Obawy o recesję, ograniczenie wydobycia w Rosji i odbicie w Chinach. Co dalej z cenami ropy?

W tym miesiącu notowania ropy naftowej gwałtownie spadły, a dalsza przecena nie jest wykluczona. Światowym rynkiem ”czarnego złota” rządzi obawa, że pogłębi się globalny kryzys bankowy, a potem nadejdzie recesja. Obniżek cen ropy na giełdach nie odczuwają specjalnie zmotoryzowani Polacy zaopatrujący się na krajowych stacjach benzynowych.

  • Na początku marca baryłka ropy brent kosztowała 87 dolarów (386 zł). Teraz płaci się za nią około 76 dolarów (330 zł). Gdy po raz ostatni cena baryłki w złotych była tak niska jak dziś, to na naszych stacjach paliw litr benzyny kosztował około 5,75 zł, a teraz jest o złotówkę droższy
  • Inwestorów na rynku ropy naftowej nieco uspokoiło "gołębie" podniesienie przez Fed przedziału stopy funduszy federalnych o 25 punktów bazowych
  • Analitycy WealthSeed prognozują, że do wielkiej zmiany cenowej na rynku ropy dojdzie dopiero w 2024 roku i w latach następnych. Wtedy cena baryłki mogłaby wspiąć się na nowe historyczne szczyty powyżej 150 dolarów

Reklama

Cena baryłki brent 7 marca (czyli przed początkiem kryzysu bankowego) wynosiła 87 dolarów, by dwa tygodnie później spaść do 70 dolarów. W tym samym czasie ropa WTI potaniała z 81 do 64,5 dolara. Dziś ceny są wyższe - za brent płaci się 76 dolarów, a za WTI - 70 dolarów.

Ropa próbuje odrobić część strat z ostatnich dni po tym, jak Credit Suisse został przejęty przez bank UBS i otrzymał od szwajcarskich regulatorów finansowe koło ratunkowe. Światowy kryzys bankowy wydaje się ustępować. Amerykańska Rezerwa Federalna i Europejski Bank Centralny zobowiązały się do zwiększenia płynności rynku i wsparcia innych banków. W dodatku, w Stanach Zjednoczonych politycy debatują nad wzmocnieniem pozycji klientów banków. Bardzo możliwe, że wprowadzona zostanie czasowa ochrony wszystkich depozytów, niezależnie od ich wysokości.

Po decyzji Fed

Na rynku surowców czekano też na środową decyzję Federalny Komitet Otwartego Rynku (FOMC) w sprawie stóp procentowych. Utrzymywanie przez Fed ostrego kursu w polityce monetarnej byłoby traktowane jak zwiastun nadciągającej recesji, tym bardziej, że mogłoby pogorszyć sytuację banków komercyjnych.

FOMC zdecydował się na "gołębie" podniesienie przedziału stopy funduszy federalnych o 25 punktów bazowych do poziomu 4,75-5,00 proc. W ten sposób stopy procentowe w USA osiągnęły najwyższą wartość od września 2007 roku. Posunięcie FOMC było zgodne z prognozami większości analityków, choć nie brakowało spekulacji, że Fed zrezygnuje z podwyżki w związku z kryzysem branży finansowej.

Inwestorów w dużym stopniu uspokoił najnowszy komunikat FOMC: "Komitet oczekuje, że pewne dodatkowe zacieśnienie polityki monetarnej może być właściwe, aby osiągnąć poziom restrykcyjności polityki wystarczający do powrotu inflacji do 2 proc.". W tych słowach można doszukiwać się sugestii, że Fed niekoniecznie podniesie stopy na kolejnym posiedzeniu. Tymczasem jeszcze niedawno rynki spodziewały się, że w maju dojdzie do następnej podwyżki o 25 punktów bazowych.

Ceny ropy a sprawa polska

Na początku marca baryłka ropy brent kosztowała 87 dolarów (386 zł). Teraz płaci się za nią około 76 dolarów (330 zł). Gdy po raz ostatni cena baryłki w złotych była tak niska jak dziś, to na naszych stacjach paliw litr benzyny kosztował około 5,75 zł, a teraz jest o złotówkę droższy.

Na rynkach światowych ropa jest teraz dużo tańsza niż w przededniu rosyjskiej inwazji na Ukrainę, do której doszło 24 lutego 2002 roku. PKN Orlen tłumaczy, że ceny paliw na jego stacjach benzynowych nie wynikają jedynie z globalnych notowań surowca. Składają się na nie także koszty transportu, energii, czy biokomponentów.

Ekonomiści przypominają jednak, że na firmę Daniela Obajtka przypada w tej chwili ponad 90 proc. hurtowego handlu paliwami, a po fuzji Orlenu z Lotosem branża w zasadzie przestała działać w warunkach konkurencji rynkowej. W tej sytuacji największą nadzieją dla kupujących w Polsce benzynę jest rynek walutowy i rachuby, że złoty pozostanie w miarę mocny wobec dolara amerykańskiego.

Prognozy dla cen ropy

Scenariusza globalnej recesji i związanego z nią dalszego spadku cen ropy nie wyklucza Jarosław Jamka z WealthSeed. "W każdej recesji popyt na ropę naftową ma prawo spaść, co znajduje automatyczne odzwierciedlenie w jej notowaniach. Dla przykładu, globalny popyt na ropę zmalał w 2020 roku, czyli w czasie pandemii, o około 20 milionów baryłek dziennie (o 20 proc.), ale z oczywistych względów nie był to standardowy cykl. W latach 2008-09 globalny popyt spadł o około 5 milionów baryłek dziennie (o 5,6 proc.), a podczas recesji w latach 2001-02 o około 3 miliony baryłek (o 3,4 proc.). W okresie recesji cena ropy bez większego problemu może spaść nawet o 50 proc. i więcej" - czytamy w opracowaniu analityka WealthSeed.

Taki spadek popytu zazwyczaj znajdzie odzwierciedlenie w spadku podaży. Dzieje się to po części w formie naturalnej, czyli poprzez stopniową rezygnację z produkcji o najwyższym koszcie wytworzenia. Jednak w największym stopniu dostosowanie podaży następuje poprzez zmniejszenie produkcji przez kraje OPEC.

Zdaniem Jarosława Jamki, jeżeli spadki ceny baryłki WTI z pułapu ponad 120 dolarów zaliczymy do korekty związanej z obecnym dokończeniem cyklu gospodarczego, to dalszy ewentualny regres mógłby zatrzymać się na poziomie między 50 a 60 dolarów.

Chiny wkraczają do gry

Jednak wielu analityków rynkowych pozostaje byczo (prowzrostowo) nastawionych do cen ropy z powodu przewidywanego wzrostu popytu ze strony Chin, które odchodzą ostatnio od ekonomicznych ograniczeń związanych z Covidem. Prognozy tych ekspertów dotyczące cen ropy brent w drugiej połowie 2023 roku wahają się od 80 do nawet 140 dolarów za baryłkę. Ten szeroki zakres odzwierciedla niepewność na rynku, ponieważ gospodarka światowa nadal zmaga się ze skutkami pandemii i napięciami geopolitycznymi.

Zdaniem Jarosława Jamki z WealthSeed, w przypadku otwierania się gospodarki chińskiej powinniśmy w drugim kwartale tego roku zobaczyć większy popyt na ropę z tego kraju, a także generalnie z krajów Azji. W dodatku, wzrost zapotrzebowania na surowiec ze strony Państwa Środka będzie mniej więcej taki, jak spadek eksportu ropy rosyjskiej, wynikający głównie z sankcji nałożonych na Moskwę.

Na razie jednak Rosjanie radzą sobie z sankcjami umiejętnie je omijając. Nie brakuje chętnych na ich ropę po niższych cenach. Przykładowo Indie, które przed wojną praktycznie w ogóle nie importowały rosyjskiego surowca, teraz kupują ponad 1,5 miliona baryłek dziennie.

Trzeba też pamiętać, że Moskwa jakiś czas temu zadeklarowała zmniejszenie produkcji o 500 tysięcy baryłek ropy dziennie, gdyż "wzięła pod uwagę obecną sytuację na świecie." W ostatnich dniach Rosja podjęła decyzję o utrzymaniu zmniejszonego wydobycia do czerwca. To posunięcie będzie wsparciem dla cen surowca, ponieważ ograniczona produkcja może pomóc w utrzymaniu równowagi między podażą a popytem.

Co zrobi OPEC+?

Całkowicie nowym elementem sytuacji na rynku ropy są doniesienia z USA o stanie rezerw. Amerykański Departament Energii poinformował właśnie o tygodniowym wzroście zapasów ropy o 1,12 miliona baryłek. Ta zwyżka jest zaskakująca, bowiem oczekiwano spadku o 1,4 miliona baryłek. W tej sytuacji pojawia się pole do spekulacji dotyczących dalszych działań poszerzonego (m.in. o Rosję) kartelu OPEC+.

Gdyby bowiem notowania ropy naftowej spadły mocniej, to dla OPEC+ może być to impuls do obniżenia limitów produkcji. Na razie jednak taki scenariusz jest mało prawdopodobny. Przedstawiciele poszerzonego kartelu, którzy mają spotkać się na początku kwietnia, sugerują, że podtrzymają obecnie obowiązującą decyzję o cięciu produkcji o 2 miliony baryłek dziennie. Ten limit ma być stosowany do końca 2023 roku.

Drożej będzie w 2024 roku

Zdaniem Jarosława Jamki z WealthSeed , kolejnym czynnikiem, który może powstrzymywać spadki cen ropy jest odroczony popyt związany z nieuniknioną odbudową amerykańskich zapasów strategicznych. Administracja USA w celu przeciwdziałania wzrostom cen ropy wyprzedawała strategiczne rezerwy od września 2021 roku do styczniu 2023 roku. Od lipca 2020 roku do grudnia 2022 roku zapasy spadły o 540 milionów baryłek.

Niski poziom zapasów oznacza większy popyt na ropę w następnych miesiącach, o ile tylko administracja amerykańska zdecyduje się na odbudowę rezerw strategicznych. Aby zapasy strategiczne mogły wrócić do maksymalnego historycznego poziomu (ponad 720 milionów baryłek) potrzebny jest popyt rzędu miliona baryłek dziennie przez cały rok.

Jarosław Jamka uważa jednak, że do wielkiej zmiany cenowej na rynku "czarnego złota" dojdzie dopiero w 2024 roku i w latach następnych. Wtedy cena baryłki ropy mogłaby wspiąć się na nowe historyczne szczyty powyżej 150 dolarów. Do tego potrzebne jest poważne globalne ożywienie gospodarcze. Mocno rosnący popyt na ropę naftową zderzy się wówczas z bardzo ograniczoną podażą wynikającą z niedoinwestowania całej branży.

Jacek Brzeski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: ropa naftowa | Fed | stopy procentowe | ceny paliw
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »