Orfinger z Dr Irena Eris: Zaczęło brakować nam ludzi do pracy

- W hotelach zaczęło brakować nam ludzi do pracy. Spodziewaliśmy się, że będzie na odwrót. Otóż nieprawda. Ci pracownicy, którzy poczuli, że biznes turystyczny zaczyna się kurczyć, poszukali sobie nowych zajęć - mówi Henryk Orfinger, współzałożyciel Dr Irena Eris SA. W rozmowie z Interią komentuje również prace nad projektem ustawy o fundacjach rodzinnych. - Kwestia zachowku to obecnie największy problem - wskazuje.

Dominika Pietrzyk, Interia: Podczas naszej ostatniej rozmowy w kwietniu szacował pan, że sprzedaż kosmetyków Dr Irena Eris spadła do 40 proc. wyników sprzed pandemii. Jak teraz wygląda sytuacja?

Henryk Orfinger, współzałożyciel i Przewodniczący Rady Nadzorczej Dr Irena Eris SA: - Kwiecień to był wyjątkowy miesiąc. Na szczęście spadek do 40 proc. okazał się krótkotrwały. Trudno było o dokładne szacunki dotyczące przyszłości, w sytuacji gdy zamknięte były galerie handlowe, a jedyną działającą dla nas część rynku sprzedaży stanowiły apteki i drogerie. Chociaż te ostatnie świeciły pustkami. Oprócz sprzedaży kosmetyków prowadzimy hotele wypoczynkowe i Kosmetyczne Instytuty. Przez dwa miesiące lockdownu hotele były zamknięte dla gości. W maju - wraz z częściowym odmrożeniem gospodarki - pojawiło się trochę ruchu, ale nadal był on niewielki. Lipiec, sierpień i wrzesień były dla nas bardzo dobre. Do radości nam jednak daleko. Hotele wypoczynkowe odnotowały odbicie, ale te trzy miesiące ruchu nie zasypały dziury, która pojawiła się wiosną. Po pierwsze, to nie takie proste, a po drugie mamy teraz Polskę żółtą i czerwoną, a to wpływa negatywnie na decyzje gości. Wraz z ogłoszeniem strefy żółtej na terenie całego kraju od razu zaczęły się ruchy wycofujące rezerwacje hotelowe. Na razie jednak na niewielką skalę. Liczymy na to, że utrzymamy się na powierzchni, ale ta jesień może być bardzo trudna.

Reklama

Wiosną prognozował pan, że eksport firmy zmniejszy się o połowę.

- Na szczęście bardzo się pomyliłem. Eksport wygląda teraz lepiej niż kraj, jeżeli chodzi o sprzedaż naszych kosmetyków. Na rynku krajowym nie możemy dogonić poziomu sprzed pandemii. Te straty ciągną się za nami od maja. A w eksporcie nie realizujemy co prawda planów, które mieliśmy na początku roku, ale jesteśmy powyżej wyników sprzedaży z 2019 r. W tej chwili większość krajów nie wprowadza lockdownu, w związku z tym eksport jakoś się układa. Mamy uporządkowaną logistykę. Dzisiaj, kiedy coś szwankuje, to wiemy, co jest tego przyczyną.

Był pan pesymistą w wizjach dotyczących dalszego rozwoju firmy.

- Ja jestem życiowym optymistą, ale w kwietniu faktycznie miałem dołek. Wynikało to z tego, że zderzyliśmy się z wyjątkową sytuacją, której nikt się nie spodziewał. Oglądaliśmy takie rzeczy w filmach, tylko że tam zawsze jest bohater, który ratuje sytuację, a tutaj nie mamy żadnego bohatera. Teraz trochę się z tym oswoiłem. Pandemia wpłynęła na zmianę wielu naszych zachowań, w tym tych konsumenckich. Po odmrożeniu gospodarki ludzie nie rzucili się szturmem na galerie handlowe. Zmienił się nasz styl życia, i ta zmiana musi w jakiś sposób rzutować na wyniki przedsiębiorstw. Oby tylko tak, jak u nas w sprzedaży kosmetyków, która - według naszych prognoz - będzie mniejsza o 10 proc. w stosunku do roku ubiegłego. Jeśli tak skończy się ten rok, to będę uważał, że wyszliśmy z kryzysu obronną ręką.

Ostatnie miesiące oznaczały dla przedsiębiorców wiele zmian i konieczność zmierzenia się z nowymi wyzwaniami. Co pana zaskoczyło najbardziej w tym kontekście? 

- Wydarzyło się coś, co nie przyszłoby mi do głowy. W hotelach zaczęło brakować nam ludzi do pracy. Spodziewaliśmy się, że będzie na odwrót w związku z trudną sytuacją ekonomiczną i zwolnieniami, które pojawiły się w niektórych firmach. Na rynku pracy powinno być dużo ludzi. Otóż nieprawda. Ci pracownicy, którzy poczuli, że biznes turystyczny zaczyna się kurczyć, poszukali sobie nowych zajęć. Mamy olbrzymi problem z kelnerami. Okazało się również, że na rynku nie ma kosmetyczek. Po odmrożeniu gospodarki część naszych pracownic z Kosmetycznych Instytutów przebywała na zasiłkach opiekuńczych. Szukaliśmy wtedy kosmetyczek i też ich brakowało. W pierwszej chwili to było olbrzymie zdziwienie.

Chyba nie powinnam pytać o zwolnienia, skoro pojawiły się problemy z zatrudnianiem.

- To nie tak. Pandemia koronawirusa to tylko jeden z aspektów funkcjonowała przedsiębiorstwa w ostatnich miesiącach. Nasza firma istnieje od 37 lat i działa w modelu firmy rodzinnej. W pewnych momentach ulegała drobnej restrukturyzacji i tak było również teraz. Koronawirus pomógł nam podjąć pewne decyzje i wprowadzić zmiany. I to nie jest tak, że nikogo nie zwalnialiśmy, ani nie zatrudnialiśmy. Ale tak samo byłoby przy restrukturyzacji w normalnych czasach.

Wspomniał pan, że firma działa od 37 lat i ma charakter rodzinny. W najbliższych tygodniach światło dzienne ma ujrzeć projekt ustawy o fundacjach rodzinnych, które mają zabezpieczyć przyszłość firm rodzinnych. Był pan jednym z pomysłodawców wprowadzenia takiego rozwiązania w polskim prawie. Czy założy pan fundację rodzinną, kiedy przepisy wejdą w życie?

- Odpowiem jak polityk, może tak, może nie (śmiech). I jest w tym dużo prawdy, bo nie wiemy jaka będzie ostateczna konstrukcja prawna fundacji rodzinnej. Jestem bardzo zaangażowany organizacyjnie w tę sprawę... Jeżeli ta konstrukcja prawna będzie taka, jak sobie wymarzyłem, to na pewno będę chciał taką fundację założyć. Pojawia się jednak pytanie o szczegóły. W sprawie fundacji rodzinnych kluczowe są trzy rzeczy. Po pierwsze, kwestie podatkowe. I mamy za sobą ustalenia z Ministerstwem Finansów, które są bardzo przyjazne. Drugie zagadnienie to Ministerstwo Sprawiedliwości i kwestia zachowku. Obecnie to największy problem. Jeżeli zachowek zostanie zachowany w takiej formie jak teraz, to spowoduje to, że nikt nie założy fundacji rodzinnej.

Dlaczego?

- Bo spadkobiercy zmarłego przedsiębiorcy będą mogli wystąpić o zachowek, a jednocześnie będą beneficjentami fundacji, która jest stróżem majątku i firmy rodzinnej. Jeżeli ktoś jest beneficjentem fundacji, nie powinien mieć możliwości wystąpienia o zachowek. To wymaga uregulowania. Trzecia kwestia dotyczy tego, czy fundacja rodzinna powinna prowadzić działalność gospodarczą. Moim zdaniem nie powinna, bo to komplikuje proces podatkowy i prowokuje do oskarżeń o optymalizacje podatkowe, a wszystko powinno być przejrzyste. To jednak kwestia problematyczna, w której pojawia się wiele różnych opinii. Mam jednak nadzieję, że za kilka miesięcy będziemy mieli w ręku finalny dokument i wtedy będę mógł powiedzieć, czy to dokument dla przedsiębiorców i czy spełnia on oczekiwania firm rodzinnych. Jeśli nie, to ustawa nie będzie miała sensu.

Rozmawiała Dominika Pietrzyk

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: pandemia | koronawirus | praca
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »