Pakiet zimowy mrozi energetykę
Propozycje zawarte w tak zwanym "pakiecie zimowym" wyłączają z rynku mocy energetykę węglową. Konkluzje Rady Europejskiej dają jednak nadzieję, że Komisja Europejska nie będzie nieugięta. Różnic zdań pomiędzy Warszawą i Brukselą jest jednak znacznie więcej. I nie są błahe.
Pakiet propozycji legislacyjnych dotyczących energetyki przedstawiony przez Komisję Europejską (KE) pod koniec listopada 2016 r., zwany potocznie "pakietem zimowym", pokazał jasno, że Polska wciąż pozostaje na kursie kolizyjnym z rodzącymi się w Brukseli inicjatywami dotyczącymi polityki klimatycznej.
- Rzeczywiście, to najbardziej krytyczny problem w relacjach między Warszawą a Brukselą. Właściwie we wszystkich innych kwestiach gospodarczych nie mamy większych kłopotów - ocenia Konrad Szymański, wiceminister spraw zagranicznych.
Od ogłoszenia przed laty pakietu klimatycznego "3 x 20" stale kroczyliśmy po ścieżkach derogacji. Przypomnijmy: chodziło o darmowe uprawnienia do emisji CO2 dla energetyki, przesunięcie terminu wdrożenia zaostrzanych norm emisji SO2, NOx i pyłów. Gdy pojawiały się kolejne, czasem łatwe do przewidzenia wyzwania, okazywało się, że i one stają się problemem. Powody kolejnych zawirowań w relacjach z KE były w gruncie rzeczy jednakie: dominacja węgla w energetyce i koszt zmian tej sytuacji.
- Zgadzam się, że polska elektroenergetyka miała w skali UE inny, specyficzny punkt startu. Było to w 1989 roku. Od tego czasu zrobiliśmy za mało w kierunku zmian sektora i tak się już rozwarły nożyce między aspiracjami UE i naszą sytuacją, że zaczyna to być absurdalne i groźne - uważa Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej.
Zmiany w krajowej energetyce nie nabrały postaci spójnej polityki. Brakowało, i nadal jeszcze brakuje, rozstrzygnięć w kwestiach związanych z przyszłym miksem energetycznym. To są między innymi pytania o energetykę jądrową, o perspektywy rozwoju wysokosprawnej kogeneracji, o OZE. Te nożyce, o których mówi szef IEO, rozwarły się naprawdę szeroko.
- Proponowany przez KE w tak zwanym "pakiecie zimowym" limit emisji CO2 na poziomie 550 gramów na kilowatogodzinę jest dla nas nie do zaakceptowania i stanowi problem dla Polski - ocenił, jak informowała PAP, Piotr Naimski, pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej.
Mechanizm, o którym mówi minister Naimski, dotyczy rynku mocy. W Polsce ma on między innymi stworzyć podwaliny pod inwestycje w nowe elektrownie. Władze nie kryją, że idzie o wsparcie energetyki węglowej, a więc także o wsparcie górnictwa. A elektrownie węglowe - ani te, które istnieją, ani budowane, ani projektowane - nie są w stanie spełnić zaproponowanego kryterium emisji.
Przy tym, podczas prac nad zmianami w EU ETS także pojawiły się propozycje niekorzystne dla energetyki węglowej (m.in. kryterium emisji 450 kg CO2/MWh jako warunek korzystania z darmowych uprawnień do emisji CO2 po roku 2020). To oczywiście nie pierwsze, tak to powiedzmy: dekarbonizacyjne zderzenie Polski z Unią.
Wystarczy może przypomnieć tzw. backloading wprowadzony w 2014 r., który był administracyjną ingerencją w EU ETS mającą służyć wzrostowi cen CO2. Polskie władze, jak się wydaje, chętnie widziałyby w ogóle zmianę unijnej polityki w sprawie redukcji emisji CO2, na wzór klimatycznego porozumienia ONZ z Paryża. Niekiedy inicjatywy KE są mało spektakularne w porównaniu na przykład z reformą EU ETS, ale mają olbrzymie znaczenie.
Komisja Europejska zaproponowała rozporządzenie o systemie zarządzania Unią Energetyczną. Zdaniem PKEE, określone w nim regulacje są tak ważne, że powinny być wprowadzane za pomocą dyrektywy, a nie aktu niższej rangi. Projekt przewiduje między innymi tworzenie przez państwa członkowskie Zintegrowanych Krajowych Planów na rzecz Energii i Klimatu, których zakres tematyczny ma w istocie odpowiadać krajowej polityce energetycznej.
- Ogólnie rzecz ujmując, istnieje ryzyko, że krajowe polityki energetyczne państw UE będą stopniowo poddane centralizacji z Brukseli, konsultowane z KE w kontekście zgodności z celami polityki dekarbonizacji oraz także opiniowane przez inne państwa członkowskie - ocenił Maciej Burny, sekretarz Rady Zarządzającej PKEE.
Jedni powiedzą, że KE jest dogmatyczna w sprawach polityki klimatycznej, inni, że po prostu konsekwentna. Tak czy inaczej pytanie brzmi: czy i ewentualnie na jakich warunkach możliwe jest zejście przez Warszawę z kursu kolizyjnego z unijną polityką klimatyczną, albo odwrotnie - zejście Brukseli z kursu kolizyjnego z Warszawą.
Niektórzy eksperci oceniają, że proponowane przepisy związane z kryterium "550 kg CO2/MWh" są do negocjacji. Możliwe, że dojdzie tu do kompromisu. W konkluzjach Rady Europejskiej z 15 grudnia 2016 r. można przeczytać, że Rada "ponownie potwierdza, jak ważne są poszczególne strategie jednolitego rynku, a także unia energetyczna, które powinny zostać sfinalizowane i wdrożone do 2018 r. Do tego czasu należy rozstrzygnąć niektóre kluczowe zagadnienia". Z przypisu do tego fragmentu konkluzji wynika, że w przypadku Polski chodzi o swobodę określania naszego własnego koszyka energetycznego i zapewnienie bezpieczeństwa dostaw energii.
To daje nadzieję, że w sprawie emisyjności "550 kg CO2/MWh", jako warunku dopuszczenia elektrowni do rynku mocy, faktycznie klamka jeszcze nie zapadła. Pojedyncze sprawy nie powinny jednak przesłaniać generalnego problemu, jakim jest brak korelacji w postrzeganiu polityki klimatycznej w Warszawie i Brukseli.
- Z punktu widzenia europejskich lobbystów polska racja stanu jest ślepa na nowe trendy, jednak obawiam się, że nawet przy pewnej zmianie polskich założeń i przykładowo - odblokowaniu energetyki wiatrowej w kolejnej dekadzie oraz racjonalnej propozycji zmniejszania udziału węgla w energy mix (...) - i tak będzie to w obecnych, polityczno-lobbystycznych układach Parlamentu Europejskiego uznane jako niewystarczające i w końcu padnie śmiertelna propozycja dla polskiej energetyki - ocenił na swoim blogu prof. Konrad Świrski.
Zdaniem prof. Świrskiego, odkładamy chyba tę kolizję na przyszłość, bo sami gubimy się w krajowych swarach i chcemy, żeby problem energetyczny jakoś sam zszedł z głównej sceny. Nie zejdzie.
Dla harmonizacji polityki klimatycznej Polski z unijną potrzeba więcej niż kolejnych derogacji. Inaczej spory będą ciągle trwały i trwały. Potrzebny jest poważny reset w relacjach Warszawy i Brukseli na poziomie polityki klimatycznej.
- Jeśli nadal będziemy kontestowali politykę UE, nic przy tym konstruktywnego nie przedstawiając, chociażby w postaci polityki energetycznej państwa, to niewykluczone, że za jakiś czas znajdziemy się jako kraj w takiej sytuacji, że będziemy mieli dylemat: wystąpić z Unii w imię coraz mniej oczywistego bezpieczeństwa energetycznego opartego na węglu, czy - w imię tegoż bezpieczeństwa - w sposób oczywisty zaryzykować utratę konkurencyjności gospodarki z powodu wysokich kosztów CO2 - uważa Grzegorz Wiśniewski.
Tak ostre, może nawet przesadne zarysowanie tego dylematu jest chyba dość bliskie rzeczywistości: kolejne lata pokazują, iż Unia Europejska nie zamierza rezygnować z dotychczasowej polityki klimatyczno-energetycznej, a my nie znajdujemy na to wystarczająco konstruktywnej odpowiedzi.
Ireneusz Chojnacki
Więcej informacji w portalu "Wirtualny Nowy Przemysł"
- Przed 18 laty, gdy w Polsce było ok. 60 kopalń, rząd AWS-UW doprowadził do zamknięcia 22 - mówi w rozmowie z MarketNews24 były premier, poseł w Parlamencie Europejskim, prof. Jerzy Buzek.
- Ten proces restrukturyzacji był bardzo dobrze przygotowany, odbywał się w porozumieniu ze związkami zawodowymi i bez strajków.
- To było nieporównanie większe zadanie, niż to, przed którym stoi obecny rząd.