Od 1 lutego rusza tarcza antyinflacyjna. Rząd ścina szczyt inflacji

Średnia inflacja w Polsce w 2022 r. pozostanie wysoka i wyniesie ok. 7-8 proc. - wynika z prognoz ekonomistów. Tym samym będzie ona nie tylko znacząco wyżej niż cel inflacyjny NBP (2,5 proc. +/- 1 pkt proc.), ale też średnioroczny odczyt z 2021 r., który sięgnął 5,1 proc. W warunkach rosnącej dynamiki cen, Rada Polityki Pieniężnej rozpoczęła pod koniec zeszłego roku cykl podnoszenia stóp proc., a rząd włączył się w "proces obniżania inflacji" proponując tzw. tarcze antyinflacyjne.

Tak jak działania RPP powinny obniżyć inflację w średnim terminie, tj. na koniec 2023 r./początek 2024 r., to rządowe tarcze mają na celu pomóc Polakom złapać oddech w środowisku ogólnego wzrostu cen w gospodarce już dzisiaj. W efekcie w okresie ich oddziaływania nie powinniśmy zobaczyć dwucyfrowych odczytów inflacji.

Bezpośrednie działanie tarcz to obniżenie cen głównie poprzez ograniczenie wysokości podatków. Prezydent podpisał już odpowiednie ustawy, co oznacza, że od 1 lutego do 31 lipca stawka VAT na żywność, gaz ziemny i nawozy zostanie obniżona do zera. Do 5 proc. spadnie VAT na prąd i ciepło oraz wydłużony zostanie okres obowiązywania preferencji, które wprowadziła tarcza antyinflacyjna 1.0. Do 8 proc. zmniejszono VAT na paliwa.

Reklama

Wprawdzie datą graniczną jest koniec lipca, ale niewykluczone, że rozwiązania z tarcz zostaną wydłużone, o czym chętnie też wypowiadali się przedstawiciele rządu. Czas ich trwania jest kluczowy dla prognozowania przyszłej inflacji.

Rządowe tarcze antyinflacyjne mają spełnić dwa cele. Po pierwsze przełożyć się na oczekiwania inflacyjne Polaków. Mechanizm jest prosty: gdy przestaniemy wokół siebie widzieć wyłącznie rosnące ceny, a zamiast tego ich stabilizację a w niektórych sytuacjach nawet spadek, nasze patrzenie w przyszłość też powinno ule zmianie. Wraz z jej wygaszaniem zacznie działać też efekt podwyżek stóp proc. w pełnym zakresie (przełom 2022/2023 r.), co powinno przełożyć się na schłodzenie gospodarki, w tym popytu.

Oczekiwania inflacyjne w górę

Najnowsze, styczniowe badania Głównego Urzędu Statystycznego wskazują na przesunięcie oczekiwań inflacyjnych w kierunku wyraźnie wyższej inflacji w Polsce względem poprzedniego miesiąca - wynika z danych z Biuletynu Statystycznego GUS. Wskaźnik "oczekiwanych zmian cen konsumpcyjnych w ciągu najbliższych 12 miesięcy" wzrósł do 46,8 pkt. Jeszcze w grudniu wynosił o 39,3 pkt. Natomiast w ujęciu rocznym wzrósł on z poziomu 39,4 pkt.

Blisko 92 proc. badanych konsumentów spodziewa się wzrostu cen w najbliższym roku - wynika z analizy Biura Inwestycji i Cykli Ekonomicznych. Wskaźnik Przyszłej Inflacji, prognozujący z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem kierunek zmian cen towarów i usług konsumpcyjnych, w styczniu 2022 r. wzrósł o 1,3 punktu wobec wartości sprzed miesiąca. "Wskaźnik rośnie nieprzerwanie od 18 miesięcy i osiąga kolejne szczyty" - wskazali analitycy BIEC. Natomiast z danych Komisji Europejskiej wskaźnik oczekiwań inflacyjnych konsumentów w Polsce w styczniu wzrósł do 56,5 pkt. z 51,2 pkt. w grudniu.

Drugi efekt oczekiwany przez rząd z wprowadzenia tarcz, to próba przeczekania okresu wysokiej presji inflacyjnej, która płynie z zewnątrz, wierząc, że w II połowie roku ceny surowców energetycznych spadną, a wzrost cen żywności wyhamuje. Problem polega na tym, że ani pierwszy oczekiwany efekt (obniżenia lub wyhamowania oczekiwań inflacyjnych), ani drugi, tj. stabilizacja cen globalnie - nie są pewne. A skoro tak, nie dziwi polityczna gotowość, by tarcze wydłużać. To zmusiło ekonomistów do "wariantowego", scenariuszowego podejścia do prognoz dotyczących inflacji.

Rząd komplikuje prognozowanie

"Tarcze antyinflacyjne bardzo skomplikowały prognozowanie cen w 2022 r., gdyż uzależniły przebieg inflacji od decyzji polityczny o tempie ich wygaszania" - ocenili w opracowaniu "Rachunek za odbudowę. Gospodarka i rynki w latach 2022-2023" ekonomiści Banku Pekao.

Wpływ tarcz nie jest też zerojedynkowy: z jednej sprzedawcy mogą próbować zwiększyć swoje marże; z drugiej jest to w pewnej mierze stymulacja popytu konsumpcyjnego. A przecież - eksplozja popytu po pandemii jest głównym czynnikiem podbijającym dzisiaj inflację. Sam koszt tarcz to ok. 25-30 mld zł.

Gdyby tarcze wygasły w zakładanym terminie - inflacja wyniesie średniorocznie w 2022 r. 8,1 proc. Ale ekonomiści nie zakładają takiego scenariusza. "Sądzimy, że tarcze antyinflacyjne w Polsce zostaną wydłużone co najmniej do końca roku. Ich wygaszenie w lipcu 2022 - tak, jak to jest planowane, obecnie spowodowałoby ponowny skok inflacji w okolice 9-10 proc. r/r. Ich łączny koszt dla budżetu wyniesie ok. 30 mld zł - 1,2 proc. PKB" - ocenili.

W takim wariancie inflacja średniorocznie spadnie do 6,9 proc. Bez tarcz wyniosłaby ona 9,9 proc. "Tarcza Antyinflacyjna ratuje nas przed scenariuszem dwucyfrowej inflacji w I połowie 2022 r. Kosztem będzie wydłużenie okresu podwyższonej inflacji i tym samym odłożenie powrotu inflacji do celu co najmniej na rok 2024" - podsumowali ekonomiści Pekao.

Eksperci mBanku przyjęli cztery scenariusze i dla każdego rysują ścieżkę inflacji na lata 2022-2023. Zakładają też, że w styczniu inflacja nie będzie specjalnie odbiegać od 9 proc. Jakie mamy założenia? Pierwszy to inflacja, która bez tarcz osiągnęłaby poziom dwucyfrowy w lutym, po czym utrzymywałaby się wysoko do połowy roku i dopiero zaczęła spadać. Do celu wróciłaby w połowie 2023 r. 

W drugim inflację ograniczają tarcze, ale kończą się one terminowo, co przekłada się na wystrzał cen w połowie 2022 r. i kolejny szczyt na początku 2023 r. Przedłużenie obwiązywania tarcz do końca roku powoduje, że szczyt przesuwa się na początek przyszłego roku a inflacja nie zbliża się do końca 2023 r. w granice celu inflacyjnego NBP.

"Największe ryzyka inflacyjne widzimy w 2022 roku. Obecnie jednak RPP daje do zrozumienia, że celuje w drugą połowę 2023. Zauważmy, że tylko w wariancie zakończenia tarcz z końcem 2022 roku inflacja pod koniec 2023 nie wraca do przedziału 1,5-3,5 proc. To jednak wariant, w których konsumenci dostają na początku 2023 roku poważne ograniczenie realnych dochodów rozporządzalnych (wzrost cen w jednym miesiącu o ponad 3 proc. m/m). Podbicie inflacji w 2023 roku jest w tym wariancie niejako sztuczne i wynika z efektów podatkowych" - oceniają ekonomiści mBanku.

Stopy procentowe w górę także w lutym

Sporo miejsca poświęcaliśmy tarczom antykryzysowym i ich wypływom na poziom inflacji. Ale trzeba podkreślić, że główną rolę w walce z wzrostem cen odgrywa i odgrywać będzie Rada Polityki Pieniężnej. W obu analizach: mBanku i Banku Pekao przyjęto, że stopy proc. wzrosną do 4 proc. i będą wspierać sprowadzenie cen do celu NBP na koniec 2023 r.

Do kolejnej podwyżki dojdzie już najpewniej na lutowym posiedzeniu rady (8 lutego). Konsensu zakłada wzrost stopy referencyjnej o 50 pkt bazowych (do 2,75 proc.).

Goldman Sachs prognozuje, że główna stopa proc. wzrośnie do 4 proc. Te prognozy wspiera wypowiedź prezesa NBP. W grudniu 2021 r. Adam Glapiński mówił, że w zależności od okoliczności stopy procentowe w Polsce mogą wzrosnąć w okolice 3 lub nawet 4 proc. (jeśli gospodarka nie zwolni). Teraz, jak podał Bloomberg, będzie on przekonywać Radę Polityki Pieniężnej do konieczności wydłużenia cyklu podwyżek stóp w bieżącym roku. Na reakcję rynku nie trzeba było długo czekać.

Kontrakty terminowe na stopę procentową wyceniają jej wzrost do 4,4 proc. w najbliższych miesiącach - rynek stopy procentowej ponownie zaczął wyceniać bardziej agresywną politykę pieniężną. Kierunek ten dodatkowo będzie wspierać zacieśnianie polityki pieniężnej w USA, co wyraźnie zapowiedział już szef Fed Jerome Powell, który stwierdził, że istnieje spora przestrzeń dla podwyżek stóp proc. bez szkody dla rynku pracy.

Podczas ostatniej konferencji prasowej po posiedzeniu RPP prezes NBP Adam Glapiński mówił, że bezpieczny poziom stóp proc. dla gospodarki to 3 proc. Nie wykluczył jednak podwyżki do 4 proc., gdyby pomimo zacieśniania polityki pieniężnej gospodarka nie zwalniała a inflacja wciąż była wysoka. Szef NBP zwracał też uwagę, że obniżenie inflacji za wszelką cenę byłoby błędem, bo źródła inflacji leżą poza oddziaływaniem polityki pieniężnej.

Można jednak zadać pytanie: dlaczego prezes NBP - po wszystkich wcześniejszych wypowiedziach o "przejściowej inflacji" i potrzebie "nieszkodzenia gospodarce" w sytuacji zbyt mocnego zacieśnienia polityki pieniężnej - nagle zapowiedział, że stopy proc. w Polsce powinny wzrosnąć mocniej niż oczekuje rynek. Odpowiedź formułują ekonomiści ING Banku Śląskiego, którzy zwracają uwagę na kilka powodów takiego zaostrzenia retoryki. Po pierwsze boom konsumpcyjny trwa w najlepsze, po drugie - PKB za IV kw. 2021 r. daje wysoki punkt startowy na ten rok. A inflacja - i to trzeci, być może kluczowy czynnik - przebije w styczniu 10 proc.

"Inflacja tak przyśpieszyła, że tarcza antyinflacyjna niewiele zmienia" - ostrzegają ekonomiści ING. 

Bartosz Bednarz

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »