Nowa świecka tradycja - strajk u prywatnego
Przebieg oraz zakończenie dużego strajku w sprywatyzowanej Stoczni Gdynia niewątpliwie stanowi nową jakość w polskiej gospodarce rynkowej. Postulaty stoczniowców miały charakter ekonomiczno-socjalny.
W nocy z niedzieli na poniedziałek skapitulowały topniejące z każdym dniem pododdziały związkowe w Stoczni Gdynia. Dzięki mediacji - ale tym razem nie gdańskiego prałata Henryka Jankowskiego, lecz gdyńskiej senator Ewy Serockiej z SLD - udało się osiągnąć kompromis. Prezes Janusz Szlanta okazał łaskę 122 pracownikom, którym groziła dyscyplinarka. Zagiął parol tylko na trzech organizatorów strajku, którzy od początku zdawali sobie sprawę z nielegalności całej akcji. Zaryzykowali, ponieważ według nich nie było czasu na zachowywanie żmudnej procedury, poprzedzającej strajk.
Wszystkie napięcia społeczne na Wybrzeżu po roku 1980 automatycznie porównywane są z tamtym, legendarnym Sierpniem. Należy być jak najdalej od ich lekceważenia - dość przypomnieć, jak to propaganda PZPR wyszydzała powtórkowe strajki z roku 1988, które zaowocowały Okrągłym Stołem i zmianą ustroju. Z drugiej strony trudno jednak uniknąć wrażenia, że powtarzalność formy prowadzi do karykatury treści. Zwłaszcza, jeśli rolę zewnętrznego eksperta wspomagającego stoczniowców odgrywa tym razem intelektualista Andrzej Lepper.
Przebieg oraz zakończenie dużego strajku w sprywatyzowanej Stoczni Gdynia niewątpliwie stanowi nową jakość w polskiej gospodarce rynkowej. Postulaty stoczniowców miały charakter ekonomiczno-socjalny. Nie przyjmują oni do wiadomości, iż powodem radykalnych cięć kosztów jest trudna sytuacja całego przemysłu stoczniowego. Inna sprawa, że mają pełne prawo nie rozumieć, dlaczego firmy nie stać na kawałek kiełbasy w zupie regeneracyjnej, skoro jej portfel zamówień wypełniony jest na kilka lat. Ekonomiczny bezsens strajku nie oznacza, iż niektórymi postulatami nie powinna zainteresować się Państwowa Inspekcja Pracy.
Strajk u prywatnego jest "nową świecką tradycją" nie tylko dla stoczniowców, lecz dla całej opinii społecznej, która również nie bardzo chce przyjąć do wiadomości funkcjonowanie nieubłaganych mechanizmów rynkowych. Dość powiedzieć, że według badań bardzo szybko przeprowadzonych przez IBOiR Pentor, więcej niż połowa respondentów uważa, iż prezes Szlanta powinien jednak ustąpić strajkującym stoczniowcom i zapewnić tę symboliczną (czyżby nostalgia za gospodarką planową?) wkładkę regeneracyjną. Natomiast aż dwie trzecie jest zdania, że rząd powinien wspomóc Stocznię Gdynia finansowo.
Jedną z głównych przyczyn wywołania nowatorskiego strajku była oczywiście rywalizacja między poszczególnymi związkami zawodowymi. Akurat w Stoczni Gdynia nie ma ich kilkunastu - jak powiedzmy w Polskich Kolejach Państwowych - ale wystarczą trzy. To bardzo charakterystyczne, że nie zastrajkowała ani najliczniejsza organizacja NSZZ Solidarność, ani zrzeszona w OPZZ struktura WZZ Pracowników Gospodarki Morskiej - lecz najpóźniej powstały (dopiero cztery lata temu) i obecnie najaktywniejszy ZZ Pracowników Stoczni Gdynia Stoczniowiec. Czy jednak wiekowa niedojrzałość musi wiązać się z nieroztropnością?
Nie ma wątpliwości, że egzamin dojrzałości liderzy Stoczniowca oblali. Ponieważ raczej nie zagrzeją miejsca w stoczni - ich następcy chyba zastanowią się dwa razy. I to nie tylko w Stoczni Gdynia.