Państwo udaje, że dba o złomowanie

Nasze przepisy, stawiając niemożliwe wymogi, zniechęcają do budowy sieci stacji recyklingu. Producenci samochodów wnioskują o zmianę restrykcyjnych przepisów. Fundusz ochrony środowiska zarabia dzięki złym regulacjom prawnym.

Nasze przepisy, stawiając niemożliwe wymogi, zniechęcają do budowy sieci stacji recyklingu. Producenci samochodów wnioskują o zmianę restrykcyjnych przepisów. Fundusz ochrony środowiska zarabia dzięki złym regulacjom prawnym.

Z miliona polskich samochodów, które powinny być wycofane co roku z eksploatacji, złomowanych jest zaledwie 250 tysięcy - wylicza Forum Recyklingu Samochodów. Do sprawnego odzysku motoryzacyjnych odpadów niezbędna jest sprawna sieć stacji demontażu pojazdów, a jej stworzenie uniemożliwiają złe przepisy.

Za błędy ustawodawcy płacą wszyscy kupujący sprowadzane samochody. Importerzy aut, zarówno nowych, jak i używanych, od każdego sprowadzonego do Polski samochodu odprowadzają do Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej po 500 zł. A ponieważ w tym roku do Polski wjedzie - zgodnie z ostrożnymi szacunkami - 1 mln sztuk nowych i używanych pojazdów, Fundusz wzbogaci się o 500 mln zł.

Sieć w lesie

Nic dziwnego, że resortowi środowiska i rządowi nie śpieszno ze zmianami. Tym bardziej że nie zanosi się na to, żeby w sprawie szybko interweniowała Komisja Europejska. Wprawdzie obowiązek utworzenia sieci recyklingu samochodów nakłada na Polskę unijna dyrektywa, ale, jak można się dowiedzieć w przedstawicielstwie KE w Polsce, pod względem recyklingu jesteśmy pod koniec kolejki krajów, którym Bruksela się przygląda.

Problem polega na tym, że uchwalona w 2005 roku, a obowiązująca od początku tego roku ustawa o recyklingu samochodów wycofanych z eksploatacji, dostosowująca nasze prawo do unijnej dyrektywy, faktycznie uniemożliwia budowę sieci stacji złomowania. Przerzuca ona bowiem obowiązek jej stworzenia na importerów aut, którzy mieliby podpisać umowy z punktami przyjmującymi samochody do recyklingu. Stawia jednak niemożliwy do spełnienia wymóg, aby sieć punktów zbiorczych pokrywała terytorium państwa w 100 proc.

- Biorąc pod uwagę geograficzne uwarunkowania Polski, której 35 proc. terytorium to lasy i odległe tereny, nie jest to możliwe - uważa Ivan Hodac, prezes Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Samochodów.

Europejskie stowarzyszenie proponuje zmniejszenie zasięgu sieci do 75 proc. terytorium Polski. Taką sugestię zawarł zresztą w wysłanym niedawno do premiera i ministra ochrony środowiska liście.

Martwe prawo

Resort środowiska nie zajął jeszcze stanowiska w sprawie pisma stowarzyszenia producentów. Zdaniem współautora ustawy, posła PO Andrzeja Markowiaka, wiceprzewodniczącego sejmowej Komisji Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnych, postępowanie resortu jest oburzające.

- Jest ustawa, sieci nie ma, a stowarzyszenia piszą listy, w których informują, że nie da się jej zbudować. A czy ktoś pamięta jeszcze rzymską maksymę, że uchwalone prawo obowiązuje - zastanawia się Markowiak.

O tym, że prawo obowiązuje, przekonują się jednak importerzy samochodów. Ponieważ sieci odzysku nie ma, muszą oni wpłacać na konto Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej wspomniane już karne opłaty recyklingowe.

Marnowane pieniądze

Te pieniądze - tylko w tym roku 500 mln zł - powinny trafić do stacji recyklingu w postaci kredytów na ich modernizację. Ale według wyliczeń Adama Małyszko, prezesa Forum Recyklingu Samochodów, 400 stacji, które tworzą obecną sieć demontażu w Polsce, wykorzysta z tej puli maksymalnie 160 mln zł i to nie w ciągu trzech lat.

Wszystko przez niedopatrzenie obecnego kierownictwa ministerstwa środowiska, które nie poprosiło Brukseli o wyłączenie pomocy dla stacji demontażu spod reguł ogólnych zasad pomocy publicznej obowiązujących w UE. Tym samym rozdzielając środki z opłat recyklingowych NFOŚWiG może przyznać każdej stacji demontażu w ciągu trzech lat nie więcej niż 100 tys. euro pomocy publicznej.

Jest więc prawie pewne, że przynajmniej przez następne trzy lata wskaźnik odzysku aut nie ulegnie znaczącej poprawie. A pieniądze płacone przez importerów będą bezużytecznie leżały na kontach Funduszu.

IMPORTERZY MUSZĄ PAMIĘTAĆ O RECYKLINGU

Zgodnie z ustawą o recyklingu pojazdów wycofanych z eksploatacji (Dz.U. z 2005 r. nr 25, poz. 202 z późn. zm.) podmioty, które wprowadzają na polski rynek więcej niż 1000 aut rocznie, muszą zapewnić punkty zbiórki i stacje demontażu starych pojazdów.

Przepisy te są podyktowane unijną dyrektywą 2000/53/WE z 18 września 2000 r. w sprawie pojazdów wycofanych z eksploatacji.

SIEĆ ZAJMUJĄCA SIĘ RECYKLINGIEM
aut powinna być tak stworzona, aby właściciel pojazdu miał możliwość oddania go do miejsc położonych w odległości nie większej niż 50 km w linii prostej od miejsca zamieszkania.

PODMIOTY
które sprowadzają mniej aut, muszą natomiast uiścić 500 zł tzw. opłaty recyklingowej. Dowód wpłaty jest niezbędny przy rejestracji pojazdu.

PRODUCENCI
czy też importerzy aut, którzy wprowadzają ponad 1000 samochodów na rynek, a nie tworzą odpowiedniej sieci zbiórki i demontażu, muszą ponosić opłatę za brak wypełnienia ustawowego obowiązku - po 500 zł od jednego sprowadzonego auta.

Reklama

Cezary Pytlos

Gazeta Prawna
Dowiedz się więcej na temat: złomowanie | producenci samochodów | Niemożliwe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »