Odcinanie energii z Rosji. Czeska recepta
Europa chce się uniezależnić od rosyjskich surowców energetycznych. Myślą o tym także Czesi, w niemal stu procentach uzależnieni pod tym względem od Rosji.
Grupa Polsat Plus i Fundacja Polsat razem dla dzieci z Ukrainy
Z rosyjskim paliwem jądrowym atomowe państwa Środkowej Europy poradziły sobie szybko. Mimo zamkniętego nieba nad Unią Europejską, już w pierwszych dniach marca na Słowację, do Czech i na Węgry dotarły rosyjskie samoloty z uranem dla tamtejszych elektrowni atomowych. Teraz mają one zapasy paliwa na dwa, trzy lata. Czesi jednocześnie zadecydowali, że elektrownię Temelín - jedną z dwóch elektrowni atomowych, które mają - będą w przyszłości zaopatrywać nie Rosjanie, lecz Amerykanie i Francuzi.
Z gazem ziemnym, ropą naftową, a nawet węglem tak łatwo jednak nie pójdzie.
Inwazja Rosji na Ukrainę uświadomiła Europie - zarówno jej politykom, jak i mieszkańcom - jak bardzo jest ona uzależniona od rosyjskich surowców energetycznych, a zwłaszcza od gazu. I coś jeszcze. "Faktem jest, że kupując go, pomagamy finansować zbrodniczy reżim Władimira Putina (...) Z etycznego punktu widzenia jedynym słusznym rozwiązaniem jest natychmiastowe zaprzestanie kupowania tego surowca z Rosji" - napisał już w drugim tygodniu wojny analityk czeskiego Stowarzyszenia Spraw Międzynarodowych AMO Oldrzich Sklenárz w tekście opublikowanym w portalu oEnergetice.cz. Dwa miesiące później w rozmowie z DW mówi: - Biorąc pod uwagę to, co tam się dzieje, i wiedząc, że cała Europa płaci za rosyjskie paliwa kopalne wielokrotnie więcej, niż wydaje na pomoc dla napadniętej Ukrainy, jedynym etycznie akceptowalnym rozwiązaniem jest zaprzestanie kupowania rosyjskich paliw kopalnych.
- Jeśli mówimy o wstrzymaniu dostaw gazu z Rosji, to niezależnie od tego, czy ten ruch wykona Europa czy Kreml, nie będziemy w stanie ich w pełni zastąpić - przyznaje ekspert. Co wtedy? - Będziemy musieli wprowadzić ograniczenia - odpowiada. W Czechach reguluje to rozporządzenie. - W pierwszej kolejności będą odłączani odbiorcy o dużym, intensywnym zużyciu energii, mogący jednocześnie całkowicie lub częściowo przejść na inne paliwo. Są to zazwyczaj wielkie, energochłonne zakłady przemysłowe.
Z odcięciem dostaw musi się liczyć huta szkła kryształowego Moser w Karlowych Warach, według jej dyrektora Pavla Mencla całkowicie uzależniona od gazu. "Nasze piece szklarskie mogą być ogrzewane jedynie tym źródłem energii" - powiedział na początku kwietnia dla dziennika "Hospodárzské noviny". Rzecznik specjalizującej się w wyrobie szklanych instalacji świetlnych hucie Lasvit v Novym Borze na północy Czech nie chciał nawet myśleć o ograniczeniach. O gazie, którego nie sposób zastąpić przy produkcji nawozów sztucznych, mówił gazecie także rzecznik produkującego je holdingu Agrofert, do 2017 roku należącego do Andreja Babisza, poprzedniego premiera Czech.
- Jako ostatnie odczułyby skutki rezygnacji z rosyjskiego gazu gospodarstwa domowe i infrastruktura krytyczna, czyli wszystko to, co jest niezbędne, by kraj mógł funkcjonować w czasach kryzysu, jak szpitale czy systemy ratownictwa i łączności - tłumaczy ekspert AMO.
W Czechach gaz to w przybliżeniu jedna piąta całkowitej konsumpcji energii. Gospodarstwa domowe zużywają z tego jedną czwartą. To zdaje się być niewiele. - Ale gaz jest wykorzystywany do produkcji ciepła. Ponad 60 procent gospodarstw domowych korzysta z gazu. Do ogrzewania, grzania wody, gotowania. Często nie mają żadnej alternatywy. Dlatego rezygnacja z rosyjskiego surowca jest postrzegana jako zagrożenie - tłumaczy Sklenárz.
Stosunkowo łatwo poszło Europie rozstanie z węglem kamiennym z Rosji. Nie był to bowiem najważniejszy kupowany tam surowiec energetyczny, a poza tym dekarbonizacja jest od dawna deklarowanym celem Unii Europejskiej.
Czesi nie kupowali wprawdzie węgla w Rosji, nie mieli więc z czego rezygnować, ale i tak mają problem. Do tej pory sprowadzali brakujący im węgiel z Polski i teraz się zastanawiają, czy będą go nadal dostawać, skoro Polska już nie kupuje rosyjskiego węgla, będzie więc potrzebować więcej swojego. Tymczasem ostatnia czeska kopalnia węgla kamiennego w Stonawie na Zaolziu ma zakończyć wydobycie jeszcze w tym roku. Tego węgla wciąż jednak będą potrzebować co najmniej trzy wielkie zakłady w pobliżu: elektrownia Dziećmorowice, oraz huty żelaza w Trzyńcu i Ostrawie.
Teraz przychodzi kolej na rosyjską ropę. Unia chce z niej zrezygnować od zaraz - także Niemcy. Ale rafinerie w Czechach, a także na Słowacji, Węgrzech i w Bułgarii są nastawione na ropę z Syberii. Ich przestawienie na surowiec na przykład z krajów arabskich wymaga nie tylko kosztownych inwestycji, ale i czasu. Dlatego rządy tych państw chcą długich okresów przejściowych.
Jeszcze trudniej będzie tym krajom rozstać się z rosyjskim gazem. O ile Polska i kraje bałtyckie chcą od niego szybko odejść (Litwa już odeszła), o tyle całe południe Grupy Wyszehradzkiej nie uważa tego za realne nawet na dłuższą metę. Czechy, Słowacja i Węgry należą bowiem do państw uzależnionych od gazu z Rosji w niemal stu procentach. "Biorąc pod uwagę sytuację na rynku, jakikolwiek pomysł, że taki kraj jak Czechy mógłby samodzielnie wynegocjować dostawy po akceptowalnych cenach, to iluzja" - powiedział pod koniec marca czeski premier Petr Fiala.
Czesi mieli szansę na przynajmniej częściowe uniezależnienie się od gazu z Rosji, gdyby już zbudowali interkonektor Stork II - gazociąg, który miał połączyć systemy gazowe Czech i Polski. Licząca 107 km rura między Libhosztiem na Morawach a Kędzierzynem miała umożliwić przesyłanie 5,2 miliardów metrów sześciennych gazu z Polski do Czech i 7,5 miliardów w przeciwnym kierunku. Dla porównania: w ubiegłym roku Czechy zużyły 9,4 miliardów metrów sześciennych gazu.
Realizacja projektu została jednak przesunięta na przyszłość. Wojna w Ukrainie skłoniła Czechów, by wrócić do rozmów z Polską. Dziś systemy gazowe obu państw łączy jedynie interkonektor Stork koło Cieszyna o przepustowości zaledwie pół miliarda metrów sześciennych gazu rocznie.
Infrastruktura, a właściwie jej braki, to wielki problem związany z gazem w Europie. Większość transkontynentalnych gazociągów została bowiem zbudowana po to, by dostarczać go z Rosji na zachód. Wszystkie kończą się w Niemczech: zarówno prowadzący przez Słowację i Czechy Transgas, który może przesyłać nawet 120 miliardów metrów sześciennych gazu rocznie, jak i przecinający Polskę Jamał (30 miliardów), o Nord Streamie (55 miliardów) nie wspominając. I choć Transgas i Jamał mogą też słać gaz na wschód, to gdy tak się dzieje, z reguły jest to znów gaz z Rosji. Tak poprzez Niemcy zaopatrywane są Czechy, które większość rosyjskiego gazu kupują od pośredników, a nie wprost od Gazpromu.
W 2020 roku UE kupiła - według raportu koncernu BP - 167,7 miliardów metrów sześciennych gazu z Rosji. Takiej ilości nie dałoby się przesłać w przeciwnym kierunku, nawet gdyby USA i kraje arabskie były w stanie dostarczyć tyle skroplonego gazu do europejskich portów. Europa nie mogłaby go odebrać, bo ma zbyt mało terminali. Ale gdyby nawet miała ich dość, zabrakłoby gazociągów, by dostarczyć gaz w głąb kontynentu.
Czy to znaczy, że sytuacja jest bez wyjścia? Niekoniecznie, bo energię można oszczędzać. - W Izraelu, pustynnym państwie, gdzie brakuje źródeł wody pitnej, już od przedszkola zachęca się dzieci, by jej nie marnowały. My powinniśmy zająć się czymś podobnym w kwestii ciepła - mówi Oldrzich Sklenárz. - Mieszkania, szkoły i biura często są tu przegrzewane, a temperaturę reguluje się otwieraniem okien zamiast termostatami na grzejnikach. To nie jest odpowiednie nastawienie na czas kryzysu - podkreśla analityk i cytuje Międzynarodową Agencję Energii, według której obniżenie temperatury wnętrz o jeden stopień w skali całej UE oznaczałoby zaoszczędzenie 10 miliardów metrów sześciennych gazu ziemnego rocznie. To sześć procent tego, co Unia sprowadza z Rosji.
Trzeba też maksymalnie wykorzystywać wtórne źródła energii, na przykład odpady biodegradowalne. Gaz może też zastąpić energia odnawialna produkowana w kraju i importowana zza granicy. - Dopiero na ostatnim miejscu powinny być paliwa kopalne - mówi DW ekspert AMO, dodając, że i te można wykorzystać efektywniej. Bo można z nich wyprodukować prąd i użyć go do zasilania pomp ciepła o współczynniku ogrzewania wielokrotnie wyższym niż w wypadku spalania w domowym kotle.
Aureliusz M. Pędziwol, Redakcja Polska Deutsche Welle
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze
Zobacz również: