Od czego zależy inflacja w Polsce? Pomagają Chiny, ale do głosu dochodzą czynniki krajowe

Wiemy już od czego zależy inflacja w Polsce. Od tego, czy ceny towarów w Chinach zaczną iść w górę, czy też dalej będzie tam deflacja. Po drugie od tego, czy Polacy będą dalej oszczędzać, czy będą wydawać coraz więcej z rosnących wynagrodzeń. NBP przyzwyczaił nas do tego, że lubi zaskakiwać. I tym razem i prezes i przedstawiciele NBP przedstawiając najnowszy lipcowy "Raport o inflacji" zaskoczyli kilkakrotnie.

Zacznijmy od Chin. Jeszcze na długo przed pandemią ekonomiści obserwowali trend globalizowania się cen towarów. Chodzi o towary powszechnego użytku. Ceny elektroniki, pralek, ciuchów z Zary a także dóbr szybko zbywalnych jak szczoteczki do zębów wyrównywały się na całym świecie. Powód był jeden - "fabryka świata" miała ogromny wkład w ich produkcję, jeśli nawet nie w finalną, to przynajmniej w wytwarzanie dóbr pośrednich.

Kiedy wybuchła pandemia, łańcuchy dostaw pękły. Nastąpiły tzw. szoki podażowe. Brak było chipów, więc drożały laptopy, tym bardziej, że olbrzymie rzesze ludzi pracowały z domu. Auto w tzw. salonie trzeba było zamawiać rok wcześniej. Szoki podażowe spowodowały wzrost cen towarów, a do tego korporacje starały się wyśrubować marże, bo wiedziały, że ludzie zgromadzili sporo oszczędności w czasie lockdownów. Ruszyła globalna inflacja.

Mniej więcej od początku 2023 roku gospodarka Chin została ponownie otwarta i - ku zaskoczeniu całego świata - okazało się, że ruszyła powoli, jak żółw ociężale, a w dodatku zmaga się z deflacją. W tym roku wzrost cen jest na niewielkim plusie, o zaledwie 0,3 proc., ale przez niemal cały ubiegły rok był ujemny. "Fabryka świata" w ten sposób eksportuje dezinflację towarów, a ustąpienie wcześniejszych szoków podażowych dezinflacji sprzyja.

Reklama

- Mamy globalną dezinflację w towarach. Na pewno generują ją Chiny - powiedział na konferencji prasowej poświęconej prezentacji lipcowego "Raportu o inflacji" dyrektor departamentu Analiz i Badań Ekonomicznych NBP Jacek Kotłowski.

Przemysł i usługi to dwa różne światy

Tu mała dygresja. Polski przemysł od roku notuje spadki cen produkcji sprzedanej, czyli deflację cen producentów. Równocześnie w okresie styczeń-maj produkcja sprzedana przemysłu była zaledwie o 0,3 proc. wyższa w porównaniu z analogicznym okresem 2023 roku, a to znaczy, że przemysł balansuje na granicy recesji.

Eksport (w euro) w porównaniu z bardzo słabym już początkiem zeszłego roku, w okresie styczeń-kwiecień spadł o 2,2 proc. Pytanie jest takie - w jakim stopniu polski przemysł zawdzięcza tę sytuację "eksportowi" deflacji przez Chiny, w jakim - osłabieniu gospodarki strefy euro, z zwłaszcza Niemiec, a w jakim - polityce ośmiu lat rządów PiS, która już w zeszłym roku doprowadziła polską gospodarkę na skraj recesji.   

- Na dynamice produkcji przemysłowej ciąży slaby popyt zagraniczny - mówił Jacek Kotłowski. To prawdopodobnie ważna, ale tylko częściowa odpowiedź.

Zupełnie inaczej niż w przemyśle jest w usługach, które wykonywane i świadczone są na ogół lokalnie. O ile laptopa można z powodzeniem kupić przez AliExpress, to przez AliExpress nikt nas nie ostrzyże ani nie zrobi tak przeraźliwie drapieżnych tipsów, o jakich marzymy. Tego rodzaju usług trzeba szukać gdzieś za rogiem. Dlatego roczna inflacja usług w strefie euro wyniosła w maju i czerwcu 4,1 proc., po solidnym wzroście w stosunku do marca, w USA w maju - 5,2 proc., a w Polsce, w maju - 6,2 proc.

Do gry wchodzi inflacja krajowa

Globalne szoki związane z pandemią i wojną ustąpiły, Chiny eksportują deflację globalnych cen towarów. Lecz cały świat ma problemy związane z "uporczywą" inflacją cen usług, czyli typową inflacją "krajową". To ona teraz przejmuje pałeczkę w inflacyjnej sztafecie.

Tak właśnie twierdzą noblista i były prezes amerykańskiego banku centralnego Ben Bernanke i były główny ekonomista Międzynarodowego Funduszu Walutowego Olivier Blanchard w ogłoszonym niedawno artykule, który szerokim echem odbił się na świecie, gdyż w przeprowadzanych przez nich badaniach wzięło udział kilka najważniejszych banków centralnych. W Polsce NBP, który przez cale lata inflacji "krajowej" nie zauważał, a teraz będzie musiał sobie z nią radzić, gdyż nie zareagował na nią odpowiednio wcześniej.

Inflację krajową będzie napędzał wzrost wynagrodzeń. Dlaczego jednak, przy wzroście nominalnych płac w gospodarce narodowej w I kwartale o 14 proc. inflacja gwałtownie nie rośnie, choć powinna? Dlatego, że Polacy znaczną część rosnącego dochodu oszczędzają.

- Wzrost dochodu do dyspozycji sięga 7 proc. i jest wyraźnie wyższy niż konsumpcja (...) widzimy wyraźny wzrost stopy dobrowolnych oszczędności. Gospodarstwa domowe w pierwszym kroku odbudowują realne aktywa (...) Wyraźnie rośnie skłonność do oszczędzania - mówił Jacek Kotłowski.

Pomimo wzrostu skłonności do oszczędzania, projekcja przewiduje, że w krótkim okresie inflacja wzrośnie do 6 proc. Jak sobie NBP będzie z nią radzić? Prezes NBP Adam Glapiński powiedział na zeszłotygodniowej konferencji prasowej, że odpowiedzią NBP będzie utrzymywanie bez zmian stóp procentowych do końca tego roku, a możliwość ich obniżki "najwcześniej może się pojawić w 2026 roku".

"Symetryczny przedział odchyleń" od celu

NBP potrafi zaskakiwać, a zaskakiwanie wcale nie jest najlepszą cechą, z tych, które mogą charakteryzować bank centralny. Po pierwsze zarówno prezes, jak i projekcja zaskakują tym, że... przesuwają cel inflacyjny. Cel inflacyjny w Polsce to 2,5 proc. Owszem, jest dopuszczalne pasmo odchyleń od celu o plus/minus 1 punkt proc., ale dopuszczalne pasmo odchyleń to nie cel.

Tymczasem i prezes i projekcja (która nazywa to "symetrycznym przedziałem odchyleń") i dyrektor w NBP mówią, że jak inflacja wyniesie 3,5 proc., to będzie w celu. To nieprawda. Będzie powyżej celu, choć wejdzie w dopuszczalne pasmo odchyleń. To trochę tak, jakby na zawodach strzeleckich ten kto w ogóle trafi w tarczę dostawał taki sam medal, jak ten, kto trafi w środek tarczy. Wilhelm Tell obróciłby się w grobie.

- Na początku 2026 roku (inflacja) powróci do celu, a na koniec projekcji w ostatnim kwartale 2026 wyniesie 2,5 proc. - powiedział Jacek Kotłowski, potwierdzając w ten sposób umiejętności strzeleckie naszego banku centralnego.

 Prezes NBP mówił, że przewidywania inflacji na koniec roku zostały podwyższone w stosunku poprzedniej projekcji z powodu "podwyżek VAT na żywność" oraz "odmrożenia cen energii". Dodajmy, że "odmrożenie cen energii" jest tylko częściowe, a "podwyżki" VAT oznaczają naprawdę powrót do poprzedniej stawki. Tak czy inaczej NBP jasno formułuje komunikat: polityka pieniężna spowodowała obniżenie inflacji do celu (bądźmy precyzyjni - w okolice celu), a polityka rządu pchnie teraz inflację w górę. To nie jest wiarygodny komunikat.

Powiedzmy wprost - Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Komisja Europejska, Europejski Bank Centralny mówią od dawna, że rządy powinny wycofywać tzw. działania osłonowe i to szybko, bo w nadmiernie obciążają finanse publiczne. Polski rząd i tak postanowił wycofać je wyjątkowo późno i łagodnie.

- W stosunku do poprzedniej projekcji ścieżka inflacji jest wyższa - mówił Jacek Kotłowski.

Faktycznie jest jednak niższa. Bo przypomnijmy, że w marcu NBP przedstawił dwa warianty projekcji. Pierwszy wariant zakładał utrzymanie działań osłonowych do końca 2024 roku, a drugi ich wycofanie w II połowie tego roku. Wtedy NBP wyliczył, że spowodowałoby to wzrost inflacji do 8 proc. lub nawet więcej na koniec roku. W rzeczywistości najnowsza projekcja przewidująca inflację w wysokości 3,7 proc. przy wycofaniu (choć nie całkowitym) działań osłonowych, oznacza znaczną obniżkę ścieżki inflacyjnej.

Dwa warunki powrotu inflacji do celu

Analitycy ING Banku Śląskiego napisali, iż największym zaskoczeniem dla nich była rewizja w górę przewidywanego wzrostu wynagrodzeń w porównaniu z projekcją marcową. W tym roku mają one wzrosnąć o 12,9 proc. (wobec 11,5 proc. oczekiwanych w marcu) a w kolejnych latach wzrost będzie też wyższy niż NBP przewidywał go cztery miesiące wcześniej. Równocześnie NBP obniżył ścieżkę inflacji bazowej z 4,7 do 4,2 proc. w 2024; z 4,5 do 3,8 proc. w 2025 oraz z 4,1 do 3,5 proc. w 2026 roku. To nie jest spójne.

"Biorąc pod uwagę silną zależność między inflacją usług oraz dynamiką wynagrodzeń, oznacza to, że NBP dokonał bardzo dużej rewizji w dół projekcji dla inflacji towarów wchodzących w skład inflacji bazowej, m.in. ze względu na oczekiwania dotyczące aktywności gospodarczej oraz globalnej dezinflacji" - napisał starszy ekonomista banku Leszek Kąsek w komentarzu.

Jest to wysoce prawdopodobne. Zapewne NBP wierzy w to, że globalna dezinflacja cen towarów będzie się utrzymywać, a pamiętamy, że jest ona "eksportowana" przez Chiny. To pierwszy warunek osiągnięcia celu inflacyjnego pod koniec 2026 roku. 

Jeśli spojrzymy na projekcje inflacji w przeszłości, miały one jedno zadanie - pokazać, że na koniec ich horyzontu inflacja schodzi do celu. Lipcowa projekcja także pokazuje, że inflacja osiąga 2,5 proc. na koniec 2026 roku. Jaki jest drugi warunek trafienia po latach zmagań w cel inflacyjny?

Silny obecnie wzrost wynagrodzeń w znacznej części jest obecnie przeznaczany na oszczędności, a nie na konsumpcję i dlatego inflacja (prócz recesji w przemyśle) mogła przez ostatnie miesiące pozostać blisko celu polityki pieniężnej. NBP zakłada zapewne, że wzrost płac nie będzie miał tak silnego inflacyjnego charakteru, jaki mógłby mieć, właśnie za sprawą umiarkowanej konsumpcji, szczególnie usług, i dzięki wzrostowi oszczędności. Słowem, jeśli Polacy będą mniej chodzili do fryzjera, na koniec 2026 roku inflacja ma szansę znaleźć się w celu. A co będzie, jeśli nadal będą beztrosko przystrzygać włosy?

Jacek Ramotowski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: inflacja | NBP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »