Od 5 stycznia czeka nas prawdziwa blokada
Związek Rybaków Polskich i Krajowa Izba Producentów Ryb domagają się wyższych limitów połowowych.
Armatorzy podkreślają, że podstawą ich egzystencji jest połów dorszy. Od roku 2009-go do końca tego roku w polskim rybołówstwie obowiązywała tak zwana trójpolówka. Polegała ona na tym, że co roku wylosowana jedna trzecia floty poławiała wykorzystując cały przyznany Polsce limit, a pozostała część otrzymywała odszkodowania za przymusowy postój w portach.
Od nowego roku ponownie łowić mają wszyscy, mając do dyspozycji zbyt niski, zdaniem rybaków, limit. Rybacy zapowiedzieli, że 5 stycznia planują zablokowanie Traktu Świętego Wojciecha w Gdańsku. Rozważają też złożenie pozwu zbiorowego przeciwko ministerstwu rolnictwa. Były wiceminister gospodarki morskiej Grzegorz Hałubek mówi, że "jesteśmy przed problemem podzielenia biedy". Hałubek dodaje, że ministerstwo tworząc system trójpolówki mówiło, iż w rybołówstwie mają panować zasady ekonomii.
Teraz ministerstwo jak gdyby nigdy nic znosi ten system, dzieląc niewielką kwotę połowową między wszystkie jednostki rybackie.
Zdaniem Hałubka, oznacza to kompletną zagładę rybołówstwa w przyszłym roku. Wiceprzewodniczący Związku Rybaków Polskich Jerzy Wysoczański uważa, że system trójpolówki tylko częściowo się sprawdził. W jego opinii, Polska ma po prostu za niskie limity połowowe, co prowadzi do zamierania rybołówstwa.
Wysoczański powiedział, że w 2009 roku łowił dwoma jednostkami, a od dwóch lat niczego nie łowi, nie ma pieniędzy na remont statku i nie może skompletować załogi. Zdaniem armatorów, potrzebne są albo wyższe limity połowowe lub odszkodowania, które spowodują, że rybołówstwo przetrwa.