Obniżanie cen energii nie pomoże. Wyjście jest inne
Ponad 80 mld euro wydadzą tylko cztery największe państwa UE, aby chronić obywateli przed rosnącymi cenami energii. To działania niezbędne z socjalnego i politycznego punktu widzenia. Jednak część z tych mechanizmów, także zastosowanych w Polsce, to dolewanie oliwy do ognia. Warto spojrzeć na efekty działań podjętych w czasie poprzedniego kryzysu energetycznego.
Z tak poważnym kryzysem energetycznym Europa nie mierzyła się od kryzysu naftowego sprzed pół wieku. Odcięcie wówczas części Zachodu od dostaw ropy naftowej przez państwa arabskie i trzykrotny wzrost jej cen na rynkach, a w konsekwencji także wzrost cen węgla i gazu, doprowadził do limitowania zużycia paliw silnikowych, energii elektrycznej a nawet olejów opałowych. Zaostrzono ograniczenia prędkości na drogach, a za złamanie, wprowadzonego w Holandii, zakazu prowadzenia prywatnych samochodów benzynowych w "niedziele bez samochodów" groziło nawet do sześciu lat pozbawienia wolności.
Wzrost cen paliw doprowadził do wysokiej inflacji i problemów z zaopatrzeniem w wiele różnych produktów - od podzespołów niezbędnych do produkcji samochodów po papier toaletowy. To napędzało inflację i ograniczało konsumpcję, a efektem była stagflacja (równoczesna wysoka inflacja i stagnacja gospodarcza). Kryzys paliwowy zamienił się w kryzys gospodarczy.
W odpowiedzi Europa, USA, Japonia i wiele innych państw wzięło na cel inwestycje w poprawę efektywności energetycznej, zmniejszenie paliwożerności samochodów, w Danii i Holandii zaczęto rozwijać infrastrukturę rowerową, we Francji, Belgii, Holandii, Niemczech, USA, Japonii i wielu innych państwach postawiono na energetykę atomową i prace badawczo-rozwojowe nad energetyką wiatrową, słoneczną, innymi źródłami odnawialnymi i pompami ciepła.
Na tych zmianach zyskały kraje i marki, które wpisały się w tę globalną transformację, jak japońska Toyota i Honda, oferujące małe oszczędne samochody, z których produkcje nie radzili sobie amerykańscy giganci, czy duńskie firmy takie jak Vestas, który zaczął rozwijać turbiny wiatrowe i Danfoss, który skupił się wówczas na pompach ciepła.
Z podobnym kryzysem mamy do czynienia obecnie. I chociaż jego geneza jest inna, to efekty gospodarcze są już bardzo zbliżone. Warto więc wyciągnąć wnioski z lekcji sprzed 50 lat.
Jak kończy się pompowanie konsumpcji i pieniędzy? Jak ograniczyć galopującą inflację i poprawić nastroje społeczne? Czy efektem kryzysu mógłby być nowy Plan Messmera? O tym w dalszej części artykułu na portalu WysokieNapiecie.pl