Odcięcie Rosji. "Może pojawić się więcej przestrzeni dla węgla"
Niemcy nie chcą prowokować Rosji do wstrzymania dostaw surowców energetycznych, ale przygotowują się na taki scenariusz. Chcą zwiększać zapasy gazu i węgla, planują budowę terminali LNG, zamierzają jeszcze szybciej rozwijać odnawialne źródła energii. Nord Stream 2 może być wstrzymany na lata. Gazociąg nie zostanie jednak rozebrany, groziłoby to ogromnymi odszkodowaniami dla firm, które go budowały - ocenia Michał Kędzierski, analityk Ośrodka Studiów Wschodnich.
- W ostatnich dniach tygodniach obserwujemy zmianę podejścia Niemiec do Rosji, także w kontekście współpracy energetycznej, która liczy sobie już kilkadziesiąt lat i do tej pory rozwijała się bardzo dobrze. Agresja rosyjska wobec Ukrainy i działania Gazpromu na rynku energii w ostatnim czasie doprowadziły do stopniowej zmiany postrzegania Rosji jako partnera energetycznego w Niemczech. To, co dziś ogłosił Olaf Scholz, tak naprawdę pojawiało się już w debacie publicznej w Niemczech w minionym tygodniu - mówi Interii Kędzierski.
Kanclerz Niemiec, podczas nadzwyczajnego posiedzenia Bundestagu, które odbyło się w niedzielę, poinformował, że Niemcy będą przyspieszać transformację. Już w umowie koalicyjnej z listopada zeszłego roku sugerowano znaczące przyspieszenie działań. Teraz ta kwestia nabiera jednak nowego znaczenia. Do dotychczasowych argumentów związanych z polityką klimatyczną dochodzi argument bezpieczeństwa energetycznego. Stawianie na OZE będzie przedstawiane również jako dążenie do niezależności energetycznej.
- Ciekawe wątki dotyczą gazu i węgla. Niemcy liczą się z tym, że Rosja może odpowiedzieć Zachodowi na sankcje wstrzymaniem wysyłki surowców energetycznych. Uważają, że Putin nie zdecyduje się na taki krok, bo to przecież oznaczałoby zasadniczy spadek wpływów do rosyjskiego budżetu, ale biorą pod uwagę i ten wariant. Chcą się do tego przygotować, zwiększając poziom wypełnienia magazynów gazowych przed przyszłym sezonem grzewczym i tworząc rezerwy węgla kamiennego, którego sami już przecież nie wydobywają - mówi Kędzierski.
Berlin ma też plany związane z budową terminali LNG. Jak wyjaśnia analityk, są to jednak inwestycje na etapie planowania. Zanim powstaną, miną cztery lata. Mowa więc o rozwiązaniach długoterminowych. Dodaje, że w tej chwili Niemcy nie mają żadnego terminala.
- Tego typu inwestycje były planowane od 2005 r., ale żadna nie została zrealizowana. W Niemczech nie ma spółek z udziałem skarbu państwa. Wszyscy inwestorzy są prywatni. Jeśli więc dochodzą do wniosku, że inwestycja nie obroni się na rynku, to jej nie realizują. Dotychczas wszystkie projekty przepadały ze względu na niewystarczająco atrakcyjny model biznesowy. Teraz niemiecki rząd zapowiada mocne wsparcie regulacyjne i finansowe dla tych inwestycji, dlatego ich finalizacja robi się coraz bardziej prawdopodobna - wyjaśnia.
Nie padły żadne deklaracje w obszarze atomu. - Nie spodziewałem się wycofania z obranej polityki, polegającej na odchodzeniu do energetyki jądrowej. Zbyt wiele jest argumentów przeciw temu. Nastawienie społeczeństwa względem atomu jest negatywne. Przeciw są także Zieloni i SPD, dwie główne partie koalicyjne. Ale i same firmy energetyczne nie chcą wracać do atomu, zmieniły swoje strategie, wzięły odszkodowania za odejście od energetyki jądrowej. Jedynym game changerem byłoby zupełne odcięcie od dostaw surowców z Rosji. To mogłoby zmusić Niemcy do czasowego wydłużenia pracy ostatnich trzech reaktorów - ocenia ekspert.
W tej chwili połowa z sześciu działających w Niemczech elektrowni atomowych jest wygaszana. Do końca 2022 roku Niemcy mają całkowicie zrezygnować z atomu.
Nord Stream 2, w ocenie analityka, jest zastopowany na lata, ale nie przekreślony zupełnie jako inwestycja. - Być może za kilka lat ten projekt wróci. Gazociąg jest zbudowany, ma certyfikację techniczną, ma wszystkie pozwolenia dotyczące technicznej operacyjności. Natomiast nie doprecyzowano kwestii związanych z operatorem i to jest dźwignia, dzięki której politycznie można wstrzymywać jego uruchomienie. Nie zostanie on jednak rozebrany, bo to wiązałoby się z gigantycznymi odszkodowaniami. Tam na dnie Bałtyku leży zakopanych 10 mld euro. To są pieniądze prywatnych firm. Na razie mowa więc o zamrożeniu inwestycji, ale nie wstrzymaniu jej na zawsze - informuje.
Niemcy w około 50 proc. importują węgiel z Rosji, ale kupują też surowiec z USA, Australii i Kolumbii. Udział Polski w imporcie węgla do Niemiec spadał w ostatnich latach. Według Kędzierskiego Polska może być rozważana jako potencjalne dodatkowe źródło importu w sytuacji, gdy Rosja wstrzymałaby dostawy. Zastrzega jednak, że zablokowanie wysyłki surowców wydaje się mało prawdopodobne. - Gdyby mimo wszystko tak się stało, mogłoby dojść do przeorientowania polityki. Wówczas możliwe byłoby poluzowanie podejścia do węgla. Aczkolwiek Niemcy będą stawiać teraz tym bardziej na OZE, a nie na surowce kopalne, próbując pogodzić politykę klimatyczną z obniżaniem zależności od Rosji - powiedział.
Węgiel, zgodnie z zapowiedziami Niemiec, ma zostać wyłączony z użycia w kraju do 2038 lub 2035 roku. Nowa koalicja ogłosiła nawet, że chciałaby, by do tego doszło do 2030 roku, ale nikt tego nie traktuje jako scenariusz realistyczny. - Ten kryzys może jednak oznaczać, że w najbliższych latach będzie trochę więcej przestrzeni dla węgla - uważa Kędzierski.
Jego zdaniem Niemcy starają się tak skalibrować sankcje, by nie prowokować Rosji do zastopowania dostaw surowców energetycznych. - Przygotowują się na ten scenariusz, ale nie chcą Rosji prowokować. To byłby kosztowny krok, oznaczałby gigantyczny wzrost cen i byłby nieobliczalny dla gospodarek państw unijnych, w tym Niemiec - mówi ekspert.
Węgiel i gaz mają stabilizować system energetyczny oparty w dużej mierze na OZE. Będzie on mógł być również bilansowany sterowalnymi źródłami odnawialnymi, jak woda czy biomasa. Analityk ocenia, że gaz będzie Niemcom potrzebny prawdopodobnie jeszcze długo, do 2040 roku. Skala tego zapotrzebowania zależeć będzie od tempa rozwoju OZE.
Ważny element planu ogłoszonego przez Scholza to odejście od subwencjonowania OZE za pomocą opłaty OZE. Kędzierski podkreśla, że to był jeden z najbardziej kontrowersyjnych elementów niemieckiej transformacji. Do tej pory niemieccy konsumenci energii uiszczali w rachunkach taką opłatę. Zostanie ona zniesiona od 1 lipca. Wcześniej planowano ją znieść od 1 stycznia 2023 r. Działania zostały więc przyspieszone o pięć miesięcy. W efekcie rachunki konsumentów w Niemczech spadną o ok. 11 proc.
Monika Borkowska