzystny zarówno dla dostawców jak i odbiorców gazu.

Z kolei były premier Rosji Dmitrij Miedwiediew ostrzegł, że ceny gazu wkrótce mogą poszybować w górę. "Witamy w nowym świecie, w którym Europejczycy wkrótce zapłacą 2000 euro za tysiąc metrów sześciennych gazu!" - napisał Miedwiediew na Twitterze.

Opóźnienie w budowie Nord Stream 2 wyniosło prawie dwa lata, w międzyczasie pojawiały się liczne problemy. Szymon Kardaś z Ośrodka Studiów Wschodnich w rozmowach z Interią podkreślał, że ostateczny koszt inwestycji był wyższy niż zakładane początkowo 10 mld euro ze względu na problemy prawne (zmiany trasy gazociągu na wodach duńskich) i polityczne (sankcje USA) oraz ekonomiczne.

Gazociąg Nord Stream 2 tworzą dwie nitki biegnących dnem Bałtyku, o łącznej przepustowości ok. 55 mld m sześc. gazu rocznie. Łączy on Rosję z Niemcami. Inwestycję rozpoczęto we wrześniu 2018 r. Problemów było wiele na różnych etapach inwestycji: brak zgody UOKiK na powołanie konsorcjum finansującego budowę, problemy z uzyskaniem pozwoleń na budowę, wprowadzenie przez UE dyrektywy gazowej zmniejszającej opłacalność projektu, gigantyczna kara od UOKiK. Najmocniejszym uderzeniem były jednak sankcje nałożone przez USA na podmioty zaangażowane w realizacje inwestycji. To ze względu na nie w grudniu 2019 r., gdy ułożonych było ponad 80 proc. rur, budowę wstrzymano. Prace wznowiono w grudniu 2020 r.

Budowie gazociągu od początku sprzeciwiała się Polska, Ukraina, państwa bałtyckie i Stany Zjednoczone, które nałożyły sankcje na podmioty zaangażowane w tę inwestycję. Przeciwnicy projektu podkreślali, że zwiększy on zależność Europy od rosyjskiego gazu.

"Sankcje powinny być dotkliwsze"

Premier Mateusz Morawiecki podkreśla, że sankcje wobec Rosji powinny być dużo bardziej dotkliwe, by były w stanie powstrzymać dalszą agresję Moskwy.

 Prezes PiS Jarosław Kaczyński sugeruje, że sankcjami powinien też zostać objęty gazociąg Nord Stream 1, który działa od 2012 r. Podobnie jak NS2 łączy on Rosję z Niemcami i ma przepustowość 55 mld m sześc. rocznie. Ta inwestycja także budziła w przeszłości kontrowersje. Gazociąg omijający poszczególne kraje, przez które wcześniej tłoczono surowiec, oceniany był jako przedsięwzięcie polityczne.

Wśród obrońców idei gazociągu od początku był m.in. ówczesny kanclerz Niemiec Gerhard Schröder, który wkrótce po utracie stanowiska po wyborach z 2005 r. został szefem rady nadzorczej konsorcjum powołanego do budowy gazociągu. Wieloletni przyjaciel Władimira Putina jest obecnie szefem rady nadzorczej rosyjskiego Rosnieftu, zajmuje kierownicze stanowiska w Nord Stream i Nord Stream 2. Dodatkowo rosyjski koncern państwowy Gazprom poinformował niedawno, że Schröeder został kandydatem do rady nadzorczej spółki.

Nord Stream 2. Europa musi zmienić strategię

Stary Kontynent jest uzależniony od rosyjskiego gazu. Z tego kierunku pochodzi jedna trzecia zużywanego w Europie surowca.

Miniony rok był bardzo trudny dla europejskiego rynku gazu. Niskie temperatury, ożywienie gospodarcze po kryzysowym 2020 r., opustoszałe magazyny - wszystko to sprawiło, że zarówno w Europie jak i w Azji gwałtownie wzrosło zapotrzebowanie na gaz. Gazprom, który dostarcza surowiec do Europy, realizował w tym czasie wstrzemięźliwą politykę handlową. Wywiązywał się z umów długoterminowych, ale jednocześnie nie udostępniał dodatkowych wolumenów gazu na giełdzie, co zdusiło rynek. W efekcie ceny gazu poszybowały do góry. Pojawiały się komentarze, że Rosjanie chcieli w ten sposób "przekonać" Europę do szybkiego uruchomienia NS2.

Europa konkurowała z Azją o ładunki gazu skroplonego płynącego z USA i innych kierunków, jednak i w tym przypadku podaż jest ograniczona. Producenci gazu skroplonego z Kataru, USA i Australii realizują inwestycje, które mają zwiększyć ich moce, ale są one kosztowne i długotrwałe.

Polska sprowadza LNG poprzez terminal w Świnoujściu, który jest obecnie rozbudowywany (z 5 do 7,5 mld m sześc.). 

Trwa także budowa nowego gazociągu Baltic Pipe, łączącego złoża na Morzu Północnym z polskim systemem przesyłowym. Inwestycja umożliwi transport gazu z Norwegii na rynek duński i polski, a także dalej, do sąsiadujących z Polską krajów. Ma on być ukończony do końca tego roku. Jego przepustowość wyniesie 10 mld m sześc. Polska chce, by nowe połączenie zastąpiło Kontrakt Jamalski, który wygasa z końcem tego roku. Nie planuje podpisywać kolejnej umowy z Gazpromem.

Monika Borkowska

Zobacz również: 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »