NPS: Szybki internet jest jak woda i prąd
Szybki internet jest jak woda i prąd; jeśli mamy uruchomić sieć szybkiego internetu mobilnego, operatorzy telekomunikacyjni powinni współpracować zarówno w trakcie, jak i po zakończeniu aukcji LTE - zapowiedziała PAP prezes UKE Magdalena Gaj.
PAP: Pani prezes, ile może jeszcze potrwać aukcja częstotliwości?
M.G.: Za wcześnie o tym mówić. Robimy mniej więcej pięć rund dziennie, to zależy od tego jak szybko operatorzy podejmują decyzje. Przed operatorami dużo pracy, a zbliża się lato i jesień - doskonałe warunki do prowadzenia inwestycji. Czas trwania aukcji to ich decyzja. Urząd jest przygotowany na wszystko.
PAP: Jakby Pani określiła tempo licytacji?
M.G.: To są już bardzo duże pieniądze, ale biorąc pod uwagę, że państwo udziela licencji na 15 lat, ceny nie są szokujące. Przy obecnych cenach wychodzi to ok. 1,14 PLN (0,28 euro) za 1 MHz w paśmie 800 i analogicznie 0,08 PLN w paśmie 2600 na jednego mieszkańca Polski.
PAP: Szacowała Pani, że ceny mogą sięgnąć między 1,8 a 3 mld zł. Łączna wartość deklarowanych przez operatorów kwot za częstotliwości przekroczyła już 2,5 mld zł. Wychodzi na to, że operatorzy przebiją te oczekiwania.
M.G.: Oczekiwania finansowe państwa wobec aukcji zostały zapisane w ustawie budżetowej w wysokości 1,8 mld zł i zostały już przekroczone. Pamiętajmy, że bardziej istotny jest proces inwestycyjny. Teraz szybki internet jest jak woda i prąd. To pas transmisyjny dla wszystkich sektorów gospodarki. Moim celem, jako regulatora, jest wypełnienie internetem mobilnym tych wszystkich białych plam na mapie polskiego internetu.
PAP: A czy dokumentacja aukcyjna zapewnia ich pokrycie? Niedawno powiedziała Pani, że na prośbę operatorów wymagania dotyczące rozmieszczenia masztów zostały zmienione na mniej rygorystyczne - co 7 km.
M.G.: Początkowo planowaliśmy zapis o ich rozmieszczeniu co 5 km. Standard to między 3 a 7 km, więc mieścimy się w tym zakresie. Wydaje mi się, że wymagania i tak są bardzo rygorystyczne.
Zbadaliśmy wszystkie gminy w Polsce. Za białą plamę uznaliśmy każdą gminę, na terytorium której na mniej niż 80 proc. nie było dostępu do transmisji danych. To były szacunki wykonane na podstawie danych z 2013 r., dlatego ostateczny wykaz białych plam znajdzie się w załączniku do decyzji rezerwacyjnej. Na obszarach białych palm, według naszych szacunków, mieszka ok. 9 mln Polaków.
PAP: Najistotniejsze jednak wydaje się efektywne wykorzystanie widma. Wielu ekspertów twierdzi, że najbardziej wydajne są pasma ciągłe.
M.G.: Pełna zgoda. Aby mówić o prawdziwej efektywności i aby w pełni wykorzystać ich potencjał, powinny to być bloki ciągłe. To jest zadanie regulatora, ponieważ operatorzy nie wiedzą, które zakresy konkretnie licytują, licytują po prostu 5 lub 10 MHz. To regulator decyduje, które bloki przyzna danemu operatorowi. Pozwala to na maksymalne wykorzystanie możliwości pasma, tak aby ci, którzy kupią dwa bloki częstotliwości mieli je w paśmie ciągłym.
PAP: Czy podziela Pani zdanie, że wypełnienie minimalnych wymagań EAC (internet o prędkości minimum 30 MB/s do każdego a 100 MB/s do połowy gospodarstw domowych do 2020 r. - PAP) wymaga stworzenia jednej lub dwóch sieci po 15 MHz? Aukcja wpisuje się w cały program internetyzacji państwa (Narodowy Plan Szerokopasmowy - NPS). Czy te wymagania, wpisane w dokumentację konkursową, wystarczą do ich wypełnienia?
M.G.: Nie wpisaliśmy do dokumentacji aukcyjnej wymagań co do szybkości oferowanego w przyszłości internetu. Żeby zrealizować cele EAC i NPS musi zostać zastosowany mix technologiczny - sieci światłowodowych i radiowych.
Uważam, że współpraca i wspólne wykorzystywanie częstotliwości jest bardzo efektywne zarówno z punktu zagospodarowania częstotliwości, ale też dostarczenia najlepszej jakości usług końcowym odbiorcom. Jeżeli kilku operatorów będzie współpracować, możliwość dostarczenia internetu o prędkości nie 30, ale 70, 100 czy 150 MB/s wzrasta. Im szersze pasmo, tym większe prędkości można osiągnąć.
Jest duża dyskusja na temat budowy jednej sieci 30 MHz, dwóch po 15 MHz itd. Ale operatorom nikt nie zabroni budowania czterech oddzielnych sieci. Natomiast to właśnie kierunek transparentnej i konkurencyjnej współpracy, czyli model dwóch sieci jest najbardziej oczekiwany i efektywny, o czym mówię nieprzerwanie od grudnia 2013r.
Jedna sieć jest utopią, wątpliwa konkurencyjnie i nie jest w mojej ocenie możliwe, żeby tylu konkurujących przedsiębiorców wspólnie dokonywało decyzji strategicznych. Ale myślę, że model dwóch sieci jest możliwy i efektywny kosztowo dla przedsiębiorców, bo to wymaga zainwestowania ogromnych pieniędzy.
PAP: A co jeśli przedsiębiorcy zechcą współpracować na więcej niż 15 MHz?
M.G.: Możemy sobie wyobrazić sytuację, w której dwaj przedsiębiorcy kupią po 10 MHz i zechcą wspólnie zbudować sieć 20 MHz. Zgodnie z dokumentacją aukcyjną i późniejszą decyzją rezerwacyjną, mogą współpracować tylko na 15 MHz. Niewykonywanie tych zobowiązań skutkuje cofnięciem decyzji rezerwacyjnej. Z drugiej strony wykorzystywanie przy współpracy 15 MHz, a osobno 5 MHz nie ma uzasadnienia, jest nieefektywne i może być odebrane przez regulatora jako chęć gromadzenia prawa do częstotliwości, którą należy ocenić negatywnie w świetle możliwości współpracy jedynie na 15 MHz.
PAP: I co wówczas? Co prezes UKE może, jakie ma uprawnienia nadzorcze związane z współużytkowaniem częstotliwości?
M.G: Tak jak wcześniej powiedziałam, po pierwsze to niewywiązanie się ze zobowiązań aukcyjnych. Pamiętajmy także o art. 122 ze znaczkiem 1 prawa telekomunikacyjnego, który daje regulatorowi prawo ograniczania, czy modelowania współpracy związanej z współużytkowaniem częstotliwości. Przepisy dyrektywy o zezwoleniach, które są implementowane w tym artykule idą nawet dalej, dając regulatorowi uprawnienia nawet wydania nakazu sprzedaży lub dzierżawy częstotliwości. Niewykluczone, że w Polsce taka szersza implementacja dyrektywy może nastąpić, a wówczas nie wykluczam wydania nawet tak daleko idących decyzji.
Po drugie może reagować poprzez obowiązki regulacyjne. Kiedy jeden z operatorów skupi zbyt dużo widma, nie tylko 800 MHz, ale innych częstotliwości przeznaczonych pod szybki internet. Takiego operatora nazywamy operatorem o znaczącej pozycji regulacyjnej i nakładamy na niego różne obowiązki, np. udostępniania swojej sieci innym operatorom, przedkładania oferty ramowej, obowiązek stosowania rachunkowości regulacyjnej. Jest to pełne spektrum narzędzi, którymi mogę reagować na niepożądane zachowania. Do tego potrzeba jednak określenia rynku właściwego, o którym już kilkakrotnie mówiłam.
PAP: Czyli możemy być spokojni, że widmo zostanie wykorzystane efektywnie?
M.G.: Myślę że możemy być spokojni, bo zarówno zapisy dokumentacji i narzędzia regulacyjne, z cofnięciem decyzji rezerwacyjnej włącznie, są wystarczające i dotkliwe. Efektywna gospodarka dobrem rzadkim to mój główny cel. Jeżeli regulator cofa rezerwację to nie oddaje pieniędzy. A nie sądzę, żeby telekomy były instytucjami charytatywnymi. Zawsze też ustawodawca może uzbroić regulatora w dodatkowe narzędzia, które wspominałam.
PAP: Przed aukcją pojawiało się wiele pomysłów na rozdysponowanie częstotliwości. Np. Rada Ds. Cyfryzacji przy ministerstwie administracji i cyfryzacji rekomendowała licytowanie od razu bloków 15 MHz, aby na jednym takim bloku od razu można było stawiać sieć.
M.G. Po pierwsze jest to nie możliwe - mamy tylko 25 MHz w licytacji. Faktycznie w sumie było ich 30 MHz, ale 5 MHz zostało przyznane Sferii poza procesem aukcyjnym.
Ale załóżmy na chwilę, że tworzymy te większe bloki. Oznacza to, ze kupiło by je tylko dwóch operatorów, a na rynku telekomunikacyjnym mamy ich czterech. Z założenia dyskryminowalibyśmy pozostałych dwóch, a współpracę na blokach 15 MHz można osiągnąć regulacjami w dokumentacji aukcyjnej i po aukcyjnymi.
PAP: Minister administracji i cyfryzacji też martwił się, żeby operatorzy się nie przelicytowali, bo czekają na nich duże inwestycje. Macie już może jakieś szacunki, ile i kiedy operatorzy będą musieli zainwestować?
M.G. Celem do osiągnięcia jest realizacja Narodowego Planu Szerokopasmowego, po to sprzedajemy te częstotliwości, a nie dla samej czynności ich sprzedaży. W dokumentacji jest kilka progów. Pierwszy to 24 miesiące po uzyskaniu decyzji rezerwacyjnej i tutaj będą miały miejsce najbardziej pilne inwestycje, kolejne to 36 i 48 miesięcy.
Największe inwestycje będą poniesione w tym pierwszym etapie, który powinien potrwać maksymalnie dwa lata. Przedsiębiorcy wydając duże pieniądze na częstotliwości chcą, żeby jak najszybciej zaczęły na siebie pracować i się zwracać. Te terminy są dłuższe z uwagi na bezpieczeństwo procesu inwestycyjnego. Musimy wziąć poprawkę na czas zdobywania pozwoleń na budowę masztów, protesty społeczności lokalnych itp.
Jeśli chodzi o kwoty, budowa jednej sieci to koszt między 1,5 mld a 3 mld zł. Jeśli w miarę szybko skończymy aukcję, to myślę że pierwsze jej efekty inwestycyjne zobaczymy na przełomie 2015 i 2016r.
PAP: A na czym będą polegać te inwestycje? Pytam, ponieważ wielu operatorów już ma maszty.
M.G.: Mogą one polegać na budowie dodatkowych masztów lub dołączaniu do istniejących dodatkowych nadajników. Są też obszary, gdzie tych masztów nie ma za wiele. Największym kosztem na pewno będzie zakup technologii.
PAP: Podsumowując, czy dokumentacja zapewnia wypełnienie tych zobowiązań?
M.G.: To zależy od tego jak przedsiębiorcy wybudują maszty i jak będą ze sobą współpracować. Jeśli powstaną dwie sieci po 15 MHz to na pewno przyczyni się to do wypełnienia tych zobowiązań. Ważniejsze są sieci, a wątek liczenia kilometrów między masztami jest poboczny i nie ma sensu się nim dłużej zajmować.
PAP: Czyli będzie tak, jak niedawno deklarowała premier Ewa Kopacz, że internet trafi pod każdą strzechę?
M.G.: To cel, który przyświeca mojej pracy od kilku lat.